PRAWDA o HITLERZE i o ŻYDACH. LUDWIK ŁAKOMY

PRAWDA o HITLERZE i o ŻYDACH

 

opracował na podstawie książki A. Hitlera „M e i n K a m p f",

programu oficjalnego parłji narodowo-socjalisłycznej i dokumentów,

dotyczących działalności żydostwa przeciw Polsce

LUDWIK ŁAKOMY

1934

                                  

NAKŁADEM I DRUKIEM WYDAWNICTWA K. MIARKI W MIKOŁOWIE WOJ. ŚL.

 

 

 

 

 

PROGRAM HITLERA

I

   Syn drobnego urzędnika celnego z Austrji Górnej o wykształceniu paroklasowem, niefortunny kandydat do akademji sztuk pięknych, z zawodu malarz pokojowy i rysownik, podczas wojny żołnierz bawarski — oto za­sadnicze rysy z życia Adolfa Hitlera, obecnego bożyszcza Niemiec, ich kanclerza oraz leadera najliczniejszej i za­sadniczo jedynej na terenie Rzeszy partji.

   Poglądy jego muszą interesować całą Europę, ale przedewszystkiem muszą najżywiej obejść nas Polaków. Bo chociaż zamierzenia Hitlera nie są dla nas nowością, nową jest brutalna otwartość, z którą przedstawia on program germańskiego pochodu na wschód po nowe pod­boje. Mówi on szczerze to, co większość Niemców cho­wa w głębi nienawidzących nas serc i ta szczerość jest dla nas pożądana. Chodzi tu bowiem o coś więcej, niż o nasze prawo do bytu na świecie wogóle jako ludzi. Bo tego Hitler nam odmawia.

   W powodzi najrozmaitszych artykułów prasowych niedość ściśle, często nawet z uwielbieniem gloryfikują­cych program eks-malarza pokojowego, z drugiej stro­ny potępiających bezapelacyjnie ów program, trudno jest zorjentować się czytelnikowi polskiemu w istocie zamie­rzeń nowego bożyszcza Niemiec.

   Dlatego też podajemy w możliwie skróconej postaci poglądy i projekty Hitlera, tak jak je on zebrał w swej książce „Mein Kampf“, która już doczekała się kilkuna­stu wydań w Niemczech i została przetłumaczona na kil­ka języków.

   Będziemy się starać możliwie wiernie zachować cha­rakterystyczny język, styl i sposób wyrażania się Hitlera i dlatego musimy prosić czytelnika o pewną wyrozumia­łość. Książka Hitlera liczy bowiem 781 stron drobnego, gotyckiego druku, autor pisze rozwlekle, ustawicznie wpada w szał lub w patos, nie szczędząc ordynarnych wy­rażeń. Czytelnik w książce Hitlera zauważy powtarzanie się, tak jednakże musi być, jeżeli obfitość słów nie odpo­wiada bogactwu treści. Dlatego to Hitler ożywia swe wylewy wymyślaniem i gminnemi wyrażeniami. Nie jest on zwolennikiem słowa pisanego, lecz żywego. Książkę swą pisał w więzieniu, powodzenie swe zawdzięcza wie­com i zebraniom. Jest doskonałym aktorem, przemawia­jąc do Niemców umie im schlebiać, pozatem, towarzysze partyjni zawsze są gotowi poprzeć argumenty „Fiihrera" pałką i nożem.

II

   Ojciec Adolfa Hitlera po spensjonowaniu powrócił na rolę, skąd za młodu jako chłopski syn poszedł w świat. Jako urzędnik państwowy chciał na tę drogę skierować syna. Lecz dwunastoletni Adolf sprzeciwił się bezwzględ­nie życzeniom ojca i postanowił zostać artystą malarzem. Spór ten trwał długo, młody Hitler uczęszczał do szkoły realnej, uczył się źle, był krnąbrnym, interesowały go wyłącznie rysunki, jako podstawa przyszłej jego karjery artystycznej oraz historja. Był już wówczas nacjonalistą i rewolucjonistą. Śmierć ojca i choroba płucna spo­wodowały, że matka zabrała go ze szkoły realnej, nie sprzeciwiając się karjerze artystycznej syna. Hitler jął się przygotowywać do akademji malarskiej w Wiedniu. Niebawem po ciężkiej chorobie umarła mu matka. Młody człowiek wyruszył sam do Wiednia, zaopatrzony tylko w szczupłą pensję sierocą po ojcu. W Wiedniu zgłosił się do egzaminu do akademji malarskiej, przedłożył swo­je prace rysunkowe, w przekonaniu, że będą przyjęte z zachwytem i — grom z jasnego nieba! — jego kandy­datura została odrzucona. Rektor akademji oświadczył, że nie znaleziono w nim żadnego talentu artystycznego i malarskiego i poradził Adolfowi, aby skierował się na architekturę i budownictwo. Do tego była jednakże nie­zbędna matura, o czem Hitler w swych warunkach nie mógł ani marzyć. Dla chleba jął się tedy pracy fizycznej, zostając pomocnikiem malarskim, przyczem w biedzie i niedostatku spędził w Wiedniu pięć lat. Lata te wpły­nęły decydująco na ukształtowanie się światopoglądu przyszłego działacza. Wiedeń ówczesny był niezmiernie pouczającym terenem. Trzeba tylko cofnąć się myślą do owych czasów, kiedy Wiedeń był stolicą Austro- Węgier i polem parlamentarnych zmagań się wiecznie skłóconych z sobą ludów czarno-żółtej monarchji. Hitler zaczął obserwować socjalne i polityczne warunki stolicy. Związki zawodowe usiłowały go wciągnąć do swych or- ganizacyj. Narazie odmówił, śledząc zbliska ich działal­ność.

   „To, co widziałem — pisze o sobie — nie pociągało mnie wcale do partji socjalno-demokratycznej. Wszyst­ko tam było bowiem negacją. Narodowość w myśl tego programu była wymysłem kapitalistycznym, ojczyzna — instrumentem w rękach burżuazji dla wyzysku robotników, prawo — środkiem ucisku proletarjatu, szkoła — in­stytucją wychowawczą niewolników, religja — środkiem do ogłupiania wyzyskiwanego ludu, moralność — oznaką głupoty. Kiedy pewnego dnia, uzbrojony w argumenty, wszcząłem podczas pracy dysputę ze swymi towarzysza­mi, ci postawili mi ultimatum: albo wynosić się z pracy, albo będę zrzucony z rusztowania. Wówczas poznałem środek, który najłatwiej zwycięża rozum, mianowicie Terror!“

   W przyszłości, pouczony, zastosuje ten środek walki przeciw wszystkim swym przeciwnikom. Hitler, zasta­nawiając się nad swemi przeżyciami, dochodzi do wnio­sku, że psychice szerokich mas nie odpowiada nigdy po- łowiczność i słabość. Podobnie jak kobieta chętniej ugina się przed silnym, niż panuje nad słabym, — podobnie i masy idą za władcą, a nie za proszącym. Chcąc wal­czyć z socjal-demokracją, trzeba jej również przeciwsta­wić program równie brutalny i bezwzględny i dopiero wtedy można mieć szanse w ciężkiej walce o władzę. Na terror trzeba odpowiedzieć terrorem!

   Związki zawodowe pod kierownictwem socjalistów przestały być organizacją, mającą na celu polepszenie by­tu klasy robotniczej, a stały się taranem, którym posłu­gują się inni, często obcy i wrogowie danego narodu do walki z tymże narodem i państwem.

   Walka ta jest prowadzona z matematyczną ścisłością, oparta jest ona na nienawiści, egoizmie i wogóle najniż­szych instynktach, dąży zaś do zguby ludzkości.

   Dla jej zrozumienia — pisze dalej Hitler — koniecz­ną jest dokładna znajomość duszy żydowskiej, gdyż par- tja socjalno-demokratyczna jest prowadzona przez żydostwo i pracuje dla jego celów. Marksizm opanowany przez żydów, odrzuca naturalną, arystokratyczną zasadę, a na miejsce rasowej siły i mocy stawia liczbę i martwą masę. W ten sposób zaprzecza się wartości jednostki, odmawia znaczenia lepszej rasie i pozbawia ludzkość głównych składników twórczych jej kultury.

   Gdyby zasady żydowsko-marksistowskie zwyciężyły, byłoby to końcem ludzkości, bo natura mści się gorzko za przekroczenie jej praw. „Broniąc się przed Judą — woła Hitler “ będę walczył w imię Pana!“

   W sprawach politycznych Hitler urobił sobie nastę­pujące poglądy: Demokracja zachodnio-europejska jest sługą i poprzednikiem marksizmu, stanowiąc znakomitą odżywkę, na której dojrzewa bakcyl światowej zarazy. Polityk parlamentarny jest to człowiek, którego jedyną myślą przewodnią jest bezmyślność, połączona ze sztuką kłamania, oraz z bezwstydnie rozwiniętą bezczelnością.

   Parlament — to zbiorowisko pluskiew parlamentar­nych, trzymających się kurczowo i za wszelką cenę wy­grzanych foteli. Za każdą, nawet najgorszą ustawę par­lamentarną nikt nie ponosi żadnej odpowiedzialności, bo nie można pociągnąć do odpowiedzialności chwiejnej i chwilowej większości. Najgenjalniejszy mąż stanu mu­si tracić swą energję i wiedzę dla przekonywania stada owiec w celu zdobycia ich głosów.

   „Czy na tern ma polegać umiejętność rządzenia państwem — pyta Plitler — aby umieć przekonywać pu­ste głowy?“ „Czy koniecznie dla przeprowadzenia naj- genjalniejszych i najlepszych projektów mąż stanu musi się uciekać do schlebiania lub przekupstwa?"

   W ten sposób zasada większości parlamentarnej dąży do zniweczenia wszelkiej twórczej idei i odpowiedzialno­ści za swoje czyny, odmawiając autorytetu jednostkom i stawiając na jej miejsce nieuchwytną większość. Parlament nie jest zebraniem mędrców, lecz gromadą ducho­wych zer, które są jak marjonetki kierowane zzewnątrz, a właściwy pociągacz sznurków jest nieuchwytny, niewi­dzialny i nieosiągalny., Jest to zbiorowisko gadułów, in­strument w rękach żydostwa, chowającego się zawsze przed odpowiedzialnością, jak też przed prawdą i słoń­cem. Tylko ta rasa może chwalić instytucję parlamenta­ryzmu, jest ona bowiem równie brudna i fałszywa jak parlament. Cóż Hitler przeciwstawia parlamentowi?

   „Prawdziwą germańską demokrację z wolnym wy­borem przywódcy, który będzie ponosić odpowiedzialność za wszelkie czyny i postępki". „Nie może być głosowa­nia i poszukiwania większości!" „Decyduje postanowie­nie jednostki, odpowiadającej za swą działalność życiem i majątkiem. Jeżeli ktoś sądzi, że w tych warunkach trudno będzie o jednostkę, gotową do poświęcenia się, podobnie ryzykownej działalności, wówczas odpowiem: „Bogu dzięki!", w tern leży sens germańskiej demokracji, że nie każdy niegodny i niemoralny osobnik może dążyć krętemi drogami do władzy. Gdyby zaś jaki niegodny usiłował się wkręcić, wtedy łatwo go odszukamy i prze­pędzimy okrzykami: Precz, tchórzliwy łotrze! Odejdź, ty brudzisz stopnie panteonu historji, który nie jest dla paskarzy, lecz dla bohaterów!" Piękny program, i rów­nie piękny, godny programu język!

III

Na gruncie wiedeńskim ścierały się przed wojną światową pośród niemieckiego społeczeństwa dwa obozy polityczne: wszechniemiecki i chrześcijańsko-społeczny. Hitler sercem należał do pierwszego, ale spostrzegał, że akcja tegoż ruchu była zgóry skazana na niepowodzenie, jako opierająca się na warstwach mieszczańskich i nie poruszająca zagadnień socjalnych, które mogłyby przy­ciągnąć masy. Austrjaccy wszechniemcy weszli do par­lamentu i zaczęli tam swą działalność, która nie mogła dać wyników. Przeciwnicy idei wszechniemieckiej, sta­nowiący większość, zakrzyczeli ich, prasa przekręcała ich mowy lub całkiem je przemilczała. Tymczasem masy nie­mieckie pozostały bierne, a posłowie przejęli wszystkie nałogi parlamentaryzmu austrjackiego, stając się partyj­ką, walczącą „duchową" bronią, to jest gadali i paktowali. Nie poszli z ideą niemiecką do ludu, więc ruch ten mu­siał dość prędko stracić na znaczeniu, tembardziej, że — według Hitlera — równocześnie dwór Habsburgów po­stanowił przemienić monarchję austro-wegierską na pań­stwo o charakterze słowiańskim, używając do tego całego aparatu rządowego oraz Kościoła katolickiego i szkoły.

Ta „słowianofilska"‘ w opinji Hitlera polityka Habs­burgów była przyczyną nienawiści jego do monarchji i dynastji.

„Ta państwowa mozaika — woła — czekała od lat na cios, aby rozlecieć się w kawałki. Dynastja Habsbur­gów dla swoich ciasnych celów zdradziła niemieckość. Jako Niemiec, który nie miał szczęścia urodzić się w pań­stwie Bismarcka i pod władzą Hohenzollernów, z niecier­pliwością oczekiwałem na nieuchronny upadek Austrji. W Niemczech uważano ją za państwo niemieckie kie­dy Austrja w rzeczywistości stawała się coraz bardziej słowiańską. Utrzymywała się jako mocarstwo tylko dzię­ki austrjackim Niemcom, którzy czynili to z głupoty, w przekonaniu, że służą trójprzymierzu i Niemcom".

Rzesza niemiecka nie rozumiała również ówczesnej sytuacji politycznej, gdyż było jasne, że Austrja i Włochy nigdy nie będą walczyć po tej samej stronie, zbyt dużo bowiem dom Habsburgów nagrzeszył w ubiegłem stule­ciu przeciw wolności Włoch. Zawarły one pakt porozu­mienia z Austrją jedynie poto, aby uśpić jej czujność i lepiej przysposobić się do wojny.

Przedwojenna polityka Niemiec była — zdaniem Hitlera — z gruntu fałszywa i musiała doprowadzić do katastrofy. Wobec przyrostu ludności około miljona rocznie, trzeba było szukać możliwości wyżywienia. Różne istniały do tego drogi. Można było, np. wzorem narodu francuskiego, sztucznie ograniczyć naturalny przyrost. Ten sposób jednakże prowadzi do zwyrodnie­nia rasy i taki naród musi upaść, gdyż jest to przeciwne naturze. Można było popierać kolonizację wewnętrzną, osiedlać ludność na roli kosztem wielkiej własności agrar­nej. Ale i ten sposób był ograniczony, prowadząc do gło­dowania. Natura nie zna granic politycznych, usadziła ludzkość na globie ziemskim i dała jej wolne ręce: kto silniejszy, ten jest jej ukochanem dzieckiem. Ludzkość wyrosła w wiecznej walce, w wiecznym pokoju zginie 1 Zwyciężają nie kulturalniejsze narody, ale bezwzględniej­sze oraz brutalniejsze w pędzie do zachowania się. Ko­lonizacja wewnętrzna nie mogła Niemcom wystarczyć, a dla pomieszczenia i wyżywienia przybywających miljo- nów powinny one były szukać ziemi nazewnątrz.

Tymczasem Niemcy, zdaniem Hitlera, poszły zupeł­nie inną drogą. Ekspansja przemysłu niemieckiego i handlu, przekształcenie kraju w przemysłowo-handlowy, miały dać wszystkim Niemcom chleb i dobrobyt. Tę dro­gę obrała Rzesza niemiecka dla miłości pokoju i postąpi­ła zgruntu fałszywie* Niemcy potrzebowały bowiem zie­mi dla siebie, i nie powinny były szukać jej w Kamerunie, ale musiały ją znaleźć w Europie.

„Trzeba otwarcie zawołać — wykrzykuje Hitler — że polityczne granice nie stanowią przeszkody dla od­wiecznego pędu do życia narodu! Prawo samozachowa- nia pozwala tam, gdzie nie udaje się czegoś otrzymać po dobroci, użyć pięści! Gdyby nasi germańscy przodkowie przejmowali się swego czasu dzisiejszemi pacyfistyczne­mu głupstwami, to zaledwie jedna trzecia dzisiejszego ob­szaru Niemiec należałaby do nas. Tylko naturalnemu popędowi do walki i podboju naszych przodków zawdzię­czamy obie marchje wschodnie oraz wogóle naszą naro­dowość i państwo. Dla przyszłości Niemiec wogóle nie było innej drogi, jak poszukiwanie i zdobywanie nowych terenów w Europie i ku temu celowi winna była być skie­rowana cała polityka Reichu".

Bowiem dobrze było wiadome, że w Europie nie zdo­będzie się nowych terenów drogą pokojową. Dlatego należało wzmocnić armję lądową, a nie flotę z urojonemi widokami ku przyszłości Niemiec na morzu. Trzeba było iść śladami Krzyżaków, gdzie niemiecki miecz wyrąbał drogę narodowi niemieckiemu, a praca niemieckiego płu­ga dała chleb! Niemiecka polityka przedwojenna musiała kierować się przeciw Rosji i mogła znaleźć tylko jednego sojusznika — Anglję. ‘

Anglja pokryłaby wówczas tyły Niemiec — a ger­mański pochód mógł ruszyć na wschód po nowe podboje. „Mieliśmy do tego takie same, a kto wie, czy nie większe prawo, jak nasi krzyżaccy przodkowie, a żaden z pacyfi­stów i dzisiejszych demokratów nie waha się jeść chleba ze wschodnio-pruskich prowincyj, chociaż pierwszym pługiem na tych polach był miecz".

To też trzeba było się zdobyć na największe ofiary, aby tylko uzyskać zgodę Anglji na taką politykę. Trzeba było zrezygnować z kolonij, floty i handlu światowego, tworząc jedynie armję lądową. Chwilowo należało znieść wszelkie ograniczenia, bowiem przyszłość Niemiec leży na wschodzie Europy. Postępując na tenże wschód, nie zadrasnęłyby Anglji, podczas gdy prowadząc politykę wszechświatową i morską musiały wejść w kolizję z An- glją. Tedy należało wykorzystać 1904 rok i podczas wojny japońskiej zabrać Rosji przynajmniej przylegające do Rzeszy tereny! Nie doszłoby wówczas do wojny świa­towej w 1914 r. i jakże inną byłaby dzisiejsza sytuacja oraz stanowisko Niemiec!

W tej polityce sojusz z Austrją był raczej przeszko­dą. Ta mumja państwowa sprzymierzyła się z Rzeszą nie dla wojny, ale dla zachowania wiecznego pokoju i utrzymania swego dynastycznego, coraz bardziej sło­wiańskiego państwa.

Dla celów pokojowych Niemcy budowały flotę, ma­rząc o pokojowem gospodarczem podbiciu świata. Oba­wiano się wojny, aby zostać do niej zmuszonym w naj- nieodpowiedniejszej chwili. Bawiono się w marzenia o światowym pokoju — było się przymuszonym do świa­towej wojny.

„Nasze pokojowo-handlowe zapędy — biada dema­gog — spotkały się z angielskim egoizmem. Zamiast z Anglją przeciw Rosji — albo Rosją przeciw Anglji, Niemcy musiały walczyć z obojga przeciwnikami. Winę ponosi przedewszystkiem Austrja. Należało ją pozosta­wić jej własnemu losowi, pamiętając tylko o dziesięciu miljonach austrjackich Niemców! Sprzymierzenie się z Austrją i wojnę na wszystkich frontach spowodowali żydzi i socjaliści! Sojusz z Austrją pozwalał przeciwni­kom widzieć w niej ponętny objekt do rozbioru, dzięki któremu dyplomacja angielska wciągnęła do wojny wszystkich jej sąsiadów. W ten sposób doszła do skutku koalicja przeciwniemiecka!" „Zawsze podczas wojny — pisze Hitler byłem zdania, że trzeba czemprędzej mo- narchję habsburską, naszego sojusznika, oddać wrogom, bo wojna toczy się nie o utrzymanie zdegenerowanej dy- nastji, lecz o zbawienie niemieckiego ludu!"

Niemcy przedwojenne, zdaniem Hitlera, chciały ze wszystkich sił pokoju i to było ich błędem największym. Prusy zawdzięczają swą wielkość i powstanie bohater­skim wyczynom przodków, a nie machinacjom handlar- skim, również i cesarstwo niemieckie jest dziełem nie­mieckiego męstwa, niemieckiego żołnierza.

„Dlaczego — dziwi się Hitler — naród niemiecki ulegał przed wojną psychozie pokojowej? Czy trucizna jaka wsiąkła w krew i ciało dawnych bohaterów germań­skich i zatamowała zdrowy oraz naturalny pęd do zacho­wania rasy i nowych podbojów? Tak, to żydostwo i marksizm zatruły organizm germański, powodując roz­kład rasy niemieckiej, a jej upadek rozpoczął się jeszcze przed wojną".

IV

Wybuch wojny zastał Hitlera w Monachjum.

Na wieść o zamachu serajewskim wyraża w swej książce przypuszczenie, że to studenci wszechniemieccy zabili austrjackiego następcę tronu jako przyjaciela Sło­wian. Była to zemsta losu za to, że ten „Słowianofil" i jego żona, Słowianka, padli z ręki słowiańskiego fanaty­ka. Wobec tego austrjackie ultimatum do Serbji nie było zbyt brutalne, jak chcą niektórzy, ale jeszcze zbyt względ­ne. Kto twierdzi inaczej, jest głupcem albo półgłówkiem.

Wojna była konieczna i przez masy pożądana, bynajmniej nie narzucona.

„Ja sam — pisze z uniesieniem Hitler — padłem na kolana, dziękując niebiosom z wezbranego wdzięcznością serca, że żyję w tych czasach, kiedy następuje walka nie o Austrję, lecz o „być albo nie być" niemieckiego narodu. Tak często śpiewałem „Deutschland iiber alles", że uwa­żałem za największą łaskę występować jako świadek na „boskim sądzie wiecznego Sędziego" (Gottesgericht des ewigen Richters) przy obwieszczeniu tej prawdy". Ale za chwilę ów komedjant dodaje: „Nikt nie przypuszczał, że potrwa to tak długo, każdy był pewny, że na zimę powróci do swego pokojowego zajęcia".

Hitler zgłosił się jako ochotnik do pułku bawarskie­go (gdyby był tego nie uczynił, musiałby pójść do wojska austrjackiego jako austrjacki poddany, ochota więc była pod przymusem). Nie chciał walczyć za tron Habsbur­gów, po przyjęciu go do wojska bawarskiego, jak pisze, radość i jego wdzięczność nie miały granic. Jedyna drę­czyła go obawa, czy aby zdąży na czas na front, czy weźmie udział w bohaterskich bojach, każde zwycięstwo niemieckie było dla niego zaprawione uczuciem goryczy, czy nie będzie zapóźno, czy dla niego wystarczy nieprzy­jaciół do mordowania. Nareszcie pułk Hitlera wyjeżdża, jadą przez Ren, śpiewają „Wacht am Rhein", będą bronić tego niemieckiego strumienia przed pożądliwością wro­gów.

Przechodziły lata i miesiące przeciągającej się i co­raz to cięższej wojny. Początkowe triumfy zbladły i przygasły. Niezależna prasa jęła snuć refleksje na te­mat osamotnienia Niemiec, nikłych widoków pokoju i zwycięstwa.

Przy opisywaniu tego Hitler wpada w szał: „Trzeba było — drze się z pasją — takiego rycerza kałamarza wziąć na postronek! Wojna nie była naszym zamiarem, została nam narzucona. Zawsze jesteśmy gotowi do po­godzenia się z ludzkością pod warunkami, że nasze zwy­cięstwa i bohaterstwa zostaną oceniane".

„To marksizm — twierdzi Hitler — który dąży do zniszczenia wszystkiego i wszystkich państw narodowych, widząc w lipcu 1914 r., że masy niemieckie uchodzą z pod jego wpływów i stają w szeregach dla służby ojczyźnie, zaczyna znowu podnosić głowę. Należało ich odrazu nie- litościwie zniszczyć jak pasożytów! Pozamykać prowo­dyrów, rozwiązać partje, parlament uśmierzyć bagneta­mi. Tymczasem „Jego wysokość cesarz" wspaniało­myślnie wyciągnął rękę ku tym zbrodniarzom".

Hitler nie ma wątpliwości, że samym gwałtem i ter­rorem nie można idei ani zniszczyć ani zabić. Jednakże trzeba idei, którą się zwalcza, przeciwstawić drugą ideę i poprzeć ją siłą i terrorem. W walce dwuch idej zwy­cięża zawsze ta, która pierwsza atakuje, walczy bez­względniej i gwałtowniej. Ówczesny rząd niemiecki nie rozumiał tego. Nie stosując wobec marksizmu terroru, przypuszczał chyba, że międzynarodowi fanatycy przejdą do partyj burżuazyjnych, bo szerokiego ludowego pro­gramu rząd ten nie posiadał.

„Walczyliśmy — pisze Hitler — o najwyższe ideały narodowe, o wyżywienie i bezpieczeństwo naszego ludu i o jego honor. Wszystkie tedy środki były dobre do osiągnięcia naszych celów! Etyka, humanitaryzm, to są czcze wymysły ludzkiej fantazji i w walce narodu o byt nie mogą wchodzić w rachubę. Najokropniejsza broń jest humanitarna, jeżeli przyśpiesza nasze zwycięstwo, bo każda metoda walki jest piękna, jeżeli daje wolność na­rodowi".

Niemcy źle używali propagandy wojennej, w czem znowu celowali ich przeciwnicy. Propaganda wojenna nie powinna być objektywna i podawać prawdę lub zwa­żać na przepisy prawa, lecz zawsze i wyłącznie służyć własnym potrzebom.

Tak np. w kwestji winy za wywołanie wojny było błędem tłumaczyć się, że nie same Niemcy są jej winne, należało wyłącznie i całkowicie przypisać winę przeciwni­kom — chociaż możeby to istotnemu stanowi rzeczy nie odpowiadało. To bowiem, co trafia do umysłów mas, musi być mocne i twarde. Zasięg rozumowania mas jest zupełnie ograniczony, a łatwość zapominania wielka.

Przedwojenne rządy w Niemczech były we wszyst­kich poczynaniach niezdecydowane i połowiczne. Par­lament działał burząco. Polityka względem Polaków by­ła chwiejna, podniecano ich tylko i drażniono, zamiast wziąć się do nich poważnie. W wyniku nie osiągnięto zwycięstwa niemieckości, ani zgody z Polakami, tylko wrogość Rosji. Taksamo w kwestji Alzacji i Lotaryngji — zamiast raz na zawsze urwać brutalną pięścią łeb hydrze francuskiej, a Alzatczykom przyznać równe pra­wa, wyhodowano w centrum parlamentu największego zdrajcę, pana Wetterle. Ale najstraszliwszej zbrodni do­konał parlament przez swój stosunek do armji.

Wołając na cały świat o rzekomym militaryźmie, przeszkadzał parlament należytemu wyszkoleniu całego narodu do walki i dlatego na wojnę poszła młodzież na- pół tylko przysposobiona, ginąc całemi tysiącami z powo­du łajdackiej polityki przedwojennych przedstawicieli ludu. Połowiczna była również morska polityka nie­miecka. Jeżeli Anglicy budowali okręty z działami 30-sto centymetrowemi, trzeba było na niemieckich ustawiać 42 cm działa. Tymczasem używano dział najwyżej 28 cm. Gdyby flota niemiecka pod Skagerrakiem była równa an­gielskiej pod względem tonnażu, uzbrojenia i szybkości, wówczas w huraganie niemieckich pocisków znalazłaby tam cała flota angielska wilgotny grób.

,Jeden Ludendorf — pieni się dalej Hitler — wal­czył z tą zbrodniczą słabością i połowicznością niemiec­kiej polityki, jaką prowadził parlament wraz z nędznym kanclerzem Bethmann-Hollwegiem. Tym kreaturom lud niemiecki zawdzięcza swoje cierpienia, nędze i ofiary. Nie można ich inaczej nazwać, jak łotrami, oszustami, łajdakami, złoczyńcami, gdyż dla kogo istniałyby podob­ne wyrażenia w potocznej mowie?"

Naród niemiecki zawdzięcza wszystko swej armji i dlatego przeciw armji zwróciła się nienawiść łupieżców wersalskich. Armja uczyła Niemców oddania się ojczyź­nie, ofiarności i męstwa, a przedewszystkiem wpajała w nich przekonanie, że przyszłość narodu leży nie w kłamliwych frazesach o międzynarodowem braterstwie z Murzynami, Francuzami, Anglikami i Chińczykami, lecz we własnej odwadze oraz przedsiębiorczości. Armja niemiecka była najlepszą ostoją niemieckiej wolności i przyszłości. Niemcy były najlepiej zorganizowanym i zarządzanym krajem na świecie, zupełnie niezależnym od zmieniających się rządów i polityków, a zawdzięczały to wszystko swemu korpusowi urzędniczemu. Z armji wraz z biurokracją wynikała siła dawnych Niemiec, a przyczyną przegranej wojny stało się — niedocenianie problemu rasowego!

V

„Upadek rasy narodu niemieckiego — pisze Hitler — spowodowany został przez prasę, literaturę, parlament, choroby weneryczne i zmaterjalizowanie“.

Niemiecka prasa liberalna podawała ludności tru­ciznę w postaci najgorszego pacyfizmu, który ją opętał. Usiłowano całą bezmyślność zachodniej demokracji, ubra­ną we wzniosłe wyrazy, wpoić ludowi niemieckiemu, osła­biając jego narodowe państwo. W ten sposób prasa li­beralna stała się grabarzem ludu niemieckiego i państwa, przez swoje kłamstwa, bez których nie mogłaby istnieć, złamała ludowi kręgosłup narodowy („nationale Riick- grat“) i oddała go w niewolę międzynarodowego kapita­łu oraz jego panów, żydów.

Tymczasem rząd nie doceniał niebezpieczeństwa, okazując tchórzliwość, wołającą o pomstę do nieba. Cza­sem zamknął kilku dziennikarzy na krótki czas, ale nie niszczył gniazda żmij, kiedy należało działać radykalnie.

„My to uczynimy!“ — woła demagog.

„Napewno podniesie się krzyk, kiedy łajdactwom prasowym położymy koniec i ta, tak niezmiernie ważna placówka propagandowa zostanie wrogom ludu odebra­na. Nic nam to bynajmniej nie zaszkodzi: jeden granat 30 cm syczy głośniej niż tysiące żydowskich pismaków, niech tymczasem jeszcze syczą".

Rząd nie walczył z rozpustą, nierządem i wynikają- cemi z nich chorobami, które doprowadziły do upadku rasy. Wśród małżeństw panowało zażydzenie, każda wzbogacona żydówka była dobra na żonę i matkę sfer arystokratycznych, decydowały o wszystkiem pieniądze. Grzech przeciwko czystości rasy i krwi jest dziedzicznym grzechem dzisiejszego świata i gotuje ludzkości zagładę.

Całą uwagę trzeba skierować na ten punkt, jakgdyby ocł niego wszystko zależało. Trzeba oczyścić teatr, sztu­kę, literaturę, kino, prasę od wyziewów gnijącego świata i poddać je państwowej kontroli kulturalnej. Prawo wolności osobistej trzeba podporządkować obowiązkowi utrzymania rasy. Aby uzdrowić ciało i ducha, trzeba ludzi chorych bez litości odosobnić i uniemożliwić im mieć potomstwo. Będzie to coprawda środek barbarzyń­ski względem nich, lecz błogosławieństwo dla przyszłości. Jeśli narodowi brakuje sił do walki o swoje zdrowie, to traci on wogóle prawo do życia na tym wojującym świę­cie. Każde skrzyżowanie dwóch nierównych ras daje mieszańca o średniej inteligencji. Zczasem więc wyższa, krzyżująca się rasa, musi upaść, wydając na świat coraz mniej wartościowe społeczeństwo.

Jest to grzech i sprzeczność przeciw prawom natury, która dąży do uszlachetnienia gatunku. Silniejszy ma panować i nie wolno mu krzyżować się ze słabszym. W walce o byt i o chleb codzienny wszystko co słabsze musi upaść, a każda walka podnosi i rozwija zdrowie, siłę i przedsiębiorczość gatunku, prowadząc go na wyż­szy szczebel rozwoju. Natura sama niszczy i usuwa słabsze jednostki dla polepszenia rasy, człowiek nie może sprzeciwiać się naturze, byłaby to bowiem droga do zwy­rodnienia. Krzyżowanie się i upadek rasy były przyczy­nami obniżenia się kultury. Narody nie giną od przegra­nych wojen, lecz przez utratę swej odporności i upadek rasy, które tkwią w czystości krwi.

Jednakże ludzie niższej rasy są potrzebni na świecie, ale muszą służyć rasom wyższym. Pierwszy pług, zanim zaprzęgnięto do niego konia, ciągnęli zdobyci niewolnicy i pracowali w ten sposób dla pana wyższej rasy. Dla­tego też tam rozwijała się najszybciej kultura, gdzie aryjczycy podbijali niżej kulturalnie stojące narody. Mimo to Niemcy są narodem pacyfistów. Ze zniknięciem ostatniego Niemca zniknie ostatni pacyfista. Kto pragnie zwycięstwa idei pokojowej, musi życzyć zwycięstwa Niemcom, oni bowiem na tern wyszli najgorzej i najgo­ręcej ze wszystkich wierzą w owe głupstwa pacyfistyczne. Idea wiecznego pokoju wówczas będzie mogła być urze­czywistniona, kiedy jeden najwyżej postawiony władca podbije całą ziemię. W każdym razie musi nasampierw nastąpić walka, zwycięstwo najsilniejszego i najlepszego, potem dopiero nastąpi wieczny pokój. W przeciwnym razie zapanuje barbarzyństwo i koniec ludzkości! Może się to wydawać śmieszne, niechże jednak wszyscy wiedzą, że planeta nasza krążyła miljony lat bez ludzi w eterze kosmicznym i może znowu tak krążyć, jeśli ludzie za­pomną, że ich bytowanie nie zależy od pomysłów zwa- rjowanych ideologów, lecz od bezwzględnego stosowania uznanych praw natury.

Zasadę zachowania czystości krwi i rasy zrozumieli najlepiej żydzi, tworząc swoje państwo w państwie i roz­mnażając się tylko tam, podobnie do pasorzytów, gdzie znaleźli odpowiednią pożywkę. Ale gdzie oni występują, tam naród twórczy powoli zamiera.

Żydzi są mistrzami kłamstwa, ukrywając się za pa­rawanem gminy religijnej, co im umożliwia życie paso- rzytnicze na ciele i duszy innych narodów. Ich religja jest środkiem dla interesów. Dla osłabienia narodowości popierają wszędzie międzynarodowość, aż do wymyśle­nia międzynarodowego języka. Dla osłabienia państwa popierają parlamentaryzm i demokrację, zamiast wybit­nej jednostki wysuwają większość i zbiorowość, co ozna­cza głupotę, niedołęstwo i tchórzostwo.

W dążeniu do władzy nad światem najpierw popie­rali mieszczaństwo przeciw feudalizmowi, tak jak teraz popierają świat robotniczy przeciw mieszczańskiemu, aby wreszcie zapanować nad robotnikami. Dzisiejszy robot­nik walczy nieświadomie za żydów. Wskazując na cięż­ką dolę robotnika, żydzi wzbudzają litość i pozyskują zaufanie mas. Ale nie kieruje nimi wcale chęć dopomożenia klasie robotniczej: jest to tylko ich broń w walce o władzę nad światem i o zniszczenie ludów aryjskich. Żydzi kierują dzisiaj socjal-demokracją i związkami za- wodowemi, nie szczędzą obietnic, złudnych obrazów, nie krępują się moralnością. W ten sposób walczą z gospo­darstwem narodowem i podważają je.

Kto nie ugnie się przed żydostwem, jest ich wro­giem, kto ich poznał i opiera się im, tego nienawidzą i solidarnie zwalczają kłamstwem oraz oszczerstwem bez żadnych skrupułów.

Żydzi wstrząsają gospodarczem życiem kraju, dopó­ki go nie opanują, politycznie podważają podstawy obro­ny państwa, fałszują historję, zarażają kulturalnie sztuki piękne, ośmieszają religijność, moralność i obyczajność — dopóki nie obalą państwa narodowego. A kiedy przy­chodzi rewolucja, żydzi mordują skrytobójczo przywód­ców narodu i z demokratów stają się tyranami ujarzmio­nego niewolniczo ludu. Czy Rosja obecna nie jest typo­wym przykładem, jak garstka żydowskich giełdziarzy i agitatorów zadręcza lud? Ale żydzi muszą tam zginąć, bo gdy zginie ofiara, zginąć musi także wampir.

„Nasze klęski w 1918 r., woła Hitler, byłyby do po­wetowania, jako niewspółmierne ze zwycięstwami po­przednich lat. Nie one nas złamały, tylko ukryta potęga, która przygotowała naszą klęskę, odbierając narodowi jego wolę, siłę i zdrowy instynkt samozachowawczy. Ale siły i zdrowie mogą wrócić, jeżeli krew pozostanie czystą, a klęski, choćby największe, są do powetowania".

VI

W sierpniu 1916 r. Hitler został ranny i po dwulet­nim pobycie na froncie wrócił do szpitala pod Berlinem.

„Co za zmiany w życiu i nastrojach kraju! W szpi­talu otwarte rozmowy żołnierzy o wykręcaniu się od frontu i rozmyślne kaleczenia się. Wszędzie zawiść, gniew, wymyślania. Kancelarje wojskowe pełne żydów, każdy żyd pisarzem, każdy pisarz żydem. Podobnie w handlu i życiu gospodarczem — wszędzie żydzi, wy­zyskujący lud i wymyślający na Prusaków. Widziałem, jak żydzi pracują nad skłóceniem Prus z Bawarją i przy­gotowaniem rewolucji, która miała rozbić oba te kraje. Nastąpił upadek caratu w Rosji, potem przerwanie fron­tu we Włoszech. Nadzieja zwycięstwa jęła wstępować w serca. Ale świat międzynarodowy postanowił, że Niemcy nie powinni zwyciężyć i zorganizował strajk amunicyjny. W ten sposób kapitał chciał zapewnić zwy­cięstwo koalicji, gdyż takim był cel socjaldemokratyczne­go oszustwa ludów. Rosja była już ostatecznie złamana. Zwycięstwo było bliskie. Zwycięska końcowa ofenzywa naszych bataljonów szła na Paryż, ostatnie instrukcje sztabów zostały wydane, ostatnie wysiłki — gdy wtem — zdrada! w Niemczech strajk generalny i rewolucja!

Na wieść o tern wstrzymują się prący naprzód boha­terowie — zamiast ofenzywy następuje desperacka obro­na".

„Zwycięstwo byłoby nasze — zapewnia Hitler — ale sprzymierzeni poświęcili olbrzymie środki na propagandę rozkładową wewnątrz Niemiec i ta międzynarodo­wa propaganda zgubiła kraj. Ci sami przywódcy marksizmu, do których cesarz Wilhelm wyciągnął rękę do zgody, ci łotrzy, ściskając prawicę jego cesarskiej wy­sokości, w swojej mieli ukryty sztylet, a w umysłach knuli zdradę".

„Niema paktów z żydostwem — pieni się Hitler — albo my, albo oni!"

Wówczas to postanawia, że w przyszłości zostanie politykiem.

VII

Po wojnie przybywa Hitler do Monachjum i wstę­puje tam do organizującej się narodowej niemieckiej partji robotniczej. Partja ta — pisze — liczyła wówczas siedmiu członków, posiadając w kasie 7 i pół marki ma­jątku. Hitler objął referat propagandy i rozpoczął ją szeregiem odczytów oraz przemówień wiecowych, naj­pierw na małych, potem na coraz to większych zgroma­dzeniach. Wówczas też powoli krystalizował się pro­gram partji.

Miała ona być organizacją nie sytych i zadowolo­nych, lecz cierpiących, niespokojnych, nieszczęśliwych i skrzywdzonych.

Miała zapuścić jaknajgłębiej korzenie w lud i rozbu­dzić w nim ducha nacjonalistycznego, tak, aby ten lud mimo rozbrojenia mógł znaleźć tysiące sposobów, żeby się uzbroić. Lud niemiecki miał dążyć, aby odzyskać swe utracone pozycje. Narazie trzeba było ponieść ofia­ry natury socjalnej i gospodarczej. Trzeba było rozbu­dzić w ludzie świadomość, że silniejszy w życiu zwy­cięży słabszego, zniszczy go, lub weźmie w jarzmo.

„To też spokojnych i cichych obywateli niemieckich — pisze z emfazą Hitler — trzeba zmienić w głodne wilki. Trzeba następnie rozbudzić świadomość o zna­czeniu rasy i czystości krwi, pogłębić znajomość kwestji żydowskiej, bez czego podniesienie narodu jest niemożli­we. Trzeba niemieckiego robotnika oderwać od między­narodówki, stan robotniczy musi się stać dla partji zbior­nikiem, z którego mogłaby ona czerpać materjał ludzki. To też wszystkie środki i metody, prowadzące do tego celu, muszą być dobre, a jedynym sędzią będzie powo­dzenie".

„Kto chce być przywódcą mas, musi być bohaterem!"

„Partja z zasady musi stać się antyparlamentarną, a jej działalność w parlamencie zdążać będzie do rozbi­cia i zniweczenia tej instytucji, której ludzkość zawdzię­cza swój upadek".

„Postęp oraz kultura nie są dziełem większości, lecz jednostek".

„Członkowie partji będą urabiani w tym duchu, że nie wolno im się usuwać od walki — lecz należy jej szukać, na terror odpowiadać stokroć gorszym terrorem. Opozycja na zebraniach nie ma głosu. Jeżeli wszczyna tumult lub dysputę, przez specjalne oddziały zostaje z rozbitemi głowami zrzucona ze schodów".

Program ruchu narodowo-socjalistycznego nie prze­widuje specjalnej formy rządu i charakteru państwa: re­publika, czy monarchja. Jednakże Hitler, pisząc o Wil­helmie, i wogóle o Hohenzollernach, wyraża się z naj­większym szacunkiem „Seine Majestat", wręcz przeciw­nie aniżeli o Habsburgach. Niewątpliwie postać ostat­niego kaisera daćby mogła dużo pola do popisu demago­gicznym instynktom Hitlera, lecz najwyraźniej wstrzymuje się on, pisząc np.: „Szczęście posiadania wielkiego monarchy jest rzadko udziałem narodu, trzeba być za­dowolonym, jeżeli los pozwala na uniknięcie w tym wy­padku wręcz najgorszego niepowodzenia". Widać więc niewątpliwie, że Hitler w samej rzeczy pracuje dla przy­szłej monarchji.

Jednak tymczasem trudno otwarcie popierać cesarza, który uciekł od swego narodu i tylekroć okrył się śmiesznością, pozornie więc sprawa pozostaje otwarta, a Hitler „rozpala ogień w którego żarze kuje się miecz dla niemieckiego Zygfryda, który przyniesie wolność na­rodowi niemieckiemu".

VIII

„Nie mamy zamiaru germanizować Słowian" — twierdzi skromnie Hitler — „gdyż nie Słowianie są nam potrzebni, ale ich ziemie". Germanizować trzeba ziemię, nie ludzi, gdyż zepsulibyśmy przez to krew i rasę. Dla­tego dawna polityka względem Polaków była błędna. Obca i mniej wartościowa rasa i krew obniżyłyby po­ziom i godność naszego ludu, gdyby polski element miał tylko zmienić swój język na niemiecki. Dla nas ma war­tość tylko germanizacja ziemi, zdobytej mieczem przez naszych przodków, na której osadzono niemieckich chło­pów. Otwarte granice i częste wojny spowodowały nie­stety zatarcie rasowej krwi germańskiej, której dużo jeszcze pozostaje poza granicami Germanji. Ale musimy ich objąć w jednem niemieckiem państwie i to nie przy pomocy skarżących się, łzawych, pokojowych listków pal­mowych, lecz przy pomocy zwycięskiego miecza na służ­bie wyższej kultury. To jest zadanie i misja ludu nie­mieckiego, który jako „Herrenyolk" utworzy państwo germańskie o najszlachetniejszych zadaniach i celach, obejmując całą ludzkość. Dążąc ku tym celom, nie idzie­my w okres zamarłego pokoju, lecz — wojny!

Dotychczas Niemcom brakowało w polityce aktyw­ności w połączeniu z brutalną wolą i wielką polityczną ideą.

Bez idei musi zabraknąć sił do walki.

Fanatyczna wiara w zwycięstwo i przekonanie, że dążymy do stworzenia nowego porządku na świecie, skło­nią naród do chwycenia za każdą, najbrutalniejszą nawet broń. Nie uczynią jednak tego nigdy part je burżuazyjne, a tylko nasza partja pielęgnuje ideały duchowe, dla prze­prowadzenia których jest gotowa na wszystko".

IX

Hitler nie mówi dużo, jak będzie powstawało i funk­cjonowało to rasowe społeczeństwo i idealne państwo lu­dowe, a to, co mówi, jest również demagogją najgorsze­go rodzaju, polegającą na wskazywaniu na ogólnie znane niedomagania natury ludzkiej i niedoskonałości wszelkich ludzkich poczynań. Wszystko to ma poprawić partja na- rodowo-socjalistyczna. Dawniej było lepiej, gdyż dawna monarchja pozwalała na wolność wewnętrzną i wykazy­wała siłę nazewnątrz, gdy dzisiejsza republika jest na- zewnątrz słabą, wewnętrznie zaś uciska swych obywa­teli. Narodowo-socjalistyczne państwo ludowe nie będzie potrzebowało dużego ustawodawstwa wewnętrznego, bo będzie się opierało na miłości swych obywateli, gdy mię­dzynarodowa republika niewolników rządzi gwałtem. Obecna republika niemiecka nie posiada obywateli, lecz niewolników kolonjalnych obcego kapitału.

„My to zmienimy! — zapewnia Hitler. — Przede- wszystkiem zobowiążemy naszych obywateli do dążenia do poprawy i uszlachetnienia rasy. Małżeństwo podnie­siemy z obecnego upadku, musi ono wydawać na świat ludzi na obraz i podobieństwo boskie, a nie wydawać mieszańców, pośrednich pomiędzy człowiekiem a małpą. Winę tutaj ponosi Kościół, który mówi nieustannie o sprawach ducha, zaś nosicielom jego, ludziom, pozwala na degenerację. Kościół patrzy obojętnie na fizyczny i cielesny upadek rasy, starając się zato dla spraw ducha pozyskać nowych wyznawców pomiędzy dzikimi. Misjo­narze wędrują do Afryki Centralnej i nawracają tam zdrowych, choć prymitywnych dzikusów — dopóki ci nie uraczą się „wyższą kulturą" i nie zdegenerują się".

„Nasz program narodowo-socjalistyczny c—1 woła Hitler — zmierza do tego, aby ludzie mniej się troszczyli o rasowe psy, konie i koty, a więcej o rasę ludzi. Za­żądamy, aby specjalne komisje rasowe wydawały świa­dectwa czystości rasowej i tylko ludzie czystej rasy utwo­rzą kolonje na peryferjach państwa dla zatamowania przenikania obcej krwi zzewnątrz. Rząd nasz będzie działał w tym kierunku z żelazną bezwzględnością, za zgodą, czy wbrew zgodzie zainteresowanych. Dzisiaj wszystkie państwa postępują wręcz przeciwnie. Ogłasza się np. publicznie, że murzyn został adwokatem lub pro­fesorem i wyprowadza z tego wniosek, że rasy biała czarna są równorzędne". Hitler uważa, że kształcenie murzynów jest równoznaczne z tresurą, podobną do tre­sury małpy lub pudla, które można również wykształcić w różnych sztuczkach, natomiast jest to przeciwne z wo­lą Stwórcy. Podczas gdy miljony białych ludzi giną z braku chleba, jednego dzikusa uczy się na adwokata kosztem wielu wysiłków.

Upadek Niemiec nastąpił również i z tego powodu, że na czele państwa stali ludzie bardzo uczeni i uducho­wieni. „Gdyby na miejscu Bethman-Hollwega stanął zdrowy człowiek z ludu, bohaterska krew naszych gre- nadjerów — woła agitator — nie płynęłaby nadaremnie. Warstwy niemieckiej arystokracji i inteligencji są ducho­wo chore i przeumysłowione, dziedzicząc to w coraz sil­niejszym stopniu z pokolenia na pokolenie. Trzeba je odświeżyć, władzę oddać nowym siłom z ludu. Dosko­nałym przykładem może być Kościół rzymsko katolicki, którego władze naskutek celibatu duchowieństwa, otrzy­mują ciągle dopływ świeżej krwi i nowych sił z szerokich warstw społeczeństwa. Dlatego to ta instytucja wiekowa jest zawsze młoda".

X

Odnośnie do przyszłej niemieckiej polityki zewnętrz­nej Hitler oświadcza, że bez względu na jakiekolwiek okoliczności musi ona kierować się na wschód po nowe tereny i ziemie. Program pozostaje mniejwięcej ten sam, co i przed wojną, z tą tylko różnicą, że przedewszyst- kiem muszą wrócić ludowi utracone siły, a państwo po­winno odzyskać dawne mocarstwowe stanowisko, co da praktyczne możliwości prowadzenia takiej polityki za­granicznej, jaka jest niezbędna dla wyżywienia narodu i jego rozwoju. Odzyskanie utraconych terenów nie na­stąpi naskutek wypowiadanych życzeń lub łzawych pro­testów, lecz wyłącznie przez użycie siły potężnego kraju macierzystego. Zadecyduje tutaj miecz, narodowo- socjalistyczna polityka wewnętrzna będzie kuć ten miecz, a zewnętrzna — poszuka sobie sprzymierzeńca w przy­szłej walce. Sprzymierzeńcami mogą być tylko Anglja i Włochy, gdyż te państwa wchodzą w kolizję ze wzrastającą potęgą Francji, jako najsilniejszego mocarstwa kontynentu europejskiego i nie mające interesu w tern, aby Niemcy ostatecznie upadły.

Odwrotnie raczej, Niemcy są tym państwom pożą­dane jako silny sojusznik dla przeciwstawienia się Fran­cji w jej dążeniach rabunkowych. Polityka angielska w Europie polegała zawsze na niedopuszczaniu do zbyt­niego wzrostu potęgi jednego państwa, Anglja dąży jak­by do zbałkanizowania Europy, gdy tymczasem Francja pragnie rozbić niemiecką Rzeszę na drobne, bezsilne, skłócone pomiędzy sobą państewka, aby nad niemi za­panować i zająć trwale lewy brzeg Renu. Anglja oba­wia się Niemiec jako mocarstwa światowego, Francja natomiast nie życzy sobie wogóle Niemiec jako państwa.

Podobnie Włochy w swej polityce śródziemno­morskiej natrafiają na Francję jako przeciwnika i zawsze ich polityka będzie zmierzała do osłabienia Francji. W stosunkach niemiecko-włoskich wyłania się wprawdzie kwestja niemieckiego Tyrolu, ale trzeba być realnym po­litykiem. Skoro 7 mil jonów Niemców pozostało poza etnograficznemi granicami Germanji, to dla 200 tysięcy Tyrolczyków nie można wyrzekać się sprzymierzeńca i popadać w przedwojenne błędy, kiedy to Niemcy wal­czyli sami za siebie i za swych niedołężnych sojuszni­ków. Obecnie trzeba poznać przedewszystkiem najnie­bezpieczniejszego przeciwnika i zebrać siły dla jego po­konania, a potomność wybaczy nam, jeśli tego dokonamy, opuszczając przytem południowych Tyrolczyków. Tym­czasem międzynarodowe żydostwo judzi świat przeciw­ko Niemcom, dążąc do ich zniszczenia przy pomocy marksizmu i giełdy.

W Anglji i Włoszech rzuca się w oczy wyraźna różnica poglądów prawdziwej miejscowej racji stanu i żydowskiego giełdziarstwa. Tylko we Francji istnieje harmonja giełdy z rządem i w tem tkwi niebezpieczeń­stwo dla Niemiec.

„Dlatego Francja będzie naszym największym wro­giem — twierdzi Hitler. Ten upadający rasowo naród w połączeniu z żydostwem stanowi niebezpieczeństwo dla białej rasy w Europie. To, co Francja robi z murzy­nami, jest grzechem przeciw białej ludności i kiedyś zem­ści się okrutnie na tym narodzie. Niemcy są powołani do tego, aby temu położyć koniec. Traktaty pokojowe, których postanowienia smagają narody jak biczem, rów­nocześnie grają alarm do powstania. W odpowiedzi na sadystyczny traktat Wersalski narodowi socjaliści tak długo będą podniecali 60 miljonowy naród niemiecki, aż z nienawiści i wstydu powstanie morze płomieni, w któ­rego żarze wykuje się stalowa wola w okrzyku: „my chcemy broni!“

Dzisiaj jeszcze inne narody widzą w Niemcach po­słuszne psy, liżące rękę, która je obiła. Oczywista, że z takiem państwem nikt nie chce zawrzeć przymierza.

Niemcy nie mają jeszcze teraz prawa występować ze skargami na inne narody, dopóki nie pociągnęły do od­powiedzialności własnych zbrodniarzy, którzy byli na żoł­dzie wrogiej propagandy i sprzedali państwo za 30 sre­brników.

Najpierw trzeba zabrać się do nich.

„Potem nie będziemy — pisze dalej Hitler — roz­praszali sił na sprawy drobniejsze, ale skoncentrujemy całą naszą wolę i siły fizyczne aby zadać cios prosto w serce najgorszego przeciwnika. Nie powtórzymy starych błę­dów: znajdziemy sobie sprzymierzeńców. To głupcy mówią: Anglja wzięła nasze kolonje, Włochy — połudmowy Tyrol, Francja — Alzację, z Polską czy Czecho­słowacją — przymierze jest niemożliwe, niema wobec tego dla nas sojuszników w Europie. Dlatego powta­rzam — woła Hitler — że naszymi sojusznikami mogą i muszą być Anglja i Włochy. Narazie zrezygnujemy ze stanowiska wszechświatowego, politykę swą skierujemy przeciw Francji i w kierunku zdobywania ziem na wscho­dzie! Tylko wielkie przestrzenie ziemi, którą możemy pozyskać na wschodzie, zapewnić mogą swobodny roz­wój i istnienie niemieckiemu ludowi. Stosunek ludności do zajmowanego obszaru jest w Niemczech bardzo nie­korzystny i narazie Niemcy nie są wcale mocarstwem wielkoświatowem. Posiadłości angielskie zajmują pra­wie czwartą część świata, Rosja, Chiny i Stany Zjedno­czone stanowią kolosy wielokrotnie większe od Niemiec obecnych. Francja również musi być uważana za mo­carstwo światowe dzięki swym kolonjom, chociaż upada rasowo i staje się coraz bardziej państwem afrykańskiem w Europie. Narazie nie może być porównywana z Niem­cami, ale za 200 — 300 lat będzie ona państwem mulatów i wypełni ziemie od Kongo do Renu rasą zwyrodniałą.

XI

Partja narodowo-socjalistyczna po dojściu do władzy będzie dążyć z całą energją do powiększenia obszarów i terenów niemieckich. Zdobycie ich będzie celem poli­tyki zewnętrznej. Wysuwanie żądania powrotu do gra­nic z 1914 roku jest głupstwem, prawie że zbrodnią względem ludu. Te granice nie były logiczne, gdyż były dziełem przypadkowych kombinacyj. Tylko u ograni­czonych polityków niemieckich widnokrąg nie sięga poza tę granicę, to też gadają oni dużo o tern i prowokują w ten sposób państwa, ciągnące zyski z upadku Niemiec, do antyniemieckiej koalicji.

W rzeczywistości granice z 1914 roku nie odpowia­dają przyszłości narodu niemieckiego ani politycznie, ani pod względem wyżywienia, ani bezpieczeństwa. Dla odzyskania tych granic szkoda byłoby krwi niemieckiego ludu.

„Granice państw potworzyli ludzie i ludzie je zmie­niają. Podobnie jak nasi przodkowie ziem, na których siedzimy, nie otrzymali jako dar z nieba, lecz je wywal­czyli, taksamo i nam zwycięski miecz musi zapewnić zie­mie i wyżywienie — podżega Hitler. Obowiązek zdoby­wania ziemi jest naszem prawem, gdyż inaczej naród nie­miecki zginie. Nie chodzi tu przecież o jakiś murzyński narodek, lecz o germańską macierz całego życia (dosłow­nie: „germanische Mutter all des Lebens“), która dzi­siejszemu światu nadała jego kulturalną postać! W ten sposób my, narodowi socjaliści, przekreślamy niemiecką przedwojenną politykę zagraniczną i stajemy tam, gdzie byliśmy przed sześciuset laty. Zatrzymujemy nasz po­chód na zachód i południe, kierując wzrok na wschód!“

„Zamykamy okres polityki kolonjalnej i handlowej, przechodząc do polityki przyszłości na roli. Kto dzi­siaj myśli o nowych terenach w Europie, musi zwrócić się na wschód ku Rosji i jej podległym państwom kre­sowym. Los nam sprzyja, bolszewizm wyniszczył bo­wiem w Rosji całkowicie inteligencję, która prowadziła to państwo i gwarantowała jego niepodległość. Cała państwowość rosyjska nie była dowodem umiejętności Słowian do rządzenia państwem, lecz przedziwnym przy­kładem organizacyjnej i twórczej działalności germań­skiej, pracy nordyckiego elementu nad niższą rasą“.

34

Niżej stojące narody z germańskimi organizatorami jako panami i kierownikami na czele tworzyły często po­tężne państwa, które trwały tak długo, dopóki istniał zdrowy rdzeń rasy twórczej. Od setek lat Rosja pobie­rała z germańskiego rdzenia kierowników nawy państwo­wej, dzisiaj już ich niema, na kierowników przyszli żydzi. Kraj ten nie może się otrząsnąć z żydowskiego jarzma, żydzi natomiast nie mogą państwa zorganizować, gdyż są nie twórczym elementem, ale rozkładającym fermen­tem. Olbrzymie państwo na wschodzie dojrzewa do upadku, koniec panowania żydów w Sowietach będzie końcem Rosji jako państwa. „My jeszcze będziemy świad­kami załamania się tego komunistycznego ustroju, co bę­dzie potwierdzeniem teorji o wartości i znaczeniu rasy. Wówczas niemiecki miecz przysporzy ziemi niemieckiemu pługowi!“                                                      .i

„Podobna polityka zewnętrzna, głoszona przez naro­dowych socjalistów — pisze Hitler — ma wielu przeciw­ników, powołujących się przedewszystkiem na Bismarka, który zawsze żądał bezwzględnie dobrych stosunków z Rosją. Tylko że obecna Rosja nie jest już dawną Rosją, i dzisiaj Bismark myślałby inaczej, napewno nie ważyłby się on na sojusz z państwem, które utraciwszy swych germańskich przewodników zdąża ku zagładzie. Sojusz wojskowy niemiecko-bolszewicki byłby sojuszem przeciw całej Europie zachodniej. Stałby się on bardzo prędko katastrofą dla Niemiec. Walka toczyłaby się prawdo­podobnie na zachodnich ziemiach niemieckich, a prze­mysłowy rejon nadreński byłby przedmiotem ataków i podbojów przeciwników. Wszak pomiędzy Niemcami a Rosją leży państwo polskie, znajdujące się całkowicie w rękach Francji. Żeby choć jeden żołnierz rosyjski mógł przybyć na pomoc, musiałaby nasampierw być po-

35

kcnana Polska. Niemcy musiałyby wspomagać Rosję, tak jak wspomagały w wojnie światowej swych byłych sojuszników, czego dzisiaj nie są w stanie czynić".

„Dlatego dla sojuszu niemiecko-bolszewickiego niema podstaw, a wojna przeciw zachodowi stałaby się końcem Niemiec. Zawierać zaś sojusz, który nie prowadzi do wojny, niema najmniejszego celu i nie posiada żadnej realnej wartości. Pozatem nie zawiera się sojuszu ze złoczyńcami, którzy wymordowali miejscową inteligencję, przedstawiają system rządzenia bestjalstwem i kłam­stwem, łupiestwem i rabunkiem, zmierzają do narzucenia światu swej tyrańskiej władzy, a owładnięcie Niemcami wytknęli sobie jako najbliższą zdobycz. Dawne Niemcy chciały za wszelką cenę zachować pokój światowy i ich ustępliwość względem Rosji była chorobliwa oraz pełna trwogi. Wzamian zato były narażone na bezczelne sło­wiańskie prowokacje, pełne nienawiści względem Germa- nji i ludu niemieckiego. Pomimo to wówczas można było prowadzić politykę zgody z Rosją, dzisiaj już tego czynić nie wolno!"

XII

Wobec tego staje się jasne, że sprzymierzeńcami Niemiec mogą być tylko Anglja i Włochy. Sojusz ten' nie zmienia w niczem zasadniczej orjentacji niemieckiej na wschód, nie oznacza on jeszcze niebezpieczeństwa woj­ny, pozwoli jednak w spokoju poczynić przygotowania w ramach takiej koalicji do ostatecznego porachunku z Francją. Rozbije się w ten sposób koalicję z Wielkiej wojny, która nam zgotowała tyle nieszczęść — pociesza się Hitler — i odizoluje naszego śmiertelnego wroga, Francję.

36

Wówczas otworzy się pole do działania przed trój- przymierzem angielsko-niemiecko-włoskiem i za jednym zamachem Niemcy wydobędą się ze swego poniżenia. To, co udało się Edwardowi VII pomimo sprzecznych inte­resów poszczególnych państw, musi się udać i nam rów­nież. Za każdą cenę musimy zniszczyć francuską hege- monję w Europie. Każde państwo, które podobnie jak nas dusi francuska żądza panowania na kontynencie eu­ropejskim, będzie naszym sprzymierzeńcem. Wyrzeknie­my się wszystkiego, aby powalić nienawistnego wroga, ale po zdobycze pójdziemy na wschód. Następnie Hitler ogłasza uroczyście i z patosem „testament" niemiecko- narodowy dla polityki zewnętrznej, który poniżej cytuję dosłownie:

„Nigdy nie dopuszczajcie do powstania dwóch mo­carstw kontynentalnych w Europie. Każdą próbę utwo­rzenia na granicach niemieckich państwa wojskowego, uważajcie za napad na Niemcy i miejcie za swój obowią­zek, nawet gdyby musiało przyjść do wojny, przeszko­dzić powstaniu takiego państwa, jeżeli zaś już powstało, zniszczcie je!"

„Nie uważajcie niemieckiego państwa za bezpieczne, dopóki każdej latorośli naszego ludu nie daje kawałka ziemi i gruntu. Na podstawę naszego bytu nie żądajcie kolonij, lecz ziem europejskich. Nie zapominajcie, że najświętszem prawem na tym świecie jest prawo do zie­mi, którą się chce uprawiać, a najświętszą ofiarą — krew, którą trzeba przelać, aby tę ziemię posiąść!"

Po wygłoszeniu tego bluźnierczego aktu bezbrzeżnej pychy i zaborczości, Hitler twierdzi bez zająknienia, że odwieczny konflikt niemiecko-francuski ma formę obrony przed najazdami francuskiemi. „Dlatego, woła demagog,

37

dopóki Niemcy nie zrozumią, że ich bierna obrona pro­wadzi do ciągłego cofania się i nie doprowadza do czyn­nego starcia z Francją, ten wiekowy spór nie może za­kończyć się. Może on być skończony dopiero wówczas, gdy Francja będzie złamana, a Niemcy uzyskają możność rozwoju na wschodzie".

„Niedawno jeszcze — twierdzi Hitler — los dawał Niemcom okazję do podniesienia się. Było to wtedy, gdy w 1923 roku Francja na własną rękę, wbrew Anglji i Włochom, zajęła zagłębie Ruhry. Przez fakt, że naj­większe w Europie kopalnie węgla i żelaza znalazły się w rękach francuskich, wszyscy dawni sojusznicy poczuli się zagrożeni. Dyplomacja i narody protestowały. Była to chwila, że dawni sprzymierzeńcy, podobnie jak to było po wojnie bałkańskiej, stali się sobie nawzajem wrogami. Gdyby rząd niemiecki potrafił wykorzystać tę chwilę oraz ów konflikt pomiędzy aljantami, wejście Francuzów do Ruhry mogło łatwo stać się równoznaczne z wkrocze­niem Napoleona do Moskwy. Tymczasem ówczesny rząd niemiecki doktora Cuno, zamiast pozwolić działać siłom narodowym, wzywał do porządku i spokoju, organizując tylko bierny opór na kopalniach. Zapewne przypuszczał on po kupiecku, że gdy okupacja Ruhry okaże się złym interesem, to Francuzi sami odejdą. Zamiast oprócz biernego oporu i strajku zbudować czynny front bojowy i wystąpić przeciw okupantom, socjalistyczne związki za­wodowe napełniły swoje kasy pieniędzmi zapomogowemi rządu niemieckiego, a bierny opór przeistoczył się w po­wszechne próżnowanie i patrjotyczną gadaninę. Czerwo­ne hjeny znowu oszukiwały patrjotyczne owce. Niemcy nie podźwigną się gadaniem, nie odzyskają rozprawami swego stanowiska w świecie, gołosłownemi protestami nie połączą rozdzielonych braci jednej krwi, nie zdobędą

38

nowych ziem. Państwo niemieckie kierowane przez so­cjalistów podeptało podstawy wiary i zaufania, wyzuło swych obywateli z praw, okradło wszystkich z ostatniego grosza, nie mogło się też niczego innego spodziewać, krom nienawiści.

To też — kończy Hitler swą książkę — nienawiść niemiecka ku zbrodniarzom wobec ojczyzny i ludu znaj­dzie niebawem swe ujście!“

I rzeczywiście! Rewolucja marcowa w Niemczech dała upust rozagitowanym masom.

XIII

Wiadomo, że obecnie hitleryzm jest najsilniejszym i jedynym zasadniczo prądem politycznym współczesnych Niemiec. Ale poza polityką Hitlera, której wyrazem jest zanik narodu, a powstanie trzody, hordy, narodowy so­cjalizm stał się także pewnego rodzaju religją dla prze­ciętnego Niemca. Religja ta nosi znamię socjalizmu państwowego. Państwo dla dzisiejszych Niemców jest wszystkiem, jednostka sama w sobie nie ma żadnego zna­czenia: oto ewangelja, głoszona otwarcie przez hitleryzm.

A więc — zupełne wszechwładztwo państwa, pań­stwo równa się partji hitlerowskiej. Narzuca się pyta­nie: jak się to stało, że cały naród niemiecki poszedł za takim kierunkiem?

Otóż tłumaczy się to tern, że Prusacy umieli za­szczepić w swych poddanych ducha absolutnego podpo­rządkowania się państwu. Niemcy byli zawsze pozbawie­ni poczucia godności. Raz gloryfikowali Bismarka, umożliwiając jego dzieło; następnie czcili w sposób bał­wochwalczy Wilhelma II, nie pamiętając nawet jego ha-

39

niebnego postępku, kiedy „Kaiser", jako wódz naczelny uciekł zagranicę jak dezerter. Za taki czyn czekała każ­dego kara śmierci — o tem feldfebel Hitler chyba dobrze wie, a jednak nie nazywa ekskaisera inaczej, jak „Jego Cesarską Wysokością".

„Mein Kampf" Hitlera nie przynosi nam Polakom dużo nowego, uzmysławia tylko to, co już przed tysiącem lat działo się na granicach polsko-niemieckich.

Polityka „ausrotten" jest stara; znalazły się swego czasu siły, aby ją powstrzymać, znajdą się i w przyszłości. Książka Hitlera w swej brutalnej szczerości oddaje nam pod tym względem nieocenione przysługi. Zresztą z obecnym kanclerzem Rzeszy nie można dyskutować, tak jak nie można dyskutować z bandytą, pragnącym cudzego dobra, albo ludożercą, który w myśl hitlerow­skiego prawa „samozachowania" chce pożreć bliźniego. Takie bowiem zamiary względem nas żywi Hitler ze swymi wyznawcami, nic innego nie pragnie, jak zetrzeć nas z miejsca zajmowanego obecnie na kontynencie euro­pejskim. Naturalnie, że w tej sprawie, kiedy nadejdzie czas, my także będziemy mieli coś do powiedzenia, a te­raz wypada wskazać na wiele faktów, gdzie Hitler świa­domie czy nieświadomie, ale raczej to pierwsze, mija się z prawdą historyczną.

Otóż Niemcy nigdy nie byli apostołami pokoju, lecz jego burzycielami. Bismark prowadził trzy zaborcze wojny, zakończone rabunkiem cudzych terenów. Rów­nież w 1914 r. Niemcy wyszli po nowe podboje i zdo­bycze, czując się dość silnymi, aby walczyć na dwa fronty. Austro-Węgry nigdy nie prowadziły polityki słowiańskiej, lecz niemiecką, słowianożerczą, dyktowaną wprost z Berlina. Armja niemiecka nie załamała się na- skutek rewolucji w kraju, lecz była pokonana po szeregu

40

klęsk na froncie zachodnim. Miała ona decydujące suk­cesy w wojnie z Rosją i Rumunją, nie miała ich na fron­cie zachodnim. Była pobita już w 1914 roku w pierw- szem wielkiem spotkaniu nad Marną, kiedy została od­rzucona od Paryża; pobita była znowu w tymże roku w dwutygodniowej walce nad Izerą, w t. zw. „wyścigu do morza“, kiedy zamierzała zająć przeprawy w kanale La Manche. Pobita była w wielomiesięcznej bitwie pod Verdun. Ostatecznie złamana jesienią 1918 roku, była już całkowicie pobita, cofając się od kilku miesięcy na całym froncie.

Sprzymierzeni postąpili względem Niemiec zbyt wielkodusznie. Nie weszli oni, jak Niemcy w 1871 roku do stolicy podbitej Francji, do Berlina, gdyż pragnęli dać narodowi niemieckiemu swobodę decyzji w sprawach wewnętrznych, wierząc, że naród ten szczerze wyrzeknie się hohenzolernowskiej i pruskiej polityki napaści na są­siadów. Omylili się. Sukcesy polityczne Hitlera świad­czą o czem innem, ale i świat będzie na to teraz patrzył inaczej, aniżeli przed 1914 rokiem.

Traktat wersalski został oparty na zasadach, które nie są jeszcze dostępne dla umysłowości podoficerów. Są to zasady samostanowienia wyzwolonych narodów mniejszych. Dopóki Niemcy tej zasady nie zrozumieją i nie uznają jej, spotkają się zawsze z koalicją złączonych przeciw nim narodów. Taksamo i poglądy Hitlera na parlamentaryzm są słuszne tam tylko, gdzie naród jeszcze nie dorósł do parlamentaryzmu. Bo parlamentaryzm po­siada wady, lecz nikt lepszego systemu rządów dotąd nie wynalazł i nie uczyni tego Hitler swą „germańską demo- kracją“.

41

Natomiast fakt, że wielką wojnę przetrzymały repu­bliki i monarchje konstytucyjne, zaś trzy cesarstwa abso­lutne lub półabsolutne upadły, mówi wyraźnie sam za siebie, ale tylko do umysłów światłych. Klęska wojenna nie podziałała na Niemców otrzeźwiająco i pouczająco, lecz oszałamiająco, jak upadek na głowę z większej wy­sokości. Dumni i pyszni, nie bojąc się na świecie nikogo, poszli w 1914 roku po nowe zdobycze i panowanie nad światem — tymczasem spotkali się z nieprzewidywanym oporem i wojna zakończyła się ich olbrzymią klęską. Zo­stali zmuszeni do oddania dawnych wojennych zdobyczy. Równocześnie nastąpił wewnętrzny przewrót rewolucyj­ny, potem katastrofa finansowa, głównie dobrowolna, wreszcie dotkliwy i przewlekły kryzys gospodarczy, któ­ry trwa dotychczas. Teraz krzyczą histerycznie na cały świat, że dzieje się im krzywda. Skutki tych wszystkich nieszczęść wyrażają się w atakach szału, ich nazwa: hit­leryzm.

Ta nacjonalistyczna fur ja to dalszy smutny objaw coraz głębszego staczania się narodu niemieckiego, który istotnych przyczyn swego upadku nie umie zrozumieć, lecz jak dawniej zmierza do napaści na sąsiadów. Tylko że dzisiaj brakuje mu do tego niezbędnych sił: pobite Niemcy są zubożałe, a na ich groźby niewiele można zważać, mając tęgi kij w pogotowiu.

Umizgi w stronę Włoch i Anglji są śmieszne i pio­nek niemiecki może tylko służyć do szachowania Francji w drobnych sprzeczkach. Jeżeli naród niemiecki tego nie zrozumie i nie zaprzestanie polityki zaborczej, — tern go­rzej dla niego. Świat cywilizowany nie pozwoli na zapa- nozoanie Hitlera, byłoby to bowiem dla całej Europy za­gładą!

42

XIV

Wspomnieliśmy mimochodem, że hitleryzm stał się dla dzisiejszych Niemiec religją, prawdziwie bałwochwal­czym kultem. Podstawy tej „nowej" religji poznajemy z „biblji" narodowego socjalizmu pod tytułem „Mit XX wieku", napisanej przez Alfreda Rosenberga, naczelnego redaktora monachijskiego organu samego Hitlera.

Spróbujmy sformułować — pisze A. van Dyle — zasadniczy dogmat tej religji: jest nim ubóstwienie rasy „nordyckiej" czy germańskiej. Rasa jest więc wartością zasadniczą, absolutną, której wszystko inne się podpo­rządkowuje. Naturalnie w praktyce przedstawia się to tak, że państwo jest czynnikiem górującym, bo rasa jako taka nie może nic czynić, nie może podbijać i jednocze­śnie zwyciężać jednostek, nie może wydzierać wychowa­nia dzieci rodzicom i Kościołowi: widzialnem i dotykal- nem jej narzędziem jest państwo.

Tkwi w tern głęboka ironja, że właśnie w imię rasy, która jest może najbardziej indywidualizująca ze wszyst­kich, państwo potwór bierze górę. Jest to jednak do­wód, że pionierzy hitleryzmu to nie germanie czystej krwi, ale mieszańcy germańsko-słowiańsko-mongolscy, a w większej jeszcze mierze — żydowscy! Dość spojrzeć na oblicza tych „wodzów", aby się przekonać, że najmniej w nich jest rasizmu germańskiego.

I tacy to ludzie twierdzą, że jedynie rasa północna ma istotne prawo do przyznania sobie przymiotu „ludz­kiej", inne, więc także śródziemnomorska, składają się z jednostek stojących poniżej człowieka. Wszystkie wiel­kie wartości duchowe, artystyczne, filozoficzne, jakiemi cieszy się rodzaj ludzki, są — zdaniem hitleryzmu — wy­tworem ludzi północy. Rasa germańska przywłaszcza so-

43

bie wszystkich wielkich ludzi całej ludzkości, jak np. Dantego i t. d.

Centralną rzeczywistością religji narodowego socja­lizmu jest nie Bóg, ale człowiek, pojęty nie jako jednost­ka i członek ludzkości, ale jako członek jednej jedynej rasy.

Bez przesady — hitleryzm pragnie wprowadzić no­wą religję, która ma zastąpić chrystjanizm. Możnaby tę nową religję nazwać „wotanizmem".

Aby się o tern przekonać, wystarczy przeczytać wspomniane już dzieło Rosenberga. Ten arcyprorok nowej religji oświadcza, że panowanie religji krzyża, wprowadzone niegdyś do Europy przez ,,histeryczną żonę Klodwiga", należy do rzeczy przeżytych. Katoli­cyzm, protestantyzm, judaizm, powinny ustąpić miejsca nowemu poglądowi, tak, by dawne religje poszły w zu­pełne zapomnienie, „jak gaśnie kaganek, gdy nad górami zabłyśnie słońce poranku".

„Sercem nowej religji będzie Wotan, obraz wieczny sił psychicznych człowieka północy, niemniej żywotny teraz, jak 5.000 lat temu. W nim kryje się pojęcie hono­ru i bohaterstwa — początek śpiewu, to jest sztuki, trwałości prawa i nieustannego poszukiwania mądrości. Jako wieczny wędrowiec — pisze Rosenberg — Wotan jest symbolem duszy północnej, która szuka i wystarcza­jąc samej sobie, nigdy nie potrafi powrócić do Jehowy lub jego Ukrzyżowanego Następcy". W programie ofi­cjalnym narodowego socjalizmu czytamy, że „bezwątpie- nia, naród niemiecki znajdzie w przyszłości wyraz dla swej intuicji Boga — swe życie boże, tak, jak się go do­maga krew północna. Bezwątpienia'trójca krwi, wiary i państwa będzie doskonała".

44

Niema potrzeby podkreślać podobnego bluźnierstwa!

To też w późniejszym programie te straszne wyra­żenia złagodzono. Łatwo odgadnąć motyw: oto hitleryzm pragnął zyskać i zresztą zyskał te środowiska, które nie chciały opuścić Kościoła. By więc ich nie zrazić, hitle­rowcy oświadczyli, że uznają „czynny chrystjanizm"; by­ło im to potrzebne, aby zyskać dzielne, ale zbyt łatwo­wierne jednostki. Z chwilą, gdy się te opowiedziały jako zwolennicy hitleryzmu, użyto środków, aby je sfanatyzo- wać i wpoić im przekonania narodowego socjalizmu w ten sposób, że i one świadomie nagięły swe dawne przekonania, zmieniając uczucia religijne.

Pierwszą kartą, którą się tym jednostkom rzuca z pośpiechem przed oczy, znając całą doniosłość jej wpływu, to — antysemityzm.

Hitleryzm z powodzeniem piętnuje potęgę ekono­miczną, wielki wpływ, jaki na rozkład kultury wywiera­ją w społeczeństwie Żydzi. Następny etap, to — obale­nie Starego Testamentu.

Nie jest on wytworem duszy północnej, więc . . . Hit­ler sam dość jasno się wyraża: judaizm nie był nigdy prawdziwą religją, ale narodem o zdecydowanych raso­wych właściwościach. Żądza zysku sprawiła jednak, że żydostwo szukało już w najdawniejszych czasach środ­ka, aby odwrócić niepożądaną uwagę od członków swego rodu. Religja żydowska — pisze Hitler — jest w pierw­szym rzędzie zbiorem przepisów, ułożonych dla utrzyma­nia czystości narodowej krwi. Jehowa jest „bogiem- tyranem", demonem wyniesionym ponad Boga — istnym szatanem. Państwo narodowo-socjalne zniszczy Stary Testament. Stanowisko, jakie to państwo zajmie wobec różnych zrzeszeń religijnych, zależeć będzie od ich usto-

45

sunkowania się do Starego Testamentu, popierać zaś i za­silać będzie finansowo nową religję germańską.

Ze szczególną nienawiścią zwracają się autorowie narodowego-socjalizmu przeciw św. Pawłowi apostołowi, twierdząc, że on nadał doktrynie Chrystusowej piętno ży­dowskie.

Niczego zaś prorok „nazich" nie oszczędził, co doty­czy Kościoła katolickiego. Otóż: „chrystjanizm pierwot­ny jest produktem błota zepsutych narodów syro-afry- kańsko-romańskich, religją zacofania, która, pochodząc ze wschodu, wytworzyła sobie podkład wschodni, zacho­wując magiczne kulty". Rosenberg twierdzi, że poczucie grzechu jest oznaką fizycznego zepsucia; nauka o grze­chu pierworodnym byłaby nie do pojęcia dla narodu o niezepsutej rasie. Wiara katolicka jest przeżytkiem wszystkich zabobonów syro-etruskich, sakramenta są cza- rodziejskiemi zabobonami, natchnionemi przez magiczny materjalizm.

Papież jest nowoczesnem wcieleniem maga Etru­sków. Papiestwo byłoby nie do pomyślenia, gdyby nie utrzymały się przeżytki oddawna już martwych religij magicznych starożytności. Zwycięstwo chrystjanizmu ma oznaczać, że kasta księży panuje nad gromadą ludzi bez rasy, bez roli, która pojmuje swe życie jako dar boży, otrzymany za pośrednictwem wszechmogącego znachora.

Jak widzimy, przywódcy hitlerowców zebrali skrzęt­nie wszystko błoto i truciznę, którą wylewały całe poko­lenia heretyków na stolicę św. Piotra, nie wzgardzili na­wet nieudolnemi atakami i kalumniami po sto razy od- partemi, jeśli się im wydały sposobne do spotęgowania nienawiści przeciw Watykanowi. Soborowi watykań­skiemu, jak pisze Rosenberg, zawdzięcza się dokument

46

najbardziej ubliżający ludzkości, mianowicie ogłoszenie dogmatu nieomylności papieża. Niema absolutnie nicze­go w religji katolickiej, coby uszło nienawiści hitlerow­ców. Odpusty, modlitwy za zmarłych, sakramenta, są, wedle nich, czynnikami deprawującemi charakter i duszę.

Jasną jest rzeczą, że ci, którzy ubóstwiają rasę ger­mańską, muszą z nienawiścią odnosić się do powszech­ności Kościoła.

Równość wobec Boga jest czemś okropnem dla tych, którzy rasy kolorowe stawiają narówni z małpami, od­mawiając im nazwy ludzi. Z brutalną pogardą pisze Ro­senberg o dwóch biskupach murzynach, którzy odpra­wiali msze św. na kongresie eucharystycznym w Chica­go. Hitler stara się wzbudzić pogardę dla dzieła misyj­nego Kościoła.

Hitleryzm jest również zdecydowanym wrogiem idei miłości chrześcijańskiej, nie chce wogóle słyszeć o etyce współczucia.

Prawo miłości ma być zastąpione przez interes rasy, który nie uznaje współczucia dla cierpiącego; miłość bliźniego będzie zastąpiona przez nakaz demokratyczny. Chorzy i bezsilni są jednostkami bez wartości, nie godzi się podtrzymywać ich bytu, trzeba pozwolić im zginąć. Miłość zniszczyła świat; jest ona doktryną, która spowo­dowała rozkład wszelkiego życia narodów i państw.

Nie dziwmy się więc, że Hitler usprawiedliwia prze­śladowanie chrześcijaństwa w starożytnym Rzymie, uwa­żając je za słuszne, gdyż było wymierzone przeciw insty­tucji, która zagrażała państwu.

Przy końcu swego dzieła Rosenberg zapowiada cy­nicznie, że w niemieckich miasteczkach figury Naj-

47

świętszej Marji Panny będą zastąpione przez pomniki pruskiego żołnierza (str. 578).

Smutny to widok, do czego doszły Niemcy, kiedy się czyta karty książki Rosenberga!

* *

*

Jak to już powyżej wspomnieliśmy, hitleryzm powstał w Niemczech katolickich. Jego przywódcy są w znacz­nej mierze katolikami, a kolebka ruchu narodowo-socjali- stycznego stała w stolicy katolicyzmu niemieckiego, w Monachjum. Ale jednocześnie najsilniejsze oparcie w masach znalazł hitleryzm na protestanckim północnym wschodzie, a obok ducha Monachjum wpływać na niego począł duch Poczdamu. I oto dzisiejsze Niemcy, które początkowo, może niezupełnie świadomie, usiłowały re- ligję zastąpić kultem rasy, propagowaną przez Rosenber­ga religją starogermańską, znalazły wreszcie połowiczne wyjście, co spostrzegamy z broszury ostatnio w Rzeszy niesłychanie popularnej, z „Nauki obowiązków członka oddziału szturmowego", która to instrukcja powiada:

„Dla nas, Niemców, wchodzi w rachubę tylko Chry- stjanizm, przekazany nam pod dwiema formami — ka­tolicyzmu i protestantyzmu".

Czytaliśmy ostatnio, że właśnie protestantyzm stał się napół państwową religją, a twórca jego, Marcin Luter, został uznany za bohatera narodowego.

  1. b. warto zaznaczyć, że obchód 250-tej rocznicy odzieczy wiedeńskiej, przy wybitnym udziale Polski, od­bił się w Rzeszy przykrem echem. Większość pism pół- nocnoniemieckich usiłowała wykazać, że to nie Sobieski ocalił Wiedeń, ale protestanccy książęta niemieccy, że to jest narodowa rocznica niemiecka.

48

A wiemy przecież, że Niemcy protestanckie życzyły zwycięstwa nie Sobieskiemu i Habsburgom, ale Turkom i węgierskim rebeljantom. Naoczny świadek, Pasek, stwierdza, że w Gdańsku modły odprawiano po zborach na intencję zwycięstwa Turcji.

Nie należy jednak głosów prasy niemieckiej trakto­wać ze wzgardliwem oburzeniem. Jest to coś głębszego, aniżeli megaloman ja narodowa. To już tragedja narodu, który nie posiada jednej wiary, jednej moralności, jednej kultury etycznej.

Wiarą tego narodu stało się — pragnienie wojny! XV

Przypuszczano, że z chwilą przewrotu Kościół kato­licki w Niemczech stanie się Kościołem Męczenników, albowiem pionierzy hitleryzmu nie ukrywali bynajmniej, iż mieli wielką ochotę naśladować Neronów i Callesów. Zresztą sam Hitler na zebraniu pionierów partji w Wei­marze zapowiedział: „Gdy dojdę do władzy, Kościół ka­tolicki w Niemczech nie będzie miał nic do powiedzenia, lecz, by cel swój osiągnąć, nie mogę się bez niego obejść!“

Tymczasem stało się zupełnie inaczej.

Chociaż przeszło czwarta część ludności Niemiec — to katolicy, chociaż Bawar ja, Nadrenja i Śląsk są całko­wicie katolickie, a nawet w Berlinie jest 10% katolików, to jednak cóż się okazało? Heca antyżydowska rozsza­lała się najbardziej w Nadrenji i na Śląsku, okrucieństwo bojówkarzy największe jest w Bawarji — a więc w kra­jach katolickich! Zakneblowanie potężnej prasy kato­lickiej, zamknięcie i konfiskata majątków licznych związ­ków oraz organizacyj katolickich, nawet rozwiązanie ka­tolickiego Centrum! — nie wywołały sprzeciwu.

4

49

To też słusznie pisze Antoni Sobański w swym re­portażu pod tytułem „W Niemczech po przewrocie", że: „gdyby życie było logiczne, w rękach katolików spoczęłyby losy rewolucji, ale ponieważ logika na arenie politycznej nie króluje, więc w rękach katolików spoczną nie losy, tylko odpowiedzialność za rewolucję. Bo jakże inaczej napiętnować niesłychaną bierność katolików niemieckich, zgrupowanych w zwarte jednostki geograficzne, w jed­nostki cieszące się doniedawna autonomją i mające, też doniedawna, reputację „bardzo rzymskich"? Stawiano ich przecież zawsze za przykład wszystkim katolikom, plączącym sprawy wiary z szowinizmem".

Więc cóż się stało?

Przecież jedynie przez ukazanie narodowi męczenni­ków, możnaby go było wyrwać z pod terroru socjal- nacjonalizmu! Ale katolicy niemieccy bynajmniej nie kwapią się do męczeństwa. Jeżeli za czasów Kultur- kampfu aresztowano nawet biskupów, o ileż jaskrawsze powinny być dzisiaj objawy walki, kiedy duch rewolucji jest o tyle bardziej zasadniczo obcy i wrogi duchowi wszelkiej religji! Przecież nic bardziej niechrześcijań­skiego, niż obecny przewrót niemiecki.

A jednak, a jednak . . .

Podobnie w kościołach protestanckich. Płynność or­ganizacji, dogmatyki i liturgji oraz łatwość, z jaką zbory ewangelickie abdykowały z najbardziej, zdawałoby się, zasadniczych rzeczy, łatwość znalezienia kompromisu, sprawiły, że Hitler nie miał właściwie, pomimo bardzo stanowczych sprzeciwów Hindenburga, zasadniczych trudności w przeobrażeniu protestantyzmu w narzędzie zupełnie podległe narodowej rewolucji.

Jest to może największa tragedja chrystjanizmu.

50

Poniewoli zjawia się obraz: jaskinia, maczuga, owło­siony małżonek, broniący kobiety z owłosionem czołem — a potem ten sam troglodyta nordycki w mundurze czy we fraku, składający krwawe ofiary przed bożkiem Wo­lanem.

Istotnie *— chrystjanizm znalazł się w Niemczech w prawie hermetycznie zamkniętym kręgu terroru!

XVI

Do lepszego zrozumienia przewrotu hitlerowskiego w Niemczech może dopomóc w niemałym stopniu za­poznanie się ze strukturą socjalną tego państwa. Otóż chociażby z pracy O. Frieda „Das Ende des Kapitalis- mus“ dowiadujemy się, że niemiecki stan średni właści­wie nie istnieje. Warstwa średnia ludności, mieszczań­stwo, burżuazja, ta największa rękojmia równowagi spo­łecznej i politycznej, — w dzisiejszych Niemczech jest dwukrotnie słabsza w stosunku procentowym do reszty społeczeństwa, niż w Anglji. Na ogólną ilość 32^2 mil- jona zawodowo czynnej ludności Rzeszy niemieckiej, oko­ło 29 miljonów, a zatem 90%, posiada dziś mniej, niż 200 mk. niem. miesięcznego dochodu na głowę, t. zw. warstwa średnia — zarabiająca od 200 do 3.000 mk. mie­sięcznie — liczy 3% miljona, a więc 10% ludności czyn­nej zawodowo, natomiast wszystkie dochody wynoszące ponad 3.000 mk. miesięcznie ma pozostała, ilościowo zni­koma warstwa, licząca tylko 30.000 osób. Jak wynikało­by z tych liczb, Niemcy dzisiejsze zrealizowały w więk­szym stopniu, niż inne kraje, schemat marksowski zróżni­cowania gospodarczego społeczeństwa na dwa przeciw­ległe bieguny, ułatwiający drogę do eksperymentów so­cjalizacji, chociażby ubranej w szatę narodowego socja-

51

lizmu. Obecna polityka socjalna i system podatkowy Rzeszy, jak również polityka wielkich kartelów przemy­słowych podcięły egzystencję małych oraz średnich warsztatów.

Największe indywidualne majątki skoncentrowane są w połączonej potędze junkrów pruskich i magnatów górnośląskich, na których pierwszem miejscu figuruje b. cesarz Wilhelm II, posiadający majątek 200 miljonów marek. Druga — znacznie liczniejsza grupa — to prze­mysłowcy, rozporządzający naogół cokolwiek mniejszą od junkrów potęgą finansową. Grupa trzecia, najliczniejsza i najruchliwsza — to sfery finansowo-bankowe (aczkol­wiek majątki są tu bardziej rozdrobnione, aniżeli w dwuch pierwszych). Natomiast zaobserwować się daje zupełny upadek warstwy kupieckiej; stare, patrycjuszowskie ro­dziny mieszczańskie, sięgające tradycjami parę stuleci wstecz, likwidują w ostatnich latach swój stan posiada­nia pod naciskiem anonimowego kapitału.

I oto — ciekawa rzecz — ta to klasa może najżywiej poparła hitleryzm. Przyłączenie się mieszczan do tego kierunku stało się niczem innem, jak aktem rozpaczy. Wielkie środowiska średniej i małej burżuazji zostały ekonomicznie zniszczone, państwo nie dało im dostatecz­nej pomocy i to było w każdym razie pomyślną okolicz­nością dla propagandy hitleryzmu.

I to jest rzeczą może najbardziej tragiczną, że wła­śnie ten naród, który w ubiegłych wiekach posiadał może najsilniej wcielone i wszczepione zasady wolności, naród, w którym wolne miasta były ojczyzną mieszczaństwa, da­jąc mu poczucie dumy i świadomość własnej godności, że ten właśnie naród oszalał (bo trudno to inaczej na­zwać) pod wpływem radykalizmu narodowego socja­lizmu.

52

Istotnie. Burżuazja niemiecka nie umiała się oprzeć wpływom idącym od wschodu Łaby. Tam, we właści­wych Prusiech, był pewien rodzaj ludzi, predestynowa­nych — jeśli tak można powiedzieć — do przyjęcia ta­kiej doktryny jak hitleryzm. Ruch ten wykazał dowod­nie, że burżuazja niemiecka przyswoiła sobie w sposób znamienny umysłowość pruską, którą tak często wyszy­dzali obcy i Niemcy z niepruskich części Rzeszy.

Można więc określić hitleryzm, jako samobójstwo polityczne, społeczne, moralne i kulturalne stanu średnie­go w Niemczech. Jest to zbiorowe samobójstwo: bur­żuazja jako taka przestała istnieć!

Ale jak to było możliwe?

Rewolucja 1918 roku — wyzwoliła mieszczaństwo ze służalczej uległości wobec władzy wojskowej. Możnaby przypuszczać, że w takiej chwili naród zatęsknił do od­zyskania swych praw i szczęścia wolności. Rewolucja dała mu możność samodzielnego pokierowania swym lo­sem, i— lecz, gdy się widziało, jak naród niemiecki dążył do tego, aby się tej samodzielności pozbyć, możnaby po­myśleć, że nie wiedział, co z nią począć.

I byliśmy świadkami ciekawego widowiska: demo­kracja sama siebie obaliła, całkiem zresztą legalnie.

Zapewne ta opłakana przemiana umysłowości nie­mieckiego mieszczaństwa, oraz tradycje społeczne i kul­turalne pruskie, tłumaczą w znacznej mierze, że istniało podłoże do przyjęcia doktryny, która w praktyce zeszła do zupełnego zaprzeczenia wolności.

XVII

Hitlerowcy oficjalni są zwolennikami wielożeństwa. Oto Rosenberg proponuje w sposób całkiem otwarty wprowadzenie wielożeństwa, lecz naturalnie prawo poj-

53

mowania kilku żon jest zastrzeżone dla jednostek zdol­nych do przekazania swym potomkom cech wartościo­wych. Byliby to więc może naczelnicy partji hitlerow­skiej, którzyby zakładali germańskie haremy. A jednak sam Hitler także mówi o ogólnym doborze naturalnym, jak to jest w świecie zwierzęcym. Miałaby to być droga do stwarzania genjalnych jednostek. Rasy mniejszej wartości, które żyją w Niemczech, nie będą miały prawa rozwoju, do czego służyć będą różne środki, nie wyłą­czając nawet kastrowania mężczyzn. Dla rozprzestrze­nienia zaś rasy północnej będą użyte wszystkie środki. Będzie równość bezwzględna między dziećmi prawego i nieprawego łoża, dla kobiety niezamężnej nie będzie ujmą posiadać dziecko lub dzieci — przeciwnie, będzie ona miała prawo do wdzięczności ze strony narodu, pod­czas gdy kobieta zamężna, lecz bezdzietna, będzie uchodzi­ła za mniej wartościowego członka społeczeństwa.

Piękne perspektywy! Lecz są jeszcze inne.

Sam Hitler jest propagatorem masowego zabijania dzieci. Na kongresie w Norymberdze powiedział do­słownie: „gdyby Niemcy miały rocznie mil jon dzieci, i gdyby się z pośród nich usunęło 700 do 800 tysięcy naj­słabszych, w rezultacie byłoby to zwiększeniem sił naro- du“. Hitler jest również szerzycielem idei obowiązkowe­go samobójstwa słabych i chorych — nawet ciężko oka­leczeni inwalidzi wojenni mają prawo położyć kres swe­mu już nieużytecznemu życiu.

Trzeba zaznaczyć, że czytając „Mein Kampf“ Hitle­ra, odczuwa się, że pobudliwość estetyczna jest nadzwy­czaj ważnym składnikiem psychologji dzisiejszego kancle­rza Rzeszy, oraz postawy duchowej tych miljonowych rzesz, których stał się wyrazicielem i przywódcą. W pa-

54

miętniku Hitlera razporaz czyta się gorące, pełne uczu­cia słowa o pięknie monachijskich budowli, o wzruszeniu, jakiem przejmują go obrazy Schwinda, Bócklina i t. d. W rażenie rozgardjaszu, jaki wywiera nań posiedzenie przedwojennego parlamentu wiedeńskiego, niezdolnego do wydobycia z siebie wspólnej myśli wobec niezgodno­ści różnych, reprezentowanych tam narodów, w wyo­braźni jego zarysowuje się tern jaskrawiej wskutek kon­trastu, jaki stanowi z uroczystym, klasycznym frontonem pałacu, gdzie się owe obrady odbywają.

Ogromnie charakterystyczna jest też uwaga, którą czyni dzisiejszy dyktator Niemiec, zastanawiając się nad brzydotą Berlina, jako skutkiem zżydziałego, zmaterja- lizowanego ducha współczesnej epoki i wynikającego stąd odwrócenia prawowitej hierarchji celów i wartości. Nie­gdyś największą bodaj pozycję wśród wydatków stano­wiły sumy, przeznaczane na budowę arcydzieł wieczno­trwałych: w średniowieczu „katedry gotyckie, ratusze, baszty miejskich murów wznosiły się wysoko ponad do­my prywatne". Teraz: „Podczas kiedy jeden okręt wo­jenny przedstawiał wartość 60 miljonów marek, na naj­ważniejszy gmach w Rzeszy niemieckiej, na budynek Reichstagu uchwalono zaledwie połowę tej sumy, a wnę­trze zamiast żeby wyłożono granitem, pokryto gipsatu- rami“.

Cała „rasowa" ideologja Hitlera ma u swych pod­staw więcej chyba estetyki, niż antropologji. Widać tu upodobanie w krzepkości i urodzie germańskiego typu: błękitnookiej Brunhildy, czy jasnowłosego Zygfryda.

Estetyczne ma też w znacznej mierze podłoże obrzy­dzenie dzisiejszych młodych Niemiec do żydostwa.

Entuzjazm obecnego kanclerza Rzeszy dla Wagnera nie ma poprostu granic. Na całe życie zniewolił go urok

55

niemieckiego średniowiecza, ukazanego mu w „Lohengri- nie", pierwszej operze, jaką w życiu słyszał i oglądał, jako chłopak wtedy zaledwie dwunastoletni.

Owych motywów średniowiecznych w hitleryzmie możnaby wymienić długi szereg. Wystarczy wskazać ten punkt programu partji, który pozbawia żydów praw politycznych (odnawia on niejako starą zasadę „ghetta" i „żółtej łaty") albo już całkiem z średniowiecza wzięte hasło — potępienia procentu od pożyczek pieniężnych. J. Rembieliński, czołowy publicysta „Myśli Narodowej" pisze, „że ruch hitlerowski niesie z sobą wiele brutalno­ści, naiwności, prostactwa, pod niejednym względem mo­że być cofnięciem się w kierunku prymitywu, ale to prze­cież utwierdzać tylko musi wrażenie nawrotu do średnio­wiecznego stylu życia i tworzenia . . ." Publicyście temu wydaje się, iż „w wyniku przeobrażeń, jakie się dziś do­konują za naszą zachodnią granicą, ujrzymy Niemcy me­tyle nawet Fryderyka Wielkiego czy Bismarka, ile raczej dawniejsze jeszcze Niemcy Ottonów i Henryków, Ulri­cha von Jungingen i Hermana von Salza. W swych ideach w zakresie polityki zagranicznej hitleryzm wyraź­nie całkiem właśnie do tych trądycyj nawiązuje". To też słuszne są końcowe wywody Rembielińskiego: „W stosunku do tych Niemiec posiadamy jedyny sekret zwycięstwa, przekazany nam przez genjusz Mieczysła­wa I i Chrobrego: patrzeć krytycznie na sąsiadów, ufa­jąc w swoją przewagę, lecz poznać to, co u Niemców jest istotnem źródłem ich siły i śmiało przystosować do na­szych potrzeb, dla wzmocnienia własnej cywilizacji naro­dowej".

Jak spostrzegliśmy, nie brak w hitleryzmie banalne­go frazesu. Trzeba być dalekim od bezkrytycznego podzi­wiania przewrotu wywołanego w Niemczech, ale jednak

56

godne podkreślenia jest oświadczenie Hitlera, wypowie­dziane na ostatnim zjeździe w Norymberdze: „Jednego tylko lękać się musimy — powiedział kanclerz Rzeszy — aby nam przyszłość nie rzuciła w twarz zarzutu kłam­stwa i bezmyślności".

 


57

KWESTJA ŻYDOWSKA

I

Jedno cały świat przyznaje Niemcom, to, że „rozwią­zali" oni u siebie palącą kwestję żydowską. W Niem­czech Hitlera załamało się dzięki temu nietylko tameczne żydostwo. Sześćset tysięcy żydów, pozbawionych jednej ze swoich licznych „ojczyzn" — to przykre, zapewne, ale nie najważniejsze dla narodu o szesnastu miljonach ruchliwych głów.

Otóż w Niemczech załamała się przedewszystkiem potęga materjalna żydów. Ale i toby można przetrzy­mać. Istnym natomiast kataklizmem dla żydostwa stał się rozpad, dosłowny rozpad socjal-komunizmu, w Niem­czech dotychczas tak mocno zakorzenionego. Sześć mil- jonów komunistów i blisko drugie tyle socjalistów zgasło jak szabasowa świeczka pod dmuchnięciem Hitlera.

A ta olbrzymia armja — to była fizyczna i moralna armja żydostwa światowego. Usunęła się żydom z pod nóg opoka ich panowania. Rozleciała się na szczątki po­tężna machina żydowskiej rewolucji, która niedawno zmiotła imperjum carów rosyjskich.

Oblicze moralne żydostwa dawno już było znane, jak wynika z wynurzeń najsławniejszych autorów, od średniowiecza począwszy.

58

Taki Giordano Bruno powiada o żydach: ,,Zaiste nigdzie indziej nie znalazłem takiego poglądu na prawo, jak tylko u dzikich barbarzyńców, a jak sądzę, po raz pierwszy u żydów, bo tylko oni są takiem plemieniem za- rażonem, zaraźliwem i dla wszelkiego ogółu złowro- giem . . .“ „Hebrajczycy! . .. oto lud zawsze poniżony, niewolniczy, oszukujący, zamykający się w sobie, oddzie­lający się od innych ludów, których traktują z bydlęcą wzgardą i od których też są zasłużenie poniżani“.

Marcin Luter w dziele „Erlanger Ausgabe“ pisze: „Wszelkie ich serc westchnienia i wzdychania zmierzają do tego, aby raz z nami mogli tak postąpić, jak postąpili z poganami w Persji za czasów Estery. Och, jak oni ko­chają Księgę Estery, która tak dobrze licuje z ich krwio- pijczemi, mściwemi, morderczemi chuciami i nadziejami! Nigdy słońce nie oświecało ludu bardziej krwi chciwego i pomsty żądnego, jak oni, którzy dlatego siebie mają za naród wybrany, bo mają innych dusić i mordować . ..“

„Ich oddech cuchnie żądzą złota i srebra, bo niemasz ludu pod słońcem i nie było i nie będzie bardziej chciwe­go, jak to widać po ich przeklętych szachrajstwach. I tem się oni pocieszają, że kiedy Mesjasz przyjdzie, to wszyst­kim poodbiera złoto, a im odda..

„Wiem dobrze, że temu i tamtemu będą zaprzeczali. Wszystko się jednak zgadza z wyrokiem Chrystusa, że to są gorzkie, szydercze, mściwe żmije, do tego jadowi­te, i dzieci szatana, którzy pokryjomu szkodzą i kłują, jeżeli nie mogą tego czynić jawnie . . .

„Może ktoś myśleć, że ja mówię zadużo. Nietylko nie mówię zawiele, ale zamało, gdyż ja znam ich pisma. Przezywają nas gojami i życzą nam w swoich szkołach i modlitwach wszystkich nieszczęść, zabierają nam nasze

59

złoto i dobro przez lichwę i gdzie tylko mogą, czynią nam krzywdę, a zdaje im się, że dobrze czynią i służą Bogu i uczą nadal tak postępować. Tak nie postępowali nawet poganie i nikt nie postępuje, ani sam szatan, który żydów opętał. .

„Bogacą się naszym potem i krwawicą. My staje­my się coraz biedniejsi wskutek ich wyzysku. Wysysają nas jak pijawki, jak zmora leżą nam na piersiach te próż- niacze szelmy i leniwe brzuchacze, chleją i żrą, dobre czasy spędzają w naszym domu, zato bluźnią Panu Je­zusowi, Kościołom, książętom i nam wszystkim grożą i życzą śmierci i wszelkiego nieszczęścia . . .“

„A gdy czynią co dobrego, to wiedz sobie, że nie czynią tego z miłości lub dla twego dobra, ale tylko dla­tego, aby mieć miejsce, gdzieby u nas zamieszkali, muszą więc czynić coś z potrzeby, ale serce ich pozostaje takie, jak wam mówiłem" . . .

„A kiedy złodziej skradnie io guldenów, to będzie wisiał, a gdy napada na gościńcach, głowę utraci! Żyd natomiast, jeżeli io beczek złota skradnie i zrabuje i to przez swą lichwę, to jest jeszcze swemu Bogu milszy . . .".

Aforyzmy te, pisane niespełna 4 wieki temu, były dobrze znane Hitlerowi, jak to zresztą w swoim pamięt­niku wspomina.

Wogóle żydzi mają już ustaloną reputację. Oto co pisze o nich filozof francuski Wolter na początku XIX wieku:

„Żydzi nie są niczem innem, jak najbardziej nie- świadomynr i barbarzyńskim ludem, który złączył naj­brudniejszą chuć posiadania z zabobonami najbardziej godnemi pogardy i niewygaszoną nienawiścią do wszyst­kich narodów, u których są tolerowani i na których się bogacą" ...

60

„Mój wuj miał do czynienia z najuczeńszymi żydami 7. Azji. Wyznali mu, że ich przodkom została nakazana odraza do wszystkich narodów. I w istocie u wszyst­kich historyków, którzy o nich pisali, niema ani jednego, któryby nie był o prawdzie tych słów przekonany, a gdy się otwiera żydowskie książki, zbiera się zaraz na to do­wody" ...

„Mały narodek żydowski ma czelność nie ukrywać się z nieprzejednaną nienawiścią do wszystkich narodów, a jest zawsze zabobonny i zawsze zachłanny na dobro innych i zanoszę w niedoli nikczemny, a w szczęściu bez- ezelnyu . . .

„Jest się niekiedy zdziwionym tą nienawiścią i po­gardą, jaką żydom okazują wszystkie narody. Jest to je­dynie niemożliwe do usunięcia następstwo ich zachowa­nia. Oni stale przechowują te obyczaje, które stoją w prostem przeciwieństwie do istniejących społecznych stosunków; muszą więc słusznie być traktowani jako na­ród przeciwstawiający się wszystkim innym, którym słu­żą z rozkazu chciwości, któremi pogardzają z fanatyzmu i w stosunku do których oszustwo traktują jako święty obowiązek".

A może to tylko tendencyjne podanie opinji wrogów żydostwa? No więc posłuchajmy, co pisze o tern apostoł socjalizmu, sam Karol Marks, bezsprzecznie żyd, którego ojciec z mojżeszowego wyznania przeszedł na protestan­tyzm. Cóż pisze o swych współbraciach ten „apostoł": „Szukajmy tajemnicy żyda nie w jego religji, tylko szu­kajmy tajemnicy religji w rzeczywistym żydzie. Cóż jest światową podstawą żydostwa? Oto praktyczne po­trzeby, egoizm. A jaki jest jego bóg świecki? Pieniądz".

61

„Emancypacja żydów w jej ostatecznym sensie jest to wyzwolenie się ludzkości od żydostwa. Sam żyd już się na swój sposób wyzwolił".

„W Wiedniu naprzykład jest ledwo tolerowany, a w gruncie rzeczy, dzięki potędze swego złota, decyduje

0                     losach całego państwa".

„Żyd, który w najmniejszem państewku niemieckiem jest poza prawem, w gruncie rzeczy decyduje też o losach Europy".

„Gdy cechy i korporacje średniowiecza zamknęły się przed żydami, zuchwałość przemysłowej i handlowej ini­cjatywy tych ostatnich kpiła sobie z samoobrony średnio­wiecznych instytucyj!"

„I to nie jest odosobnionym faktem. Żydostwo istotnie wyzwoliło się na swój sposób, nietylko skupiwszy w swych rękach całą potęgę złota, ale przez żydostwo także i u innych pieniądz stał się potęgą wszechświatową, a duch praktyczności żydowskiej stał się praktycznym du­chem ludów chrześcijańskich".

„W tej mierze bowiem żydzi wyemancypowali się, w jakiej chrześcijanie zżydzieli".

„Wierzący i wolny politycznie obywatel angielski (przytacza Marks słowa pułk. Hamiltona) jest odmianą Laokona, który już nie robi żadnego wysiłku, aby się uwolnić ze splotów wężów, którego oplatają".

„Mamon jest ich bożyszczem, do niego modlą się nietylko wargami, ale wszystkiemi siłami swojego ciała

1                     ducha".

„Dla żydów glob ziemski jest jedną wielką giełdą, stąd są przekonani, że nie mają tu nic więcej na ziemi do spełnienia, jak tylko zostać bogatszymi od swych są­siadów".

62

„Oszustwo opanowało wszystkie ich myśli i jedyne, co ich podnosi wzwyż, to urozmaicanie sobie objektów tego oszustwa".

„Organizacja, któraby predyspozycje oszustwa, a więc możliwości oszustwa usunęła, rozbroiłaby także żydów".

„Jeżeli żydzi podróżują, to mają na swych plecach cały swój kram czy kontuar i rozmawiają ze sobą tylko

0          czynszach, o procentach, o zyskach. Jeżeli zaś przez chwilę milczą, to tylko nato, aby wywąchiwać coś u in­nych".

„Praktyczne panowanie żydów nad światem chrze­ścijańskim osiągnęło w Ameryce Północnej tak już nie­dwuznaczny, normalny stopień, że nawet głoszenie Ewan- gelji, kaznodziejstwo, stało się tam artykułem handlu. Zbankrutowany kupiec „robi" tam w ewangeljach, tak jak wzbogacony ewangelik robi w interesach".

„Żydostwo utrzymało się obok chrześcijaństwa nie- tylko jako religijna krytyka chrześcijaństwa, ale w tej samej mierze dlatego, że duch praktyczno-żydowski, czy­li żydostwo, utrzymało się w samem społeczeństwie chrze- ścijańskiem i nawet osiągnęło tam (w Ameryce) wysokie wydoskonalenie. Przemysł jest czuwającym bogiem Izraela, przy którym żaden inny bóg nie może się ostać; przemysł poniża wszystkie bóstwa ludzkości, degraduje je

1          zamienia w towar".

„Bóg żydów stał się świeckim, stał się bogiem wszechświata, bogiem żydów właściwych jest weksel; ich bóg jest tylko iluzorycznym wekslem".

„Nawet stosunek płciowy, stosunek mężczyzny do kobiety staje się u nich przedmiotem handlu; frymarczy się tam i kobietą".

63

„Pozbawione podstaw i gruntu żydowskie prawo­dawstwo jest karykaturą religji, pozbawionej podstaw i gruntu moralności i wogóle prawa, a streszcza się tyl­ko w tych formalnych obrządkach, jakiemi otaczają świat własnych korzyści".

To napisał Karol Marks. To napisał żyd o żydach, żyd, którym żydzi się chlubią!

Tenże „apostoł" stwierdza z całą otwartością, że „jeśli już można żydów zaliczyć do jakiejkolwiek naro­dowości, to raczej do niemieckiej, aniżeli słowiańskiej".

Wszystkie te ciekawostki, skwapliwie przez marksi­stów i żydów przemilczane, są wydrukowane czarno na białem w „Deutsch-Franzósische Jahrbiicher" z 1844 r., oraz w „New York Tribune" z lutego 1852 roku.

II

Wiadomo wszystkim, że Trzecia Rzesza wszczęła bezwzględny bojkot żydów, bynajmniej nie przebierając w środkach.

I wtedy żydzi położyli uszy po sobie. Zaczęli skła­dać uroczyste i wysoce „patrjotyczne" oferty, licząc swoim zwyczajem, że może jeszcze da się cokolwiek utargować. Przedtem wciągali Niemcy w otchłań komu­nizmu. Gdy się to nie udało, wszystkiemi „świętemi" słowami zapewniali „ojczyznę" o swoim patrjotyźmie. A kiedy i to się nie udało, wszystkiemi siłami swojej „rozłożystej eksterytorjalności", grożą Niemcom dotkli- wemi ciosami. Naprzykład Einstein, twórca teorji względności.

Z powodu usunięcia z Niemiec tego żydowskiego profesora uniwersytetu, żydzi uczynili niesamowity gwałt

64

w oskarżaniu rządów Hitlera o „wojnę z nauką i du­chem". Ale jako zawodowi oszuści przemilczeli o Ein­steinie jedną maleńką okoliczność: że jest on komunistą i że współpracuje z bolszewikami.

„Wielki matematyk, autor „teorji względności", „chluba ludzkości", jak go stale żydzi mianują, profesor Einstein, członek Komisji Współpracy Umysłowej — w lutym 1927 roku był honorowym prezesem bolsze­wickiego kongresu antykolonjalnego, który odbył się w Brukseli. Charakter i cele tego kongresu zdemasko­wała prasa szwajcarska, francuska i belgijska. Pismo szwajcarskie „L/Assaut" w zeszycie z 15 grudnia 1927 r. ogłosiło, że Einstein stale współpracuje z bolszewikami i że jest prezesem niemieckiej sekcji bolszewickiej orga­nizacji W. O. K. S. *), której centrala znajduje się w Moskwie, a ma na celu propagandę bolszewizmu po­śród inteligencji. Ta to sekcja niemiecka wydawała na- onczas pismo propagandowe Kominternu pod tytułem „Das neue Russland", a Einstein brał udział w tej akcji wydawniczej. To też prasa szwajcarska nazywa twórcę teorji względności „zdrajcą nauki i cywilizacji" i żąda usunięcia go z Komisji Współpracy Umysłowej przy Li­dze Narodów.

Tak się przedstawia obywatelska legitymacja Ein­steina. Jasną jest rzeczą, że rząd niemiecki wydalił nie matematyka i „chlubę nauki" ale poprostu — bolszewika. Jednak Einstein, jako żyd — wieczny oszust, schroniw­szy się w Belgji, z humanitaryzmu i propagandy pokojo- wości przeszedł do skrajnego militaryzmu, nieledwie nie zdeklarował się jako patrjota belgijski.

*) Wisiesojuznoje Obszczestwo Kulturnych Snoszenij z Za­padom — Międzynarodowe Towarzystwo Kulturalnych. Stosunków z Zachodem.

5

65

Otóż przed swym wyjazdem z Brukseli zadebjuto- wał Einstein swym pierwszym artykułem o podłożu po- litycznem, opublikowanym w „La Patrie Humaine“, pod tytułem „Gdybym był Belgiem". Owo skrajnie lewicowe pismo wszczęło głośny huczek około następującej sprawy: Dwóch młodych komunistów, nazwiskiem Dieu i Cam- pion, odmówiło wezwaniu udania się na czterotygodnio­we ćwiczenia wojskowe, twierdząc, że nie pozwala im na to ani doktryna, której chcą dochować wierności, ani su­mienie.

W Moskwie z tego rodzaju skrupułami żołnierzy czerwonej armji załatwionoby się bardzo szybko i bez zbytecznych ceregieli. Na „zgniłym zachodzie" panują jednak pewne objekcje i przesądy, które spowodowały, iż entuzjaści rewolucji, a przytem stuprocentowi antymi- litaryści powędrowali tylko do aresztu, co stanowi dla nich zresztą świetną reklamę wyborczą. Ażeby jeszcze bardziej wykorzystać dobry zbieg okoliczności, rozpo­częli panowie Dieu i Campion w więzieniu głodówkę.

Sprawa była obliczona na rozgłos — i pod tym względem zwolennicy komunistyczno-kwakierskich zasad bynajmniej nie zawiedli się. Sprawę ich ujął w swe ręce znany w Belgji antymilitarysta, Alfred Nahan (żyd). Postanowiono wysłać adres do króla Alberta; dla więk­szego efektu zwrócono się do Einsteina z prośbą o pod­pisanie memorjału.

I teraz dopiero wybuchła bomba sensacji. Einstein, dotąd zdeklarowany pacyfista i antymilitarysta — odmó­wił podpisu! Co więcej, przysłał artykuł do wspomnia­nego pisma, który redakcja lojalnie zamieściła.

„Z pewnością — pisze Einstein — będą panowie zdziwieni tern, co wam oświadczę. Jak wiecie — byłem

66

i jestem zdecydowanym pacyfistą, czego dałem zresztą dowody i to niejednokrotnie. Byłem również antymili- tarystą. Niedawno jeszcze sądziłem wraz z wami, że można przywiązywać pewne nadzieje do wypadków pro­testu przeciw służbie wojskowej. Uważałem tego rodza­ju objekcje sumienia za jeden ze środków zwalczania mi- litaryzmu i propagandy uczuć pokojowych wśród społe­czeństw całego świata. Sądziłem, że nawet poszczególne odmowy pełnienia służby z bronią w ręku są korzystną oznaką pogłębiania się pacyfizmu. Dzisiaj jednak zaszły ogromne zmiany. Dzisiaj musimy się liczyć z nowemi czynnikami w życiu społeczeństw europejskich. Zaszły okoliczności tego rodzaju, że zmiana zapatrywań choćby najhumanitarniejszych — jest poprostu kwestją sumienia uczciwego człowieka. W środku Europy powstało pań­stwo, które bez żadnych skrupułów, publicznie i jawnie przygotowuje nową wojnę europejską. Wobec tego łatwo można sobie zdać sprawę z ogromu niebezpieczeństwa,, jakie grozi krajom łacińskim, a w pierwszej linji Belgji; i Francji. . . Państwa te znajdują się w położeniu szcze­gólnie trudnem, tak że muszą liczyć tylko na własne siły. Niech panowie, którzy propagują dzisiaj osłabienie odpor­ności Belgji czy Francji pod względem militarnym — zechcą sobie choć na chwilę wyobrazić los tej Belgji, oku­powanej przez obecne Niemcy. Nie ulega wątpliwości, że działyby się wówczas rzeczy, przewyższające jeszcze okropności z 1914 roku. I dlatego oświadczam panom: gdybym był Belgiem nie odmówiłbym nigdy krajowi swej pomocy. Nigdy nie starałbym się usuwać od spełnienia obowiązku służby wojskowej, w obecnej chwili i w obec­nych okolicznościach. Przeciwnie, starałbym się wywią­zać jaknajlepiej ze swego zadania, będąc najgłębiej prze­konany, że w ten sposób przyczyniam się do obrony cy-

67

wilizacji europejskiej. Czy oznacza to jednak, że rezygnu­ję z moich ideałów, z moich dawniejszych zasad i prze­konań? Wcale nie! Niczego nie pragnę tak silnie, jak przyjścia dnia, kiedy odmowa pełnienia służby wojsko­wej mogłaby się stać wystarczającym i racjonalnym środkiem w walce z niebezpieczeństwem wojny. Nieste­ty, chwila ta nie nadeszła jeszcze. Przeciwnie, powtórze­niu zbrodni z 1914 roku może zapobiec tylko siła mili­tarna tych państw, które stoją na straży pokoju świata i jego kultury".

Tak, also sprach Professor Einstein. Jak to mówił sienkiewiczowski Zagłoba: „Djabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni . . A cóż to głosił tenże Einstein w 1920 roku, podczas inwazji bolszewickiej na Polskę?

„Uważam, że Polacy są przyczyną niepokoju w Eu­ropie, wskutek swej ciągłej i nieopanowanej żądzy pod­bojów ludów, nie poddających się ich kulturze. Nie po­winno się im istotnie dawać pomocy".

A teraz — „gdybym był Belgiem .. .".

III

Warto przypomnieć, że i w Polsce posiadamy współ­cześnie podobne typy. Przykładem — osławiony „Ka­sztan", „pułkownik" powstańców z 1863 roku. Ale co naj­ciekawsze — wstyd o tern pisać — znalazł się taki pi­sarz żargonowy, Szalom Asz, dekorowany niedawno or­derem „Polonia Restituta", który w 1919 roku pisał w nowojorskim „Jewish Times": „Wojska polskie zaraz po wkroczeniu do jakiegokolwiek zdobytego miasta, na­tychmiast wyrzynają młodzież żydowską w oczach jej ro­dziców ... Białorusini i Ukraińcy podpalają swoje wsie

68

i miasteczka i uciekają przed Polakami, jak przed zarazą. Polacy stali się postrachem małych narodów w Rosji, jak dzikie narody średniowiecza. .. 80% żołnierzy pol­skich nie umie ani pisać, ani czytać. Większość składa się z rozwydrzonych urwiszów. Wielu oficerów pocho­dzi z dawnej carskiej armji rosyjskiej i ci rozniecają wśród ciemnych mas chłopskich dzikie instynkty w sto­sunku do żydów. W pojęciu polskich wojsk Polska jest niepodległa, więc można rabować, gwałcić, mordować .. . Jest obowiązkiem sprzymierzeńców, którzy ten naród do życia powołali, oświadczyć polskim panom, że niepodle­głość i wolność mają swe granice. Naszym delegatom w Paryżu udało się przekonać rządy świata, że naród polski ze swemi pojęciami o wolności i niepodległości nie jest zdolny do ochrony mniejszości narodowych, zostają­cych w jego granicach".

Wywody swoje pan Szalom Asz, obecny kawaler „Polonia Restituta" kończy zalecaniem, żeby wraz z od­działami polskiemi posuwały się oficerskie ekspedycje an- gielsko-amerykańskie, których „zadaniem byłaby ochrona ludności żydowskiej przed oficerami i żołnierzami pol­skimi" ...

Ładny kawaler „Polonia Restituta!"

IV

W pamiętniku Hitlera przebija z każdej stronicy na­miętne uwielbienie Wagnera. Wagnerjanizm przesubli- mowany — oto istotna treść hitleryzmu. Trzecia Rzesza z pewnością nie oblecze w czyn swych dążności podbojo­wych na wschodzie, zato niewątpliwie przeprowadzi swój program antysemicki. Przeprowadzi — bo pogardza ży­dami.

69

Pogarda Hitlera dla żydów wywodzi się właśnie od Wagnera, który niegdyś pisał: „Życzyliśmy żydom pań­stwa jerozolimskiego, lecz musimy raczej ubolewać nad zbytnim sprytem p. Rothschilda, który zamiast królem żydów — stał się żydem królów ... Całkiem niespo- strzeżenie zmienił się ten wierzyciel królów w króla wie­rzycieli. Przeto żądanie przez tego króla emancypacji żydów musimy uznać za ogromnie naiwne, raczej nam trzeba będzie walczyć o wyemancypowanie się od żydów. Przy dzisiejszym bowiem stanie rzeczy żyd jest już wię­cej niż emancypowany: już panuje i panować będzie, do­kąd pieniądze będą synonimem władzy. Nie potrzeba stwierdzać zżydzenia współczesnej sztuki, to wprost bije w oczy ... Żyd mówi językiem narodu, w którym żyje, ale mówi nim jak cudzoziemiec. Nasza cywilizacja euro­pejska i sztuka — to żydom rzeczy obce. Te rzeczy obce może żyd tylko małpować i naśladować . .. Żyd wykształ­cony obcy jest społeczeństwu i nie rozumie go. . . W cza­sach gdy tworzyli Goethe i Schiller, nie słyszeliśmy je­szcze o żydzie, piszącym wiersze; dziś jednak, gdy twór­czość stała się u nas kłamstwem, wyjawił to kłamstwo z szyderstwem uzdolniony i poetyczny żyd" *).

Cóż dziwnego, że odnośnie do wyznawcy Wagnerja- nizmu żydzi czynią ad hoc „robione" odkrycia, iż prze­ciwnik sam jest żydem — bodaj po pra-prababce. To też w ostatnich czasach żydzi austrjaccy nolens volens doko­nali takiego „odkrycia" co do Hitlera. Jednocześnie dziennikarskie agencje żydowskie roztrąbiły wiadomość, że znane t. zw. „Protokóły mędrców Syjonu" zaliczono w Niemczech do propagandowej literatury o żydach, co prasa żydowska uznała za czyn wybitnie antysemicki.

*) Heine.

70

Milczącą zasadą tej metody w obu wypadkach jest żywione przez samych żydów głębokie przekonanie, że człowieka i dzieło najbardziej poniża jego pochodzenie żydowskie.

Owe „Protokóły" są kapitalnem dziełem wielkiego syjonisty Aszera Ginsberga, który wyznaczył wytyczne obecnie prowadzonej światowej polityki żydowskiej. Można wobec tego wydanie talmudu uznać także za czyn antysemicki. Wzruszająca jest ta samoocena żydowska! Dochodzi się w niej do poglądu, że najbardziej antyse­mickim czynem na świecie było zjawienie się na nim ży- dostwa h— zarówno w pierwszem, jak i w ostatniem dzie­ła tego wydaniu. Jedno pewne, że odkąd pojawili się na świecie, zawsze byli pijawkami. Stąd właśnie pochodzi ich potęga. Słusznie też Dostojewski w 1880 roku pisał w jasnowidzeniu: „Bismark, Beaconsfield, Republika francuska, Gambetta etc., wszystkie te potęgi są tylko złudzeniem. Jedynie żydzi i ich banki są panami całej Europy. Gdyby powiedzieli veto, to i Bismark upadnie jak podcięta trawa. Izrael i jego banki są teraz panami wszystkiego: Europy, nauki, cywilizacji, a socjalizmu w szczególności, co im pomoże do wytępienia chrześci­jaństwa i zniszczenia cywilizacji. A kiedy pozostanie już tylko anarchja, żydostwo stanie na czele wszystkiego. Bo dopiero po rozpowszechnieniu anarchji, żydzi będą jednolici. I kiedy bogactwa całej Europy będą rozpró­szone, zostanie nienaruszony Bank Żydów".

V

Wolter powiedział, że żydzi w nieszczęściu są zawsze nikczemni, w szczęściu zaś — bezczelni.

Kilka przykładów:

71

Wielkie poruszenie w świecie żydowskim w Warsza­wie wywołał przyjazd rabina Hildes Heimera z Berlina, który usiłował namówić rabinów i działaczy ortodoksyj­nych w Warszawie, aby wstrzymali bojkot towarów nie­mieckich i nie rzucali przekleństwa „cheirem" na tych ży­dów, którzy nie bojkotują towarów niemieckich. Żydow­ska prasa sjonistyczna, która propaguje nadal bojkot to­warów niemieckich, mówi, że rabin Hildes Heimer dzia­łał na terenie Polski w ścisłem porozumieniu z ambasa­dą niemiecką, której złożył wizytę natychmiast po przy­byciu do Warszawy. Prasa ta dalej stwierdza, że nie udało się namówić żydów w Polsce do wstrzymania boj­kotu i od żydów ortodoksów wysłannik otrzymał nale­żytą odprawę.

Rabin Hildes Heimer z Berlina . ..

Rzekome samoponiżanie się przed ludzkością i po- szczególnemi jej narodami jest ulubionym od tysięcy lat zwyczajem żydostwa.

W jego księgach ciągle jest mowa o tern, że królo­wie i narody ziemi mają piastować i karmić „naród oso­bliwy", że mają mu służyć i przed nim się korzyć, on zaś wzamian ma je gdzie może wytracać. Do dziś dnia nic pod tym względem nie zmieniło się w chorej wyobraźni żydostwa, o czem, między innemi, świadczy „Rezolucja XVIII Kongresu Sjonistycznego w sprawie sytuacji ży­dów niemieckich". Jeden z punktów owej „rezolucji" głosi: „Kongres uważa za obowiązek całej cywilizowanej ludzkości, zwłaszcza Ligi Narodów, nieść pomoc żydom w ich walce o przywrócenie praw żydom niemieckim".

Sapienti sat! Żydom niemieckim...

Widzimy, że naród żydowski jest narodem nie — męskim. Dlatego zawsze i wszędzie budził względem

72

siebie odrazę i pogardę. I ta „rezolucja" XVIII kongre­su nic innego w narodach nie obudzi.

Nie wzywano ludzkości do obowiązku niesienia po­mocy wyrzynanym przez żydostwo Rosjanom, Węgrom, Hiszpanom, jakżeby miała odezwać się na wołanie wczo­rajszych oprawców, którzy dzisiaj pod wóz niemiecki wpadli?

Żydzi są dziecinnie bezczelni, kiedy przytem w „re­zolucji" owej mówią o „honorze narodu żydowskiego". Mogliby przynajmniej tego jednego słowa aryjskiego nie używać!

Żyd i honor! — takie zestawienie budzi tylko uśmiech politowania w człowieku cywilizowanym. W innym, je­szcze komiczniejszym punkcie owej „rezolucji" kongres „podnosi głos uroczystego protestu przeciwko zakłócaniu religijnych form życia np. w postaci uboju rytualnego". Jak widzimy, umysłowość żydowska pozostaje nadal pod władzą głębokich zboczeń patologicznych. Najwyższe przedstawicielstwo żydostwa staje w obronie barbarzyń­stwa, nazywa je „formą życia religijnego" i wzywa „całą cywilizowaną ludzkość", ażeby to popierała i uświęciła!

Najkomiczniejsze atoli w owej „rezolucji" jest powta­rzanie wyświechtanego hasła, obliczonego na głupotę naj­szerszych warstw: „Kongres ... pomny zasad wolności i równości wszystkich narodów, ras, wyznań, światopo­glądów i jednostek" ...

Cóż za obłuda narodu, który uważa się za wybrany! VI

W niniejszej publikacji cytujemy tylko fakty. Dale­cy jesteśmy od chęci napadania na społeczność tak ener­gicznie zwalczaną przez Hitlera, ale nie naszą jest winą, że fakty tak wyglądają. Weźmy ich jeszcze kilka, na

chybił trafił. W monografji „Das Deutschtum in Pol- nisch-Schlesien" M. Willner pisze o niemieckich żydach, stwierdzając ich „fanatyczne i bezgraniczne" przywiąza­nie do niemczyzny, wyrażające się w popieraniu Volks- bundu i wszystkich organizacyj niemieckich, zarówno po­litycznych jak kulturalnych. Książka ta ukazała się w po­łowie 1932 roku.

  1. Vogel w „Deutsche Presse und Propaganda des Abstimmungskampfes in Oberschlesien" stwierdza, że plebiscyt na Śląsku zawdzięczają Niemcy tylko rabinom niemieckim, którzy za pośrednictwem żydowskich lóż ma­sońskich wpłynęli decydująco na otoczenie Wilsona i Lloyd George‘a.

I owa zwalczana i pogardzana Polska stała się przy­tułkiem dla tych bojowników i obrońców niemczyzny! To też ładnie się stało ze strony żargonówki warszawskiej „Hajnt", że przytoczyła zdanie wybitnego publicysty an­gielskiego, Wickhama Steed‘a, przypominającego: „że po ukończeniu wojny żydzi byli wszędzie — czy to w Nowym Yorku, czy w Paryżu, czy w Londynie, czy w Buenos Aires — właśnie tymi, którzy wyłazili ze skó­ry, aby prowadzić walkę na rzecz Niemiec".

Dziennik żydowski, cytujący powyższe słowa, me­lancholijnie dodaje: „Żydzi w istocie byli tymi, którzy zagranicą — właśnie zagranicą — poruszali z posad zie­mię, aby utorować drogę dla nowych Niemiec . . .". Za­pewne . . . Ale czy to dostateczny powód, aby Polska ==a gdy „nowe Niemcy" wyrzucają żydów ze swoich granic — w dowód wdzięczności za ową działalność żydowską, przyjmowała ich z tak uprzedzającą gościnnością na swo­jej ziemi?

Że żydzi jednak stale kokietują Niemcy i że będą je nadal kokietować, świadczą nawet bardzo drobne szcze-

74

góliki. O jednym z nich opowiada w swym reportażu wspomniany już Antoni Sobański: „Wsiadam do pocią­gu. W moim przedziale siedzą już dwie panie o rysach wybitnie semickich, każda z córeczką w wieku lat siedmiu- ośmiu. Na dworcu żegnają je mężowie. Ruszamy. Mo­je panie pokazują sobie domy, koło których przejeżdżamy i rozmawiają po niemiecku o rzeczach błahych; nawet podsłuchiwać nie warto . . . Po tematach obojętnych, mo­je towarzyszki zaczynają dyskutować kurs złotego. Aha, może jadą do Polski. Zjawia się konduktor. Zerkam na bilety. Są do Łodzi. Już wiem trochę więcej. Nastę­puje dyskusja, czy i kiedy należy się przesiadać. Wreszcie nadchodzi kontrola paszportów. Z woreczków wyłaniają się niewątpliwe, polskie paszporty konsularne. Serce ro­śnie — rodaczki. Ale rozmowa ciągle jeszcze niemiecka i to niemiecczyzną zupełnie poprawną. Opuszczamy ostatnią niemiecką stację. Jedna z dziewczynek siedzi przy oknie, wygląda znudzona, wystukuje bezmyślnie pal­cami po szybie jakąś melodję i coś nuci pod nosem. Przysłuchuję się. Tak, nie mylę się: „Deutschland, Deutschland iiber Alles..                                                       . Słyszy to matka i nagle

odzywa się językiem Esterki i Mickiewicza: „Dziecko, poco ty to śpiewasz, ty przecie umiesz i polskie piosenki, zaśpiewaj lepiej coś po polsku". Rewelacja. Dziecko po­słuszne, choć dalej znudzone, zaczyna bez zapału ale wy­raźnie pośpiewywać: „Oto dziś dzień krwi i chwały . .

Dobre „patrjotki", prawda?

Naturalnie żydzi uczynią gwałt i powiedzą: nie­prawda! Ale przecież to wyczytać można w „Wiadomo­ściach Literackich", których absolutnie nikt nie może posądzić o antysemityzm. „Bardzo już dawno prasa i li­teratura polska setki razy przedstawiała i jaskrawo oświetlała wrogie wobec Polski stanowisko żydostwa",

75

pisze St. Pieńkowski, a mimo to ze strony żydów nie by­ło o to krzyku, ani protestów, ani amarantowej gorączki, jaką niedawno żyd Pierrot z „Naszego Przeglądu4 za­pałał: „Obóz antysemicki nie jest godzien tego, aby ży­dzi mieli przed nim spowiadać się ze swych uczuć patrjo- tycznych. Legitymacją tych uczuć przed objektywnym majestatem Rzeczypospolitej, przed Narodem Polskim — jest prawda życiowa, prawda przeszłości i teraźniej­szości. Błoto kalumnij antysemickich nie sięga, oczy­wiście, do tego wysokiego poziomu, na jakim się znaj­duje nasz patrjotyzm głęboki i szczery, nasze przywiąza­nie i miłość do Polski, udokumentowane na przestrzeni dziejów pracą dla dobra kraju, ofiarnym udziałem żydów w walkach wyzwoleńczych, zasługą wybitnych jednostek, współdziałających z ogółem nad pomnożeniem bogactw duchowych i materjalnych wspólnej Ojczyzny" . . . „Ży­dzi polscy nie potrzebują lekcji patrjotyzmu od antyse­mitów. Endecka aprobata nie jest potrzebna w sprawie, w której zabierali głos wieszczowie44. Udokumentujmyż tę „pracę na przestrzeni dziejów44.

VII

W swem studjum „Sztuka wojenna u pierwotnych Słowian44 na podstawie wiarogodnych źródeł i dokumen­tów stwierdziłem, że „sława Słowian jako żołnierzy już w zamierzchłych wiekach rozszerzyła się po całym świę­cie. Całe wyprawy kupców żydowskich od III wieku po Chrystusie były podejmowane na ziemie słowiańskie ce­lem pochwycenia jaknajwiększej ilości niewolników, prze- dewszystkiem płci męskiej44.

76

^ Cały szereg wiarogodnych źródeł stwierdza (między ^innemi nawet Al-bekri) *), że żydzi rozpełzli po ziemiach słowiańskich w charakterze szpiegów ze strony Imper- jum Rzymskiego, a później Saksonów. Patronowie ży­dów, podobnie jak dziś Niemcy, poznawszy się na szkodliwości elementu semickiego, jęli ich usuwać ze swych krajów i wtedy żydzi całemi masami znaleźli schronienie w Polsce.

W owych czasach żydzi porośli ogromnie w bo­gactwa. Od czego zaczęli, to już na wstępie niniejszego rozdziału wykazaliśmy — od handlu żywym towarem. Już z pierwszej polskiej kroniki Galla wiemy, że żona księcia Władysława z końcem XI stulecia „wykupywała niewolników z rąk właścicieli żydowskich". Ze skargi mieszczan krakowskich z 1369 roku dowiadujemy się o ówczesnym Krakowie, że „żydzi mają w mieście prze­wagę, wskutek czego mieszczanie cierpią tak materjalnie jak i moralnie. Żydzi szerzą wśród mieszczan zepsucie, przechowują w swych domach kradzione towary, a nawet złodziei, a przedewszystkiem dla dłużników są bez­względni i z całą surowością wykonują wyroki sądowe".

Rzeczywiście. Wśród ówczesnych lichwiarzy „ko­ronnych" kroniki wymieniają rabina-bankiera Samuela, dalej niejakiego Jossmana, a na pierwszem miejscu Lew­ka, syna Jordana, który pożyczał pieniądze największym potentatom, jak Rafałowi Tarnowskiemu, mieszczaninowi patrycjuszowi Wierzynkowi i Klemensowi Kurowskie­mu. Ten ostatni zwrócił się nawet ze skargą na lichwę do Papieża Bonifacego IX (1392 r.). Dzięki wpływom

*) Pierwszym informatorem o pierwotnych Słowianach był żyd, Ibrahim Ibn Jakób, który właśnie podróżując po pierwotnej Sło­wian szczyźnie, poinformował swych współwyznawców o nowej ko- lonji dla narodu wybranego.

77

Esterki król Kazimierz Wielki mianował Lewka najpierw żupnikiem wielickim, a następnie oddał mu w zarząd mennicę krakowską. Odtąd rozpoczęła się hegemonja ży­dów w gospodarczem życiu Krakowa, tern łatwiejsza, że przeciw nim było mieszczaństwo krakowskie przeważnie niemieckie, a możnowładcy lubieli się zadłużać. Z wię­zów tej niewoli próbowano się wyzwolić dopiero za na­stępcy Kazimiera, dzięki Oleśnickiemu, Długoszowi i sta­tutom nieszawskim. Że lichwa żydowska istniała, świad­czy o tern pamiętny przywilej Władysława Jagiełły z 1401 roku, zawierający „wolności nadanie" świeżo właśnie do życia powołanej wszechnicy krakowskiej, gdzie obok rozlicznych swobód, udzielonych żakom, zna­lazł się również następujący przepis:

„Toż obiecujemy naznaczyć przerzeczonym studen­tom . . . żyda w Krakowie, który będzie miał dostatek pie­niędzy ku pożyczaniu im na zastawy, a ten od grzywny nie więcej na miesiąc będzie lichwy wyciągał, jedno je­den grosz".

Ale lichwa mimo to istnieje. Istnieje fałszowanie monety przez żydów. To też trudno bez wzruszenia czy­tać np. „Suplikację do najjaśniejszego i niezwyciężonego Zygmunta III, króla polskiego etc. etc., od pospolitego człowieka dla ortów uciśnionego". Główną pobudką do napisania tej mało znanej wierszowanej suplikacji, było fałszowanie przez żydów monety (ortów):

„Prosi pospólstwo wszystko, niech miedziana będzie

Mennica: bowiem srebrną żydzi zgwałcą wszędzie.

Więcej niżli pięćdziesiąt hutnych pieców mają,

Domyślić się potrzeba, co w nich tam rabiają".

Jako przykład autor przytaczał wysoką jednostkę monety:

78

„Z której żydzi trzynaście złotych gdy szmelcują, Grzywnę srebra wysmażą, którą zaś szacują Za dwadzieścia ośm złotych; tak mają zdobytek,

A toż Królestwo Polskie z żydów ma pożytek".

Dla żydów jest potrzebne specjalne ustawodawstwo, aby i „Dobre prawa łotrowskich żydów naczyniały".

A więc jak:

„Konia kiedy masztalerz waśniwego czuje,

Poboczą mu wierzgate nogi zahamuje,

Takby i żydy trzeba munsztukiem zadawić".

Autor wylicza przykłady takich specjalnych przepisów dla żydowskiej ludności. Np.:

„W Frankfurcie z Ratusza je na noc zamykają,

A zaś zrana jak bydło z obory puszczają.

By nie praktykowali o mieszczańskiej zgubie".

Lecz, dodawał z goryczą autor, mając na myśli fawory­zowanie żydów w Polsce:

„Lecz kruk chowany panu i oczy wydłubie".

Inaczej w Amsterdamie:

„W Amsterdamie zaś kolcza wyszywane noszą;

Aby znać żyda, szaty o nich sławę głoszą".

To autorowi dawało powód do głównej jego prośby:

„A u nas prosi cię lud, królu miłościwy,

Niech na wieczną pamiątkę zostaną te dziwy,

Niech od nas różno chodzą w biretach żółtawych, Będziem znać charty gonne od wyżłów ciekawych".

Jakże niezmiernie aktualnie brzmią dziś te słowa!

Warto także na tern miejscu przytoczyć poemat Joannesa Dantiscusa przetłumaczony z łacińskiego w 1748 roku:

79

„Naród żydów jest gruby, bez wszelkiej ludzkości, Pełen wszelkiej rozpusty, także i wściekłości.

Trwa w nim upór niezmierny, naród to zdradliwy, Usty pochlebiający, czołem niewstydliwy,

Wszędzie stroi zasadzki, jednak nierozumny, Omylny i zwodzący, obmierzły i dumny,

Naród, który na innych rozpościera wnyki, Bestjalski, okrutny, zazdrosny i dziki.

Niesłuszny, nic dobrego, co rad drugich zwodzi, Zbrodzień, naród, o którym mówić się nie godzi, Rad przeciwny świętościom, srogi i straszliwy, Chytry, także nieprawy, głupio gadatliwy,

Bez mądrości, bez zmysłu, naród głową drwiący, Naród w złościach roztargnion, naród swawolący, Każdego sławę ruszy, kłamie ustawicznie.

Nic nie życzy nikomu, surowy rozlicznie.

Rozrywa cudze dobra, naród bardzo sztuczny, Niestatek dwujęzyczny, szwargotnik kaduczny.

Raz tak, drugi owak, nader niecierpliwy, Lekkomyślny, gdy ma czas i honorów chciwy. Nikomu nie jest wdzięczny, rad rozkazujący, Pijanica, ciemiężnik, rebelizujący.

Nietrzeźwy, cudzołożny, który nic nie robi,

Przecież figlem do gardła łakotki sposobi.

Naród to jest pletliwy, groźny i nikczemny, Rozsądku nie mający, w skargach swych daremny, Łakomy, swarów chciwy, prędki do rwania się Na kogo bezbronnego, lecz tchórzący się.

Naród brzydki, uszczypny, zmyślający siła, Bezbożność mu i hardość aż nadzwyczaj miła. Fraszkami się bawiący, bez sprawiedliwości, Mazgajski, melancholiczny, pełen wszeteczności. Sprośny, nieubłagany i na gwałt zawzięty,

80

Bez wszelkiej poczciwości, naród to przeklęty.

Nic po nim i zajadły, leniwy bez mienia,

Tchórzowaty, frant skryty, syty osławienia. Nieroztropny a krwawy, bez zdrowej pamięci,

Nieuk, potrzebujący, szpetny wszystek w chęci,

Żeby żyć w próżnowaniu, słowem jest to taki Naród żydów dzisiejszych bardzo ladajaki,

Który nie uważa sprawiedliwych rzeczy,

Co słuszność rozkazuje, nie ma nic na pieczy.

Żadnej w nim nie znajdziesz cnoty, pobożności,

Żadnej dobroci, nie ma w swem sercu miłości".

Tych przykładów wystarczy. Nie będziemy już przy­taczać faktów wszystkim znanych, jaką żydzi odegrali smutną rolę w rozbiorach i czasach porozbiorowych Pol­ski. Taki Berek Joselewicz, czy rabin Meisels — są je- dynemi wyjątkami w legjonie zdrajców, wyjątkami chlubnemi.

VIII

Ponieważ żydzi bardzo często, zwłaszcza obecnie, krzyczą o tern, że twórca cesarstwa niemieckiego, Bis- mark, uważał lud Izraela za przyjaciół, więc przyjrzyjmy się tej „przyjaźni" bliżej. W „Journal d‘un officier d‘ordonnance" hrabia d‘Herisson zdaje sprawę ze swej rozmowy z Bismarkiem. „Żelazny kanclerz" powiedział: „ . . . w Niemczech żydami się gardzi i nie znosi się ich; są zdaleka trzymani od dobrego towarzystwa . . . Przecież oni nie mają nigdzie żadnej ojczyzny, są czemś ogólno- europejsko-kosmopolitycznem, są nomadami. Ich oj­czyzną jest niby Syjon, Jerozolima, ale należą do całego świata i czepiają się całego świata". Do generała von Gerlacha o zażydzeniu prasy niemieckiej powiedział:

6

81

„Nie możemy mieć żadnej korzyści z tego, że nie ufając sobie, wzajemnie się podejrzewamy, a zato opłacamy je­szcze żydowskich bękartów prasowych, aby nas na siebie podjudzały". A dalej: „Niech gdzie przychwycą na czem jednego żyda, wtedy odrazu podnosi się wrzask ze wszystkich boków i kątów". Najważniejsze jest jednak to, co Bismark mówił w sejmie pruskim w 1847 roku o. . . polskim folwarku współczesnym: „Znam więc taką okolicę, gdzie tak liczne jest to żydostwo i na wsi, i gdzie są chłopi, którzy niczego nie mogą nazwać swoją własno­ścią na swym własnym gruncie. Od łóżka począwszy do okna cały sprzęt należy do żyda, bydło należy do żydów, a za wszystko chłop musi się opłacać żydowi; zboże w stodole i na pniu należy do żydów, a żyd chłopu sprze­daje ziarno i nasiona. O tego rodzaju lichwie, praktyko­wanej przez chrześcijan, nigdy jako żywo w mej prakty­ce nie słyszałem".

W tejże samej mowie:

„Owszem, mogę przyznawać im wszystkie prawa prócz jednego, aby w chrześcijańskiem państwie piasto­wali jakikolwiek urząd. Celem państwa jest bowiem rea­lizacja nauki chrześcijańskiej i nie uwierzę w to nigdy, abyśmy zbliżali się do tego celu, wciągając do współpra­cy żydów. A tymczasem oni właśnie domagają się, aby byli landratami, generałami, ministrami, a może i mini­strami wyznań i oświecenia? Wyznaję tedy szczerze, że jestem pełen przesądów w tej dziedzinie, że wyssałem je z mlekiem matki i nie udałoby mi się ich sobie jakoś wy­perswadować. Podzielam w tej mierze uczucia masy dol­nych warstw ludu i nie wstydzę się tego towarzystwa".

Ale też z tego Bismarka ładny „przyjaciel" żydów! A cóż to o nim niedawno wypisywali? Że do żydów się garnął, żydami otaczał, poprostu od żydów sztuki rzą-

82

dzenia się uczył. Wiadomo. Fałsze historyczne są bro­nią bardzo skuteczną. W rękach narodu bez skrupułów, jak żydzi, fałsze te stają się wręcz szkołą dla świata, któ­ry chce być oszukiwanym. Ale fałsze takie nie mogą być zbyt bezmyślne. Wtedy wywołują tylko śmiech i wzgardę. Dla oszukujących, a jeszcze więcej dla oszu­kiwanych.

IX

Przed niedawnym czasem w stosunku do Hitlera państwa zachodnie okazywały pewną nieufność. Oba­wiano się, że ten „niepoczytalny" człowiek, jak go żydzi przedstawiali, w sprawach zwłaszcza rozbrojenia po­wszechnego okaże się nieugiętym i będzie dążył do jak- najszybszego wywołania wojny. Ale z chwilą gdy kanclerz Trzeciej Rzeszy wygłosił mowę, uznaną za po­jednawczą (wilki często przywdziewają baranią skórę), momentalnie zapomniano na zachodzie o prześladowa­niach żydów przez hitleryzm.

Sprawdziły się przewidywania znakomitego pisarza H. Belloc‘a, który po wybuchu oburzenia w Anglji na „barbarzyństwa niemieckie" pisał: „Nawet jeżeli złość żydów na Prusy będzie się rozszerzała, to i tak nie są oni w stanie wpłynąć na politykę angielską w tym stopniu, jak się to myśli. Żydzi grają rolę w finansach między­narodowych, lecz już niedominującą. Pozatem, gdyby nawet posiadali jeszcze swą dawną potęgę, to jako fi­nansiści będą raczej popierali Prusy. Jako finansiści ma­ją interes w tern, żeby Rzesza była rządzona autorytatyw­nie i żeby jej potęga przemysłowa odżyła. Są oni prze­konani, że nic nie stoi na przeszkodzie temu, aby tak znakomicie wyekwipowana społeczność, jak Rzesza,

83

odzyskała swą dawną pozycję przemysłową. Na tę stro­nę przechyla się sąd całej międzynarodowej kasty ban­kierskiej, i żydowscy bankierzy międzynarodowi zgadza­ją się w tern ze swoimi nieżydowskimi kolegami. Wi­dzieliśmy, że dom Kahna pracował narówni z domem Morgana nad zniszczeniem niemieckich odszkodowań i przeforsowaniem moratorjum, co im się rzeczywiście udało . . .“.

Jedynym bogiem żydów jest Pieniądz. Przytem zawsze będą oni czuć słabość do Niemców. Maluczko wody upłynie, a ujrzymy, że znowu staną się w Niem­czech potęgą. Ci sami, którzy obecnie korzystają z prawa azylu w Polsce.

X

Nagle, nieoczekiwanie, żydzi poczuli się „patr jota­mi" polskimi. Ale jak wyglądałaby Polska pod skrzydła­mi tego „patrjotyzmu“, o tern żydzi już nas nie słowami, ale czynami przekonali.

Podczas wojny światowej oni to zaprzedawali Polskę Niemcom. Na Konferencji Wersalskiej polityka żydow­ska z całych sił dążyła do pomniejszenia i osłabienia na­szego państwa. Kierowanym przez nich najazdem bol­szewickim chcieli żydzi zatopić Polskę w krwawem bagnie komunizmu. We wszystkich krajach świata ci kompatrjoci oczerniali nas w prasie i urabiali zagranicą najgorszą opinję o narodzie polskim. Polityka żydowska narzuciła nam zabójczy traktat o mniejszościach. W Pol­sce żydzi z jednej strony szerzą komunizm, a z drugiej — opanowują wpływy i bogactwa. Wewnętrzna polity­ka żydowska spycha naród polski na dno upokorzeń i nędzy.

84

Tych „patrjotów" jest w Polsce tak dużo, że jak ostatnio jeden z mówców na Sjonistycznym Kongresie w Pradze czeskiej, wychwalając obecne stosunki w Polsce (nawiasem mówiąc — wychwalał je w urzędowym języku Kongresu — niemieckim), zaznaczył, że „ w Krakowie (a nietylko w Krakowie) więcej w sobotę czuć święto żydowskie, jak w Tel-Awiw“ ...

Czyżby to Polacy w tych miastach byli mniejszością narodową?

XI

W wojnie przeciw Polsce i Polakom żydzi umiejętnie stosują sposoby dawnych wojsk chińskich, które straszy­ły nieprzyjaciela niesionemi przed sobą wyobrażeniami smoków, djabłów i przeróżnych poczwar. Polacy nie odznaczają się cywilną odwagą, więc wielu z nich i w tej — w wojnie cywilnej z żydami dygoce ze strachu i zmy­ka, gdy im przed oczami żyd jaką wymalowaną płachtą zacznie wymachiwać. Dużo już nagromadziło się tych płacht w magazynach teatralnej amunicji żydowskiej. Jest w czem wybierać na każdy wypadek. Czerwone i czarne sztandary rewolucyjne, potwory reakcyjne, morskie węże zamorskich pożyczek, smoki Ligi Narodów, piekielne race faszyzmu i tak dalej, a przy ukazaniu się każdej maski rozlega się taki wrzask wszystkich żydów i takie ich podskakiwanie, że odpowiedni Polacy do głę­bi serca się przerażają i kapitulują.

A orężem żydów jest prasa, słowo drukowane. No i . . . pieniądz. Gdzie nie mogą przekupić, tam oszkalują, pozbawią czci. Żydzi są krzykliwi, ponad wszelką miarę wielosłowni i bezczelni w oszustwie, które rozrzucają do­koła we wszelkich monetach — od najgrubszych do naj-

85

drobniejszego bilonu fałszerskiego. Z rasy swej i od uro­dzenia wierzą oni w hypnotyzerską siłę słowa, więc to­nem krzykliwym gadają, gadają i gadają, fałszują, fałszu­ją i fałszują aż do utraty przytomności. Aż dziw bierze, jak można do tego stopnia kłamać, fałszować, oszukiwać. Nikt nie jest w stanie zgłębić tej narodowej cechy żydów — oszustwa do dna rzeczy i wskroś dna rzeczy, oszustwa w żywe oczy, oszustwa wobec przedmiotu, co do które­go nikt nie może żywić żadnej wątpliwości.

Niema tamy, niema kresu dla żydowskiego oszustwa.

Poznali się też doskonale na tern Niemcy. Nie pozna­ła się na tern dotąd Polska.

Wskutek tego, że prasa żydowska i pod wpływami żydów pozostająca codzień i we wszystkich sprawach kłamie, oszukuje i krzyczy, wytworzyła się w niektórych ośrodkach życia polskiego atmosfera moralna tak ciężka i zgniła, że tylko przez zupełne jej odosobnienie można za­chować czystość duchową społeczeństwa polskiego.

Żydzi — naród bez ojczyzny, są największymi wro­gami oraz największem niebezpieczeństwem dla świata. A przedewszystkiem dla Polski.


86

MARZENIA I APETYTY HITLERA

I

Wypada nam teraz skolei przyjrzeć się apetytom krwawej kolonizacji Hitlera na wschodzie, czyli przede- wszystkiem na ziemiach Polski. Otóż śmiało rzec można, że przednia straż podbojowa została już wysłana. Są nią żydzi, którzy pomimo szykanowania ich przez Trzecią Rzeszę z radością podadzą jej dłoń i w razie najazdu nie­mieckiego na Polskę staną się najgorliwszymi popleczni­kami najeźdźców.

Dla hitleryzmu solą w oku jest polskie Pomorze. To też Niemcy krzyczą, że dzieje im się krzywda, że koniecz­na jest rewizja granic i krzykiem tym zdołali tyle osiągnąć, że np. w Anglji wszyscy właściwie politycy starszego pokolenia od Mac Donalda do Churchilla są „zwolennikami" oddania przez Polskę Pomorza Niemcom na drodze pokojowej.

Włochy pierwsze wysunęły projekt zorganizowanej presji mocarstw dla urzeczywistnienia tego celu.

I znów — heroldami owej rewizji granic stali się żydzi! Kryptożydowski „Sunday Times" z 26 marca 1933 roku pisał: „Najważniejsze, co sprawiły rozmowy rzymskie, to przełamanie „tabu", które tak długo i zło­wrogo ciążyło na idei rewizji traktatów. Odtąd już re­wizja jest na porządku dziennym. To zysk nieobliczal-

87

  1. . . Źródłem wybujałego niemieckiego nacjonalizmu jest istnienie prowincji polskiej, odcinającej Prusy Wschodnie od reszty Niemiec. W tern miejscu Niemcy są chore i chorobą swą zarażają całą Europę. Lecz choć Europa jako całość zyskałaby przez usunięcie tego wrzo­du, operacja musiałaby być wykonana na ciele Polski".

Wyraźnie napisali — na ciele Polski.. .

II

To też bardzo na czasie ukazało się w niemieckiem tłumaczeniu dzieło Wacława Sobieskiego p. t. „Der Kampf um die Ostsee von den altesten Zeiten bis zur Gegenwart" — („Walka o Pomorze"), w którem autor pisze na wstępie:

„Walka o Pomorze, dla nas, Polaków, nie jest tylko walką o kawał ziemi, ale o coś więcej. Wieki zapasów nauczyły nas, że zajęcie Pomorza przez Niemców, to wy­rok śmierci na Polskę, to początek jej agonji. Wszak rozbiór Polski zaczął się od rozbioru Pomorza przez Fry­deryka II! Ujście Wisły to amulet życia naszego narodu. Kto je Polsce zabiera, ten ją zabija . . . Pomorze jest zroszone i przesiąknięte krwią naszych ojców tak, jak żadna inna ziemia nasza — o ten kraj stoczyliśmy setki bitew i ową ze wszystkich największą — pod Grunwal­dem" .. .

Cała książka prof. Sobieskiego jest jedną wielką od­powiedzią na niegodziwe kłamstwa i ohydne, iście prusko- krzyżackie inwektywy Hitlera, zawarte w jego pamiętni­ku. Tylko że ten wódz „nazich" nie jest bynajmniej pierwszym, który żąda Pomorza.

Czem ono jest dla Polski, to doskonale rozumiał Bismark, który nie mogąc się opędzić strasznej dla siebie

88

i dla wszystkich Prusaków myśli, że Polska prędzej czy później zmartwychwstanie, tak mówił dnia 23 września 1894 roku w Warzynie wobec deputacji Niemców z Prus Zachodnich: ,,Posiadanie Gdańska dla ewentualnego Państwa Polskiego ze stolicą w Warszawie, byłoby je­szcze bardziej palącą potrzebą, aniżeli posiadanie Pozna­nia: Poznań, tak będą sobie myśleli Polacy, nie ucieknie im, bo mają tam swojego arcybiskupa, ale na wybrzeżu morskiem pierwszem miastem, które musiałoby posiąść państwo warszawskie, jest Gdańsk. Gdyby kiedykolwiek załamał się dzisiejszy stan polityczny Europy na naszą szkodę, to Polacy w Gdańsku byliby dla nas jeszcze nie­bezpieczniejsi, aniżeli w Poznańskiem“.

Dzieło historyczne Sobieskiego odsłania w całej na­gości wszystkie gwałty i zbrodnie, jakich się przez wieki całe dopuszczali Niemcy na tubylczej ludności pomor­skiej, *) jak np.: zabójstwo Przemysława, uknute przez margrabiów brandenburskich, wymordowanie szlachty pomorskiej w Gdańsku w 1306 roku, — nie mówiąc już o latach późniejszych :— o nieszczęsnej doli Pomorza w czasach porozbiorowych.

I uczony polski wyświetla tę prawdę o Pomorzu od najdawniejszych, dostępnych badaniom naukowym cza­sów, aż do pokoju wersalskiego, a z tej opowieści wyła­nia się przedewszystkiem ta prawda, starannie ukrywana przez historyków niemieckich, że nie Niemcy, tylko Pol­ska ma prawo do posiadania Pomorza.

*) Por. art. I. Chrzanowskiego: Walka o Pomorze (Myśl Na­rodowa r. XIII nr. 40).

89

III

Tylko Polska bowiem, nawracając Pomorzan na chrześcijaństwo, wprowadziła ich do cywilizacji europej­skiej; Gdańsk nie stanowi tu wyjątku: pierwszy krzyż u ujścia Wisły postawili nie Niemcy, lecz Polacy, którzy przyszli tu „nie z krwawym orężem najeźdźcy, ale ze sło­wem, odzywającem się do dobrej woli braci Pomorzan gdańskich". A nietylko Bolesław Chrobry — „przez to, że krzyż postawił w Gdańsku, . . . wyrwał Niemcom tytuł pionierów kultury, . . . ale taksamo i jego praprawnuk, Bolesław Krzywousty, — przez to, że nawrócił Pomorze nadodrzańskie: nietylko bowiem miecz polski wdzierał się w błota pomorskie, ale obok niego szli kapłani z krzy­żem w ręku i hasłem miłości Chrystusowej".

Wiadomo, że później w XIII wieku, książę szcze­ciński Mszczuj II szukał pomocy przeciwko chcącym opanować całe Pomorze Brandenburczykom nie gdziein­dziej, tylko w Wielkopolsce — u Bolesława Pobożnego, a po jego śmierci — u jego bratanka Przemysława II, którego, jako sam bezdzietny, uznał za swego „ukocha­nego synaczka" i któremu na zjeździe w Kępnie w roku 1282 podarował całe Pomorze; „zjazd panów i szlachty pomorskiej zgodził się na to, czyli dokonał. . . dobrowol­nej elekcji, składając Przemysławowi za życia Mszczuja hołd i zaprzysięgając mu wierność". Tym sposobem wracało Pomorze do Polski „nie drogą gwałtu, podboju, przymusu, ale drogą pokojowej przyjaznej unji", doko­nali zaś tej unji Pomorzanie dlatego, że „się sami czuli Polakami" i „uważali za należących do Królestwa Pol­skiego".

A i to jest prawdą, której sami Niemcy zaprzeczyć nie mogą, że w XV wieku stany pruskie także dobrowol-

90

nie połączyły się z Polską. Cóż dopiero mówić o tej prawdzie, że Fryderyk Wielki, ukradł Polsce Pomorze, ale sam przyznał, że jego mieszkańcy „przeważnie są na­rodowości polskiej". Wiadomo też, że Pomorze wzięło czynny udział w „pierwszych polskich wysiłkach wyzwo­leńczych", co więcej, że „jednym z najbardziej decydują­cych i zwrotnych momentów w dziejach insurekcji ko­ściuszkowskiej to był ruch na Pomorzu w roku 1794“ i że to powstanie, „a przedewszystkiem zajęcie Bydgo­szczy, uratowało Warszawę i sprawiło, że król pruski, który ją oblegał, musiał się haniebnie z pod okopów pol­skiej stolicy wycofać i pędzić ku Prusom Zachodnim".

Bezsprzecznie i to prawda, że w roku 1846, w roku rzezi galicyjskiej, najpierwszy poryw powstańczy ziem polskich wybuchł na Pomorzu, że w dwa lata później Po­morzanie usunęli się od wyborów do parlamentu frank­furckiego, na znak, że nie należą do Rzeszy niemieckiej.

A własnemi oczyma oglądaliśmy, że, kiedy pod ko­niec 1918 roku wybuchło powstanie w Poznańskiem, wzięli w niem udział i Kaszubi, zajmując wrogą postawę wobec wojska niemieckiego i że na początku stycznia 1919 roku Puck i Czersk zbuntowały się przeciwko wła­dzom niemieckim, a w Kościerzynie rozbrojono nie­mieckich żołnierzy.

Także i to jest prawdą, że w 1905 roku wybuchł strajk szkolny dzieci kaszubskich w Swornegaciach, żą­dających, aby w szkołach powszechnych uczono po polsku dzieci narodowości polskiej.

Są nadto, na początku i na końcu książki Sobieskie­go, cytaty z . . . Szekspira, świadczące o polskości Po­morza. Oto one:

91

Hamlet: Czyje to wojska, rotmistrzu?

Ro tmistrz: Norweskie.

Hamlet: Gdzie one idą?

Rotmistrz: Ku granicom Polski . . .

Hamlet: Czy pochód

Ich ma na celu podbój całej Polski,

Lub pewnej części tylko?

Rotmistrz: Prawdę mówiąc I bez dodatków, idziemy zagarnąć Marny kęs ziemi, z którego, krom sławy,

Żaden nam inny nie przyjdzie pożytek.

Za parę mendli dukatów nie chciałbym Wziąć go w dzierżawę, i pewnieby więcej Nie przyniósł ani nam, ani Polakom,

Gdyby był w czynsz puszczony.

Hamlet: W takim razie Pewnie go bronić nie będą?

Rotmistrz: I owszem, myślą o tern . . .

Ten ,,marny kęs ziemi“, którego Polacy bronili i wiecznie bronić będą, to Pomorze, mianowicie ujście Wisły. Gorzką pigułkę dał prof. Sobieski Niemcom, przypominając im, że Szekspir, którego Niemcy, jak się sami chwalą, znają lepiej od Anglików, wiedział doskona­le, do kogo należy Pomorze.

„Der Kampf um die Ostsee“ Sobieskiego kończy się przestrogą Szekspira, że niebezpieczna to sprawa kusić się o zdobycie Wisły:

Woul‘t weep? woul‘t fight?

Woul‘t fast? woul‘t tear thyself?

Woul‘t drink Eisel? Cat a crocodil?

92

Chcesz płakać? chcesz się bić?

Chcesz pościć, chcesz sam siebie rozedrzeć?

Chcesz wypić Wisłę? zjeść krokodyla?

To też cóż dziwnego, że rząd Hitlera część nakładu, przesłaną przez Polski Instytut Bałtycki do Lipska, skon­fiskował?

Wiadomo, że „na złodzieju czapka gore".

IV

Śmieszne jest twierdzenie Hitlera, że tylko rasa nor- dyczna, północna, ma prawo do władzy nad światem, z tej racji, iż ta rasa rzekomo jako powstała w klimacie surowym, jest koroną ras ludzkich.

Na to można odpowiedzieć, że nadludźmi właściwie powinni się ogłosić Eskimosi. Logicznie rzecz biorąc, mają oni do tego stokroć większe prawo, aniżeli Niemcy.

Z drugiej strony germańska „blonde Bestie" zapomi­na, że przez całe zgórą tysiąc lat aż do ostatnich czasów wszystkie narody północy, a więc i Niemcy, żyły rado­śnie kulturą która przychodziła z Południa, z Rzymu, lub z obszaru dawnego imperjum rzymskiego. Powiada Chersterton, że przyjmowanie tej kultury nie było niczem zawstydzającem, jak podbój, było zaś coś, z czego ludzie są dumni jak z kulturalnego wychowania.

Nawet i Niemcy gdy sławią swych zasłużonych, po­wiadają, że byli niewzruszeni jak Katon, waleczni jak Cezar, lub cnotliwi jak Trajan.

Swego czasu profesor uniwersytetu berlińskiego, Mommsen, w zajadłości iście hakatystycznej ogłosił urbi et orbi, że „Słowianie są apostołami barbarzyństwa, któ­rzy niemiecką pracę półtysiąca lat pragną pogrzebać

93

w przepaściach swej dzikości". W rezultacie Mommsen osądził Słowian jako niższą rasę, aż dopiero jego ziomek, sławny historjograf Roepell, osadził kolegę na miejscu spokojnem stwierdzeniem: „Niełatwo nam, Niemcom, pojąć i ocenić objektywnie narodowego ducha Słowian, ale prostem jego zaprzeczeniem, bezwzględnem jego po­tępieniem, jak się to często za naszych czasów dzieje, z pewnością nie dotrzemy do sedna rzeczy".

Przy sposobności warto jednak przypomnieć Niem­com, która kultura jest wyższa i doskonalsza. Wyższość kultury słowiańskiej udowadnia wszystko, co przekazały nam w tej mierze pomniki literatury *).

V

Słowianie już od całego szeregu wieków należą do koła cywilizacji zachodniej. Zajmując większą część Europy, od wieków posiadali jeden wspólny język, wspól­ną religję, jednakowe zwyczaje i obyczaje. Już w wie­kach przedchrześcijańskich byli szczepem wykształconym, coprawda pogańskim, ale nie dzikim, bez praw i pojęcia boga.

Słowianie wierzyli w jednego boga, w nieśmiertel­ność duszy i karę po śmierci.

Posiadali prawa, których treść zwali prawdą.

Liczne plemiona słowiańskie, choć nigdy w jeden naród nie złączone, podobnie jak starożytni Grecy, utrzy­mywały z sobą związki. Słowianie posiadali własne ery, od ważnych wypadków liczone; tak np. między innemi liczyli erę od sławnego zwycięstwa, które ich wódz, Trojan, odniósł nad Rzymianami w 367 roku po Naro-

*) Zobacz: Łakomy L. „Sztuka wojenna u pierwotnych Sło- wian“. Gł. Księg. Wojskowa, 1933.

94

dzeniu Chrystusa. Mieli także pismo, zwane bukwą czyli głagolicą. Mieli nazwiska miesięcy, dni, pór roku i kwar­tału, nazwiska rzek, miast, krajów i wiatrów, podczas kiedy w Niemczech dopiero Karol Wielki nadał nazwy miesiącom i wiatrom. Gdy między Słowianami krze­wiono religję chrześcijańską, to w ich języku znalazły się już gotowe wyrazy na oznaczenie śmiałych poetyckich przenośni Biblji. Szczep, który taki język posiadał, mu­siał też mieć wysoką kulturę, gdyż język właśnie, będący dziełem rozumu, jest nieomylną miarą cywilizacji oraz prawdziwym kronikarzem danej społeczności. Nawiaso­wo wspomnijmy, że królowie francuscy w czasie koro- nacyj w Rheims przysięgali na ewangelji słowiańskiej, pisanej kirylicą.

Wspomnijmy i to, że Herder poświadcza, iż Słowia­nie nauczyli Niemców górnictwa i hutnictwa, że w jed­nym czasie z Niemcami jęli się rolnictwa, że znali rze­miosła, budowali domy, wyrabiali broń i przeróżne ozdo­by. Herder stwierdza, że nasi praojcowie znali nazwiska liczb, a nawet na oznaczenie io tysięcy mieli osobny wy­raz.

Płótno zastępowało u nich monety, od płata takiego płótna pochodzi wyraz płacić.

Już greccy pisarze stwierdzali, że Słowianie jako odwieczni autochtoni Europy szanowali prawa, że byli bardzo sprawiedliwi, mężni i ludzcy.

Ale hitleryzm pomija to milczeniem.

Histerycznie wrzeszczy „Drang nach Osten“ i „aus- rotten“.

Istotnie! Jakże na czasie są słowa naszego wieszcza, Adama Mickiewicza: „Plemię germańskie jest fabryką i fabrykantem, który wyrabia w mózgach te gazy zdra-

95

dzieckie, mające zabić wiarę i ducha w ludzkości. Sojusz plemion romańskich ze słowiańskiemi zdoła jedynie kie­dyś uratować świat od żelaznego berła i pęt Antichrista".

Warto także zacytować Niemcom słowa Nietsche‘go: „Polacy uchodzili w moich oczach za najzdolniejszych i najbardziej rycerskich między narodami słowiańskiemi, a zdolności Słowian wydawały mi się wyższemi, aniżeli zdolności Niemców; sądzę nawet, że Niemcy dopiero przez silną przymieszkę krwi słowiańskiej weszli do rzę­du uzdolnionych narodów".

VI

Nietylko Hitler, ale i niejedna wielkość, która prawi o braku kultury u Słowian, powinnaby wobec nich za­trzymać się z szacunkiem w przyzwoitem oddaleniu.

Nie było bowiem żadnego władcy w Polsce, któryby wynajmował obcym potęgom, za pieniądze, całe oddziały swego wojska, jak się to zdarzało u niektórych książąt niemieckich jeszcze pod koniec zeszłego stulecia. — Miejski niemiecki żywioł w Polsce używał swego języka ojczystego jako urzędowego tak długo, dokąd tego chciał; kiedy go zmienił na język polski, stało się to z dobrej woli, bez ustawy, któraby go do tego zmuszała, bez przy­musu ze strony Polaków. Dzieci Niemców uczyły się w szkołach niższych po niemiecku; języka ich nie usuwa­no systematycznie z planu nauk. A jeszcze przedtem. Na polach Lignicy książę polski położył głowę, usiłując wstrzymać nawałę tatarską, która nietylko jego krajowi, ale i całej środkowej Europie groziła. 250 lat temu król Jan Sobieski dając odsiecz zagrożonemu przez Turków Wiedniowi, spełnił dostojnie swój obowiązek wobec kul­tury zachodniej. Od wieku XIV do XVII Polska, w usta-

96

wicznych, ciągle odnawiających się walkach z Tatarami i Turkami, przeżyła na wschodnich kresach całą epopeję rycerską, nie zaznawszy ani razu pomocy ze strony świa­ta zachodniego, który jednak chętnie i obficie wysyłał posiłki Krzyżakom, gdy walczyli z Polską.

A czy wogóle Polska zawdzięcza coś Niemcom?

Nic, absolutnie nic! Chrześcijaństwo otrzymała za pośrednictwem Czechów; syn pierwszego chrześcijańskie­go władcy polskiego, Bolesław Chrobry, popierał, jeszcze pod koniec ubiegłego tysiąclecia, rozszerzanie chrześci­jaństwa u pogańskich Prusaków, znalazłszy gorliwego wykonawcę swych myśli w osobie świątobliwego biskupa czeskiego, Wojciecha. Za sprawą Bolesława Krzywou­stego przedsiębierze Otton bamberski apostolskie wypra­wy na Pomorze, które odtąd zostaje pozyskane dla chrze­ścijaństwa i kultury zachodniej. Dla ostatecznego schry- stjanizowania Prusaków Konrad mazowiecki nie wahał się ustąpić przywołanemu Zakonowi niemieckiemu po­kaźnej części swych dziedzin, nie przypuszczając nawet, że potęga, która z ramienia Polski miała szerzyć chrze­ścijaństwo i kulturę zachodnią pośród pogan, zwróci się potem przeciw samej Polsce.

VII

Hitler sądzi, że gołosłownem wymyślaniem uda mu się zastraszyć państwa słowiańskie, tak że same otworzą — na drodze pokojowej — swe granice kolonizacji nie­mieckiej. Przypominamy mu, że przyszło niegdyś do Grunwaldu, gdzie zwarły się ze sobą dwie myśli dziejo­we: idea podboju germańskiego i słowiańskiej obrony własności, zasada gwałtu i idea prawa, myśl zaborcza i zasada sprawiedliwości.

7

97

Szala zwycięstwa przechyliła się pod Grunwaldem na stronę prawa i słuszności. Tryumf grunwaldzki — to świetna i dostojna karta w historji walk słowiańsko- germańskich!

W czterdzieści cztery lata po Grunwaldzie stanęło w Krakowie przed Kazimierzem Jagiellończykiem po­selstwo stanów pruskich, ofiarując jemu i Koronie pol­skiej dobrowolne poddanie opanowanej przez Krzyżaków ziemi. „Wypadek, prawie że jedyny w dziejach ludzko­ści: społeczeństwo, dotąd wrogo odnoszące się do sąsia­da, zwyciężone przezeń dawniej, ale nie przezwyciężone — pisał nieodżałowanej pamięci Oswald Balzer ł— w chwili, w której konieczność wojenna nie zmuszała go do tego, poddaje się z własnej woli dawniejszemu zwy­cięzcy". A później hołd pruski. Czy Hitler o nim nie wie?

Na malborskiej wieży dzwoni nieumilkły dzwon naszej zagłady. Tam, na tym skrawku nadwiślańskiej ziemi urodziła się jędza przemocy, wyćwiczyły się wszystkie walki, które ogarnęły kulę ziemską i wszystkie ludy pchnęły do boju. I teraz znowu występuje zagad­nienie walki na śmierć, odmiennej w formie od walki pod Grunwaldem, ale w treści tej samej. Czatowanie na nas Henryka von Plotzke, dybanie na naszą zgubę Ulricha von Jungingen jest bliskie i dzisiejsze.

I, kto wie, czy decydująca walka nie rozegra się znów na polach Grunwaldu?


98

TRZECIA RZESZA

i

  1. Słonimski w „Wiadomościach Literackich' pisze, że „ciężkie i tragiczne kalectwa przeżywają dzisiaj żydzi niemieccy. Patrjotyzm, krzyże żelazne, junkry — i nagle kolbą w zęby". Przecież „żydzi niemieccy (czy tylko nie­mieccy? przyp. autora) uśmiechali się zawsze do Niemiec. Byli nietylko lojalną elitą, ale byli w Niemczech zakocha­ni. Pogarda żydostwa dla świata aryjskiego uznawała ten jeden wyjątek. Żaden żyd nie czuł pogardy Niemca. Hitler powiada, że żydzi zanieczyścili poli niemiecką. A przecież właściwie jedyną polityką, kt żydzi uprawiali, to była polityka proniemiecka".

I jeszcze dalej: „Osobiście niebardzo wierzę w soli­darność bojkotu żydowskiego. Żydzi są solidarni na sen­tymentalnie, ale wydaje mi się, że brak im zdolności utrzy­mania się w długotrwałym wysiłku zbiorowym". „Na sentymentalnie". Żyd i sentymentalizm — patrzcie, patrzcie! . . . Zato dalsze uwagi są zupełnie słuszne. „Ciekawe jest, że powstał taki gwałt o żydów niemiec­kich, a panuje taka okrutna cisza dokoła prześladowania pisarzy nie-żydów. Czemu milczy Romain Rolland? Cze­mu nic o hitleryzmie nie mówi Wells czy Russell? Za­panowało jakieś wyczekujące milczenie. Nowy terror, nowa furja barbarzyństwa w Europie przyjęta została ciszą".

Nie obawiajmy się. Jeśliby np. w Polsce palec skrzy­wiono czy na Saloma Asza, czy na Krzywicką, a nawet na pana Słonimskiego z Breiterem, wtedy odezwie się i Romain Rolland z Wells‘em czy Russelem.

Ale najciekawsze: „Jak pomóc najlepszym ludziom Niemiec (czytaj: żydom! przyp. autora), którzy uciekają przed małpami? Na tej ponurej wyprzedaży Polska mo­głaby tanio kupić wielu świetnych ludzi, znakomitych lekarzy i uczonych, niejeden dobry pisarz niemiecki mógłby przypomnieć sobie język swego dzieciństwa".

Właśnie. „ . . . język swego dzieciństwa".

Ale kogóż to Polska na tej „ponurej wyprzedaży" mogłaby ,,tanio kupić?" Czy może żyda Habera, profe­sora uniwersytetu berlińskiego, który dla Niemiec po­łożył największe zasługi jako. . . pionier w fabrykacji gazów trujących podczas wielkiej wojny?

Może Emila Ludwiga z Feuchtwangerem?

A ze sportu może tennisistę Prenna, który już był „poczyniał" kroki nawet, aby startować w barwach pol­skich? A może barona von Cramm? Zresztą nietylko tych wymienionych i niewymienionych, ale razem z nimi kil­kadziesiąt tysięcy całkiem pospolitych żydziąt przyjęła Polska, za co Polacy mogą sobie powtarzać Norwidowe:

Ty! jesteś w Europie poważny narodzie

Żydowski, jak pomnik strzaskany na Wschodzie" ...

„Strzaskany", ale po obliczach i... na Zachodzie.

Również w „Wiadomościach Literackich" cytowany już A. Sobański pisze:                „ . . . trudno bowiem naprawdę

wystawić sobie element bardziej żywotny, chłonny i z temperamentu zachłanny jak żydzi niemieccy, ł=? ale przecież poza krajami anglo-saskiemi nigdzie żyd nie

100

okazał się tak lojalnym i patrjotycznym obywatelem (dawali tego dowody podczas wojny, myśmy te „dowo­dy" odczuli na własnych skórach podczas okupacji!

przyp. autora) jak w Niemczech.................. można śmiało

powiedzieć, że ogromna większość żydów niemieckich tylko czeka z upragnieniem na tę chwilę, kiedy im znowu wolno będzie stać się ioo%-wo lojalnymi Niemcami. Je­żeli obecny „kaltes Pogrom" nie potrwa zbyt długo, prze­widuję, że dożyjemy czasów, kiedy ujrzymy falę nie­mieckiego szowinizmu wśród niemieckich żydów. Będzie to coś jak kochające się małżeństwo, godzące się po sprzeczce; jakiś, bardziej niż pierwszy, świadomy mie­siąc miodowy". Ciekawe są spostrzeżenia Sobańskiego, poczynione w trzeciej Rzeszy: „Nie wahałbym się — pi­sze — urządzić całkowicie polskiej wycieczki po Niem­czech i wiem, że o żadnych przykrościach nie byłoby mo­wy" .. . „Jedynie może tylko samotnie podróżujący żydzi mogliby się spotkać z objawami rasowych antago­nizmów" ...

Ogólne wrażenie p. Sobańskiego w Berlinie: morze mundurów i brak cudzoziemców. Godną podkreślenia jest podsłuchana przez sprawozdawcę rozmowa dzien­nikarzy amerykańskich:

— „Widzisz, zawsze mówiłeś, że Polacy pierwsi stworzą zamęt w Europie, a teraz patrz, jacy są spokojni i opanowani".

Więcej niż pewne, że drugi z tych dziennikarzy był żydem lub przynajmniej swe informacje o Polsce czerpał od żydów.

„Narodem w mundurach" nazywa sprawozdawca obecne Niemcy. Pisze:

„Więc przedewszystkiem są SA (Sturmabteilung) — brązowe koszule . . . Pozatem istnieją SS (Schutz-

101

staffel). Jest to jakby gwardja bojówek hitlerowskich. Ludzie specjalnie zaufani oraz lepiej wojskowo wyszko­leni. Noszą bardzo szykowne czarne mundury . . . Potem idzie Stahlhelm. . . mundur którego tak mało różni się od munduru wojskowego (Reichswehry), że trudno za­uważyć różnicę".

Kobiecy odpowiednik tej organizacji to — „Die Kólubu Damen". Członkinie noszą suknie „ . . . o nie­określonym pokrowcowym fasonie z sukna chabrowego, a to z powodu, że chabry były ukochanym kwiatem kró­lowej pruskiej Ludwiki. . ., duchowej patronki organi­zacji, gdyż ,,Kólubu" jest skrótem dla Kónigin-Louise- Bund. Pierś tych pań, często dość pokaźną, zdobi sre­brna broszka z literą „L“.

„Na wszystkich głównych i ruchliwych skrzyżowa­niach ulic, nawet w najbiedniejszych dzielnicach, spoty­ka się przedstawicieli tych trzech ugrupowań, a każdy z nich potrząsa skarbonką".

Niepozbawiony humoru jest obrazek obyczajowy, zaobserwowany przez sprawozdawcę w Berlinie: „Nie­opisanie pocieszny widok przedstawia dwóch krępych starszych panów, z tekami pod pachą, którzy krzyżując się na ulicy, z kompletnie obojętnym wyrazem twarzy, wyrzucają nagle naprzód i w górę rękę, zakończoną krótkiemi artretycznemi palcami. Gest ten przywykliśmy kojarzyć w myśli z najgroźniejszą stroną w kinematogra- fji, mianowicie z filmami o starożytnym Rzymie".

Czyż nie jest charakterystyczne dla Niemiec to spo­strzeżenie: „Wszystko co jest mundurem lub odznaką ma ogromne znaczenie i problemat, kto do noszenia czego jest upoważniony, — zabiera wiele czasu w rozmowach i nasuwa wiele podejrzeń lojalnemu puryście od szlif i żetonów".

102

Albo: „Poza odznaką przynależności do SA naj­częściej spotykany żeton, to odznaka członkostwa t. zw. „Betriebszelle", czyli komórki albo jaczejki narodowo- socjalistycznej. W każdej firmie czy instytucji, dającej zatrudnienie chociażby najmniejszej grupie pracowników, musi istnieć taka „Betriebszelle“. Misją takiej jaczejki jest szerzenie ducha rewolucji narodowej w danem zbio­rowisku pracowników i reprezentowanie go wobec władz, ale głównie na manifestacjach. To coś jak komitety ro­botnicze, tylko że ich głównem zadaniem jest przyjmo­wanie rozkazów a nie wyrażanie żądań".

Sobański kończy swój interesujący reportaż następu­jąco: „Widziałem więc kraj rządzony według wzorów wziętych potrochu z Rosji i z Włoch" ... A dalej: „Dzie­ło Hitlera jest wielkie, bo nikt tego dotychczas dokonać nie mógł, bo może być brzemienne w następstwa dla przyszłej historji Europy, ale nie jest wielkie jeżeli cho­dzi o kulturę Niemiec i o spokój naszego kontynentu. Powyższe twierdzenia nie wymagają chyba argumentacji. Prawie zupełna konsolidacja Rzeszy stała się jednak fak­tem i jak dotychczas, tak dalecy duchowi pruskiemu po­łudniowcy nie skarżą się, ani jawnie nie żałują utraty swych praw do niezależności i poddania się kompletnego pod batutę Berlina. To że Hitler jest Austrjakiem, nie odgrywa żadnej roli".

Trzeba jednakże podkreślić i to, że rewolucji hitle­rowskiej przynajmniej obecnie nie grozi żadne niebezpie­czeństwo — nawet ze strony komunizmu, czy socjalizmu. Słusznie podnosi Sobański, że „jest to zresztą bardzo przejmująca historja, że drogę do obecnego stanu rzeczy w Niemczech utorowała właśnie socjaldemokracja".

103

II

Jakże jednak wyglądała ta rewolucja w Niemczech?

Otóż przedewszystkiem do wysokości „prawa“ pod­niesiono „bezprawie". Wszystkim niewygodnym zarzuca się ... nadużycia, nieuczciwość. Sobański pisze, że wy­starczy, aby się ukazało „urzędowe oświadczenie, iż ktoś kradł, dopuszczał się nadużyć natury finansowej, wyzy­skiwał swoje wpływy czy stosunki i t. p. — któż na całym świecie natychmiast w to nie uwierzy? Tylu tysiącom ludzi przypisano podobne sprawki, że opinja publiczna nie może się wprost połapać, czy wytoczono sprawy tym rze­komym kanaljom, czy zostali ukarani. Wiadomo, że są aresztowani, że siedzą: dobrze im tak".

Pierwsza fala terroru, jaki zresztą cechuje każdą re­wolucję już minęła. Początkowo jednak działy się do­prawdy rzeczy okropne. W wielu wypadkach bojówkarze z SA załatwiali swoje osobiste porachunki, bijąc lub za­bijając zupełnie bezkarnie wrogów lub poprostu . . . wie­rzycieli. Po rzekomym zamachu komunistów i pożarze Reichstagu hitlerowcy jęli święcić swe orgje. Zabijano i bezpośrednio i przez bicie w Brunatnych Domach. Okrucieństw i zabójstw dopuszczali się tylko SA. Policja i władze więzienne były w porządku. To też Główna Kwatera „nazich" w pierwszych miesiącach po objęciu władzy przez narodowych socjalistów była otoczona nim­bem grozy, którą trudno opisać. Mało kto zawieziony tam wychodził cało. Albo ślad po nim wogóle ginął, albo odnajdywano go z trudem w mniej lub więcej ciężkim stanie w szpitalu, lub też po tygodniach poszukiwań przychodziła wieść, że jest w obozie koncentracyjnym czy w więzieniu. Postępowano tam w ów sposób z waż­niejszymi „przestępcami". Naogół lojalnych, lecz „tro-

104

szeczkę podejrzanych", po większej części żydów zamyka się w t. zw. „Schutzhaft". Jest to stara, ze średniowiecza pochodząca forma aresztowania. Stosowało się ją, ażeby zapewnić bezpieczeństwo jednostce przez oddzielenie jej kratą od niebezpieczeństw. Taki areszt mógł trwać nie- dłużej jak 24 godziny.

Hitlerowcy najpierw przedłużyli ten dopuszczalny okres do 48 godzin, a później do ... 3 miesięcy. Ogromna większość tych tysięcy ludzi, którzy zapełniają dziś wię­zienia niemieckie oraz tych, którzy przesiedzieli jeden lub kilka dni i zostali wypuszczeni, nie wiedząc nawet, co było powodem pozbawienia ich wolności, — korzysta właśnie z tej „ochrony prawnej", jaką jest „Schutzhaft".

Jeszcze i obecnie prasa często podaje, że w więzie­niach niemieckich ktoś umarł na serce lub na nerki, że ktoś popełnił samobójstwo, że ktoś został zastrzelony w czasie ucieczki. Jeżeli starszy pan z brzuszkiem, a nie zawodowy ptaszek więzienny, zamyśla ucieczkę z insty­tucji prawnej, musi naprawdę czuć się tam nieświetnie. Najczęściej jednak niepożądany osobnik przepada bez wieści. Gdzieś w jakimś lasku dostaje kulę w łeb. Na likwidowanie zwłok hitlerowcy znajdują też różne po­mysłowe sposoby.

Prasa niemiecka podaje później: taki a taki popełnił samobójstwo. Wogóle kłamliwość tej prasy jest tak zu­pełna, tak (oczywiście z musu) bezczelna, że trudno do niej przywyknąć. „Chodzą słuchy — pisze Sobański — że teraz o ile w Braunes Plaus biją, czy też stosują olej rycynowy (piękny ten obyczaj przyszedł z Włoch razem z ukłonem faszystowskim), operacja ta odbywa się zawsze w obecności lekarza. Ale co tu można wiedzieć napewno, kiedy terror jest kompletny. Pobity obywatel polski

105

(oczywiście żyd) złożył skargę do poselstwa, a po jakimś czasie nadesłał list z prośbą, żeby jego sprawę umorzyć; przyczem tłumaczył, że wprawdzie go bili, ale teraz do­piero zrozumiał, że mieli rację. A iluż to ludzi nie wnio­sło wogóle zażaleń? Zbyt już byli szczęśliwi, że uszli z życiem i że teraz mogą zapaść w szary tłum i być za­pomniani.

Czem biją? Gumowemi pałkami, dość często kijami bilardowemi, lub też następującem narzędziem: piętna- stocentymetrowa, grubości dobrej laski, drewniana rącz­ka, potem 20 cm gęsto zwiniętej stalowej sprężyny, dalej znów 20 cm trochę już cieńszej sprężyny, a na końcu ołowiana gałka, mająca 3 cm w przekroju; wszystko to obciągnięte skórą. Hitlerowcy nie oszczędzają także ko­biet. Jedna z takich ofiar opowiada, że podczas „śledztwa" została kilkakrotnie zgwałcona, a pierś miała tak pogry­zioną, iż okazała się konieczną operacja".

III

Podczas kiedy żydostwo całego świata — a szcze­gólnie polskie żr-i rozdziera szaty, biadając nad nieszczę­sną dolą żydów niemieckich, ci ostatni na wszystkie stro­ny zabiegają, aby tego nie czynić.

Przykładem: depesza, otrzymana przez Janinę Mort- kowiczową (właścicielkę znanej firmy wydawniczej w Warszawie) od jednego z czołowych wydawców nie­mieckich w Berlinie S. Fischera (żyda) treści następu­jącej: „Zawiadomcie w naszem imieniu autorów i prasę, że rozpowszechniane u was wiadomości o aktach okru­cieństwa nie odpowiadają rzeczywistości. Przez bez­sensowną propagandę szczucia jest zagrożona zabezpie-

106

czona przez rząd dalsza spokojna praca. Postarajcie się, prosimy, o natychmiastowe przeciwdziałanie".

Czy nie wystarczy? A więc przytoczmy jeszcze in­teresujący artykuł tygodnika wiedeńskiego ,,Die Neue Weltbiihne" o zachowaniu się dwóch wielkich żydowskich koncernów prasowych — Mossego i Ullsteina w Berli­nie — wobec wypadków w Niemczech:

,,Dn. 26 marca b. r. ukazała się w ,,Berliner Tage­blatt" następująca notatka: ,,Pogłoski o sprzedaży na­szego dziennika, a nawet całej firmy Rudolfa Mosse, pozbawione są wszelkiej podstawy. Wydawnictwo Ru­dolfa Mosse znajduje się, tak jak dotychczas, w wyłącz- nem posiadaniu założyciela". Tak więc Mosse z oburze­niem odpiera pogłoski, które chciały go usprawiedliwić z zarzutu frymarki przekonaniami, uprawianej przez „Berliner Tageblatt". ,,Mosse nie działał zatem pod przy­musem. Zdezerterował z pełną świadomością. Cichutko pozbył się Theodora Wolffa, człowieka, któremu zawdzię­cza imię, znaczenie światowe i nieprzebrane sumy pie­niędzy. Po wieloletniem uprawianiu pacyfizmu i ideolo- gji wolnościowej, pierwszy zawarł kontrakt z narodowy­mi socjalistami". ,,Narodowi socjaliści oddawna wyra­żali się o tej prasie z najwyższem lekceważeniem. Prze­rażająco trafnie rozpoznali słabość, tchórzostwo. Pogar­da, z jaką traktowali „żałosny skowyt prasy żydowskiej", została potysiąckroć usprawiedliwiona" . . .

„Die Neue Weltbiihne" cytuje kilka artykułów „Ber­liner Tageblatt", z których jeden przytaczamy: „Krwa­wiące Niemcy". Teatr Ufa. Kurfurstendamm. „Oddaw­na gorączkowo oczekiwany film spotkał się z żywem i pełnem zachwytu przyjęciem, które pod koniec przy­brało charakter wielkiej manifestacji patrjotycznej . . . Po krótkim rzucie oka na czasy monarchji występuje obraz

107

niemieckiej drogi krzyżowej ... Po scenach działających jak niewypowiedzianie gorzka symfonja żałoby i nędzy, rozpoczyna się najżywsza część filmu. Tutaj rzeczywi­ście ukazano z mistrzowską koncentracją wzlot ruchu narodowego i człowieka, wzlot, dla którego bodaj czy znajdzie się przykład w historji Niemiec... A potem mowa wyborcza Adolfa Hitlera, nawet dla politycznie trzeźwo myślących pełna nieodpartej siły żywotnej. Sce­na ta dźwiękowo również wypadła świetnie. Trochę hu­morystyczne, ale bynajmniej nie obraźliwe było to, co Hit­ler mówił o rozproszkowaniu Niemiec na niezliczone partje. Ustęp ten był arcydziełem sztuki oratorskiej" . . .

Niezłe, prawda? Teraz „przykład z dziedziny po­lityki, lepiej niż jakakolwiek ocena krytyczna scharak­teryzuje sytuację tych żydowskich „ludzi interesu", któ­rym żaden Hitler, żaden Goebbels, ani żaden szturmowiec nic nie zdoła zrobić".

Charakteryzuje „żydów namaszczonych wszelkiemi smarowidłami, zaopatrzonych we wszelkie waluty, pozba­wionych skrupułów i przesądów, jak Mosse lub Oskar Wasserman, do dziś nieporuszony członek zarządu Nie­mieckiego Banku Dyskontowego, opowiadający w wy­wiadzie ogłoszonym z racji bojkotu w „Berliner Tage- blatt", że „nie miał najmniejszych przykrości, a ostatnie zmiany w stosunku do niego niczem się nie zaznaczyły, nawet na gruncie towarzyskim". „Handel przekonania­mi nie wystarcza firmie Mossego. Jak donosi „Vólki- scher Beobachter", Mosse „w tych dniach zwolnił nie­mniej niż 118 urzędników i stenotypistek żydowskich". „A jednak pomimo wszystko nie uda mu się ostatecznie wywikłać z matni. (Jak wiemy, istotnie mu się nie udało. Przyp. autora). Sprzedajny żyd Mosse-Lachmann nie wyperswaduje narodowym socjalistom antysemityzmu.

108

Na jednem z zebrań Goebbels obwieścił: „Prasa żydow­ska w Berlinie już się wykształciła. Redaktorzy „An- griffu" pozielenieją z zadrości, gdy przeczytają narodo- wo-socjalistyczne reportaże w prasie Ullsteina i Mossego; nie powinni jednak myśleć, że to nas usposabia łagodnie. Czujemy się bardzo dobrze, jeżeli ta prasa pisze przeciw­ko nam i nie radzimy liczyć na pojednanie".

Tygodnik wiedeński pisze dalej: „Ullstein jeszcze raz wyprzedził wszystkich. Specjalnym numerem „Ber- liner Ulustrierte", wydanym z okazji otwarcia Reichs­tagu, osiągnął tymczasowy szczyt. Poczciwym pismom narodowo-socjalistycznym daleko do takiej doskonałości. Każda ilustracja — hymnem, każdy podpis pod ilustra­cją — balladą. Tylko nazwa firmy wydawniczej psuje tu trochę harmonję rasową. Fakt bezprzykładny w dzie­jach: pismo ullsteinowskie ukazało się z samym tylko tekstem, bez ogłoszeń; albowiem kiedy chodzi o zachowa­nie powagi chwili uroczystej, Ullstein nie cofa się przed żadną ofiarą. Dla dobra interesu rezygnuje nawet z sa­mego interesu, jak to wynika ze wzmianki, umieszczonej w „Vossische Zeitung": Znane wynurzenia Liona Feuchtwangera (żyd — przyp. autora) w jednym z dzien­ników angielskich o sytuacji obecnej w Niemczech skło­niły Propylaen-Verlag do wstrzymania sprzedaży ostat­niej powieści tego autora, jakkolwiek akcja „Wojny ży­dowskiej" rozgrywa się w czasach Nerona i niema żad­nego związku z chwilą obecną".

„Skądże to „jakkolwiek?" Zdaje się, że Ullstein, który zawsze zarabiał na „związku z chwilą obecną", bra­ku właśnie tego związku najbardziej nie może darować swemu niedawnemu pupilowi!" Na takich to „związkach z chwilą obecną", jak np. na książce Remarque‘a „Im Westen nichts neues", zabronionej w dzisiejszych Niem-

109

czech, Ullstein zarobił miljony. A z chwilą wybuchu rewolucji hitlerowskiej chciał zarabiać znowu na tej re­wolucji. Wiemy, że doprowadziło go to do żałosnego końca. Do haniebnej śmierci.

„Firma Rudolfa Mosse nie zaprzestała walki ze sta­rym konkurentem. „Berliner Tageblatt" usunął wreszcie z karty tytułowej fałszywą informację o naczelnem re- daktorstwie Theodora Wolffa, ale zaraz zdystansował konkurenta nowem łajdactwem. Ogłosił orędzie redak­cyjne do żydów zagranicznych z wezwaniem, żeby za­przestali szkodzenia rozwijającym się pomyślnie intere­som: „Sobotnie oświadczenie ministra Goeringa wobec przedstawicieli prasy zagranicznej, iż rząd nie dopuści do prześladowania kogokolwiek za to, że jest żydem, zgodne jest całkowicie z prawdą. Każdy może się o tern przekonać, przeszedłszy parę ulic w stolicy; ale i w in­nych miastach można zauważyć, iż ruch w przedsiębior­stwach żydowskich jest równie żywy jak w nieżydow- skich". „Np. w zakładach Mossego. O tym żywym ru­chu w przedsiębiorstwach żydowskich, to bodaj jedyna prawdziwa informacja w artykule słusznie noszącym ty­tuł „Nieprawda!“

„Artykuł o tak trafnym tytule zwrócony jest prze­ciwko Einsteinowi, którego redakcja energicznie przy­piera do muru: „Pan profesor Einstein najoczywiściej nic nie wie o stosunkach niemieckich wogóle, a w szcze­gólności o prawdziwej sytuacji żydostwa niemieckiego; zrobiłby lepiej, gdyby w tych ciężkich chwilach siedział cicho".

Chyba przedstawione powyżej dowody upodlenia żydostwa aż nadto przekonywują?

110

Jakże blado wobec tych faktów wygląda depesza, ja­ką otrzymał prezes P. E. N. Clubu *) polskiego, Ferdy­nand Goetel:

„P. E.N. Club niemiecki stwierdza, że wszędzie za­granicą rozsiewane pogłoski o okrucieństwach w Niem­czech są zupełnie zmyślone i prosi w interesie prawdy i porozumienia narodów o wyjaśnienie i przeciwstawie­nie się temu nieznającemu miary szczuciu".

A kto szczuje? Żydzi, żydki, zwłaszcza poumie­szczani na posadach korespondentów zagranicznych P. A. T., którzy od stycznia 1933 roku depeszowali po dwa razy dziennie o gwałtownym spadku hitleryzmu, o ustawicznych rozłamach w partji Hitlera, aż wreszcie 30-tego tegoż miesiąca doniosły, że . . . Adolf Hitler mia­nowany został kanclerzem Rzeszy.

IV

Hitler nawołuje ciągle do prymitywnego instynktu szczepu germańskiego i jego odrębności. Wypadałoby tedy zapoznać się z owym prymitywnym instynktem. Poucza nas o tern najstarsze źródło historyczne, jakiem bezsprzecznie jest „Germania" Tacyta. Otóż posłuchaj­my:

„Za próżniactwo a nawet za tchórzostwo uchodzi zdobywać pracą i potem to, co można zdobyć krwią. .. Germanowie kopią sobie jamy podziemne i pokrywają je grubą warstwą nawozu, a jam tych używają jako schro­niska na zimę i jako śpiżarni... Nago i brudno wzra-

*) Skrót P. E. N. (poets, essayist, novellist), międzynarodowy klub literacki, posiadający oddziały w większości krajów.

111

stają w każdym domu . . . Panowie i niewolnicy nie róż­nią się żadną delikatnością obyczajów, tarzają się pomię­dzy temi samemi zwierzętami domowemi i na tej samej ziemi. . . Pić przez cały dzień i całą noc nie stanowi dla nikogo zarzutu. Pomiędzy pijanymi często powstają kłótnie, nie kończące się na słowach, ale przeważnie na zabójstwie i ranach. . . Dla pragnienia nie mają tego samego umiarkowania, co do jedzenia; kto te ich słabości umie wyzyskać i da im do picia, ile tylko ich dusza za­pragnie, ten dzięki owej ułomności moralnej łatwiej ich pokona, aniżeli bronią".

Oto jak Germanie, arcywzór dzisiejszych Niemiec, pojawiają się na widowni świata. Hitler, lubownik hi- storji, nie powinien chyba przeoczyć relacji tacytowskiej.

112

WNIOSKI

Doprawdy, że, jak to słusznie zaznaczył J. Rembie- liński, osobliwem jesteśmy społeczeństwem. Od tysiąca lat fakt sąsiedztwa z Niemcami wywiera wcale silny wpływ na bieg naszych dziejów i zdawałoby się, że dla opinji polskiej nie powinno być rzeczą obojętną dokład­niejsze poznanie tego, co dokonywa się na najbliższym od nas Zachodzie. Nie ukazała się dotychczas, prócz nie­licznych zresztą reportaży, żadna książka polska, infor­mująca o stronnictwie narodowo-socjalistycznem w Niem­czech i jego wodzu, o historji, programie i dążeniach obozu hitlerowskiego: To też niniejsza praca ma na celu wypełnienie choć w części tej luki. Jest ona raczej próbą syntezy owych, w tej chwili, dwóch największych nie­bezpieczeństw, jakie czyhają na Polskę, zdawałoby się napozór zupełnie odrębnych i stojących na przeciwległych biegunach.

Te niebezpieczeństwa, to hitleryzm i żydostwo.

Z całą pewnością nie będziemy u siebie popierać hit­leryzmu, byłoby to bowiem moralną niewolą u Niemców. Tembardziej nie wolno nam pójść pod batutę internacjo­nalizmu, którego prym dzierżą żydzi. Nie pójdziemy na lep i nie damy się otumanić błyskotliwym słówkom cho­ciażby prezydenta senatu gdańskiego, dr. Rauschning‘a, który na konferencji prasowej w Warszawie powiedział: „Chcąc w Polsce zrozumieć, czem jest ruch hitlerowski,

8

113

najlepiej będzie sięgnąć myślą do wspomnień z czasów emigracji, kiedy Mickiewicz tworzył polityczną ideologję Polski, jeszcze po dziś dzień mającą swój walor, a Lele­wel i inni historycy tworzyli historję, w której nietyle chodziło o pragmatyzm, ile raczej o polityczne wytycze­nie dróg na przyszłość. Jeśli Polska jest dziś znowu wiel­kim narodem, rozumiejącym zadania teraźniejszości i przyszłości, to tamta właśnie epoka założyła pod to podwaliny. Z tej przeszłości Polski należy wyciągać pa­ralelę, jeśli się chce rozumieć niemiecki ruch narodowo- socjalistyczny. Daje on narodowi niemieckiemu to samo wewnętrzne odrodzenie, jakie Polakom dał okres emigra­cji — daje go wszystkim Niemcom, bez względu na to, w jakich granicach państwowych się znajdują. Jest to ruch duchowy, ruch wewnętrznego odrodzenia narodu pod względem moralnym, obyczajowym i duchowym, dą­żący do wytworzenia w jaźni narodowej nowych war­tości".

Baczny czytelnik po przestudjowaniu stronic tej ksią­żeczki inne chyba poweźmie wyobrażenie o hitleryźmie. Polski nacjonalizm Mickiewicza, pisze Z. Wasilewski, ani nasz nowoczesny takich tendencyj nie ma; inna jest jego natura.

Hitleryzm jest właściwie nawrotem do nacjonalizmu pruskiego Bismarków i Wilhelmów, który zmarnował du­szę narodu niemieckiego. Hitleryzm jest reakcją przeciw żydostwu i on to dokazał, że już teraz — z powodu woj­ny niemiecko-żydowskiej świat od żydów się odwraca. Jedynie tylko Polska ich w każdej mierze znosi. Malucz­ko wody upłynie, a odwdzięczą się należycie.

Rzeczywiście bowiem, kto bez uprzedzeń zestawi faktografję narodu wybranego wobec Polski — dziwić

114

się musi, jak organizm narodowy może znieść na swem ciele takiego pod każdym względem pasorzyta. Kto bez uprzedzeń poznaje historję żydów oraz ich hałaśliwą współczesność, tego na każdym kroku zatrzymuje pyta­nie: z kim tu właściwie ma się do czynienia, czem jest ten megalomanją tknięty organizm zbiorowy — naród to, czy występna organizacja międzynarodowa?

Otóż np.: W „Naszym Przeglądzie" warszawskim, artykuł na jednej stronicy, napisany z racji hitleryzmu, gdzie autor uznaje każdy nacjonalizm za ohydę i obłęd, a na stronicy odwrotnej artykuł o sjoniźmie chwali się nacjonalizmem, jako fundamentem nieodzownym dla od­rodzenia narodu, wyraźnie „narodu" żydowskiego.

Trzeba raz nareszcie otworzyć oczy na postawę mo­ralną żydostwa wobec otaczającego świata. Otóż żydzi, uważając, na mocy obietnic Jehowy, cały świat, wraz ze wszystkimi jego mieszkańcami za swoją narodową wła­sność, czynią od tysięcy lat wysiłki, aby dojść do zapa­nowania nad tym światem, który, oczywiście, nie pojmu­jąc szczęścia stania się własnością żydostwa, opiera się temu.

W ostatnich czasach możemy zaobserwować ciekawy fakt. Oto żydzi usiłują w świecie szerzyć „przewidywa­nia", że ruch hitlerowski będzie w wielu krajach naślado­wany. „Naród wybrany" chce tym sposobem oczernić i osłabić wszelkie wyzwoleńcze ruchy narodów. To już żydom nie uda się. Jesteśmy zwolennikami separatyzmu żydowskiego i uważamy go za objaw zdrowy dla żydów, a dla nas zaś pożądany. Nie znajdzie się chyba w Polsce nikt (oprócz samych żydów), ktoby nie pragnął dla nich sprawiedliwości.

115

A pierwszym warunkiem tej sprawiedliwości jest:

Obdarzyć żydózv własną ziemią} własnem państwem tery- torjalnem!

To zaś może się stać jedynie na drodze całkowitego wyniesienia się żydów z Polski. Jest to konieczność chwili!

Trzeba pozbyć się wroga wewnętrznego, aby móc z całą bacznością stawić czoło wrogowi zewnętrznemu — hitleryzmowi!

Nie wolno żydów asymilować, bowiem asymilacja ta jest bezowocna! Słusznie więc pisze cytowany już kilka­krotnie St. Pieńkowski: „Pominąwszy wreszcie całą niż­szość biologiczną żydów i gdyby to był naród o typie dla życia całkowicie dodatnim, to i wówczas nie wolno byłoby Polakom wchłaniać ich i przerabiać, albowiem na­rody istnieją poto, aby samodzielnie i indyzmdualnie do swoich celózo dążyły i na równych ze sobą prawach kul­turą tworzyłyee.

Nie wolno nam patrzeć spokojnie na to, jak żydzi usiłują stworzyć z Polski — Judeo-Polonję!

Problem żydowski w Polsce jest bez porównania trudniejszy, aniżeli w Niemczech, ale też częściowe jego rozwiązanie stanie się dla naszego kraju nierównie więk- szem dobrodziejstwem.


ZAKOŃCZENIE

Na to, co się rozgrywa w dzisiejszych Niemczech patrzmy spokojnie, ale z tern większą bacznością i energją zwróćmy uwagę na akcję, jaką prowadzą nasi niemieccy hitlerowcy w granicach Polski, zwłaszcza na kresach za­chodnich, która przekracza wszelkie dozwolone granice

116

i nie może być z naszej strony tolerowana. Nie stosuj­my zasady odwetu w polityce, ale zdajmy sobie sprawę z tego, coby się działo z naszymi rodakami, żyjącymi pod rządami niemieckiemi, gdyby w ten sam sposób, co nie­przejednani hitlerowcy w Polsce, odzywali się o narodzie niemieckim i o Trzeciej Rzeszy?

Hitleryzm szczególnie hula na Śląsku. Wyznawcom ideologji narodowo-socjalistycznej wydaje się, że na Śląsku należącym do Polski nic się nie zmieniło po woj­nie światowej, że nie istnieje Państwo Polskie, że niema władz polskich. Ich zuchwała propaganda nosi wszelkie cechy prowokacji ludności polskiej i może wywołać na­stępstwa godne pożałowania.

Szczytem niemieckiej zuchwałości jest głoszenie, że obywateli polskich narodowości niemieckiej sprawy Pań­stwa Polskiego nic nie obchodzą, że zajmowanie się niemi jest dla nich. .. niepotrzebnym balastem.

Cynizm ten graniczy ze zdradą stanu!

Opinja polska nie może znieść tych zuchwalstw do­morosłych hitlerowców, jak nie może znieść dążeń Trze­ciej Rzeszy do rewizji naszych granic.

Propaganda niemiecka nie przebiera w środkach. Zapala jawnie i otwarcie irredentę. N. b. wspomnijmy o niewyszukanych i bezczelnych środkach tej propagan­dy: Otóż ostatnio rozpowszechnia się w ogromnych ilościach odbitki kartkowe plakatu, który zapowiadał ma­nifestacje graniczne w Pile w dniu 12 września b. r. Kartki przedstawiają hitlerowca w brunatnej koszuli, z brauningiem zawieszonym na pasie, podającego rękę krzyżakowi zakutemu w zbroję, na której widnieje biały płaszcz z czarnym krzyżem. Komtur krzyżacki wsparty jest na mieczu i podaje swą prawicę „naziście" poprzez

117

polskie Pomorze, przedstawione naturalnie w postaci ko­rytarza, rozdzielającego ziemię niemiecką. Napis na kartkach: „Siegreich werden wir den Polen schlagen“.

Oczywiście o fakcie, że ci Krzyżacy, wspomagani wybitnie przez cesarstwo niemieckie, nietylko że nie po­bili Polski, ale przeciwnie sami na polach Grunwaldu ponieśli najstraszniejszą klęskę — propaganda hitlerow­ska przezornie milczy.

Patrzmy ze spokojem na Zachód i — bądźmy goto­wi -— oto nasze hasło.

Widać ostatnia wojna nie przywiodła Niemców do opamiętania. Wrzaski gawiedzi na jarmarku patrjo- tycznym zagłuszyły tragiczne wyznania Remarque‘a

0                     współczesnem pokoleniu niemieckiem: „My nie je­steśmy już młodzieżą. Nie pragniemy już zdobyć świata szturmem. Jesteśmy uciekinierami. Uciekamy sami przed sobą. Przed naszem życiem. Mieliśmy osiemnaście lat

1                     rozpoczęliśmy miłować świat i istnienie; musieliśmy strzelać do tego. Pierwszy granat, który padł, trafił w nasze serce. Jesteśmy odcięci od tego, co czynne, od dążenia, od postępu. Nie wierzymy już w to wszystko; wierzymy w wojnę".

Dziwne to i zastanawiające, że to właśnie pokolenie, które zaznało całej gehenny wojny, prze teraz do niej.

rm

 

 

118

TREŚĆ

Program Hitlera................................................................... 5

Kwestja żydowska........................................................... 58

Marzenia i apetyty      Hitlera........................................... 87

Trzecia liżesz?"................................................................ 99

Wnioski i Zakończenie.................................................. 113

119