Niedawno wpadła mi w ręce książka syjonistycznego filozofa Maurice Samuela, pt. „You Gentiles”. Nie przypadkowo, gdyż poszukiwałem jej na Internecie, zaciekawiony zagadkowym wyznaniem radykalnego Żyda: „My, Żydzi pozostaniemy na zawsze niszczycielami. Nic, cokolowiek zrobicie, nie zadowoli naszych potrzeb i żądań.”
Po raz pierwszy zetknąłem się z tym cytatem, tłumacząc dzieło D. Reeda ‘Kontrowersja Syjonu’. Na witrynach Internetu znalazłem jedynie ten sam cytat, bez wyjaśnienia, jakie intencje powodowały jego autorem.
Mam nadzieję, że załączone tłumaczenie fragmentów książki M. Samuela wyjaśni Czytelnikom Wirtualnej Polonii tą zagadkę. Jest to najbardziej szczere, a zarazem najbardziej butne wyrażenie ducha narodu, do którego ideologii próbuje się obecnie przystosować cały świat, nie wyłączając hierarchii Kościoła katolickiego. Wyznanie to nie jest odosobnionym głosem tego narodu: można go łatwo dostrzec w zawoalowanej formie w wypowiedziach wielu innych przedstawicieli ‘ludu wybranego’. Mogę to stwierdzić z obszernej lektury wspomnień, komentarzy, utworów, filozoficznych rozważań autorów żydowskich o różnej orientacji politycznej, społecznej; ortodoksyjnej, czy radykalnej.
Autor ‘You Gentiles’ nie był, jak się może wydawać, szalonym bufonem, rzucającym przykrą prawdę w twarz gojom. Książka ukazała się w 1924 roku, w czasie gdy euforia wywołana deklaracją Balfoura dochodziła szczytu. W interesie syjonizmu leżało, aby pozyskać świat gojów dla idei żydowskiej Palestyny. Stąd też ostrzeżenia autora pod adresem gojów: ‘…..musicie się nauczyć nienawidzieć i bać się nowoczesnego, ‘asymilowanego’ Żyda, bardziej niż dawnego Żyda, gdyż jest on dla was niebezpieczniejszy……. Będziemy stale niszczyć, ponieważ potrzebujemy swego
własnego świata, świata Bożego, którego wasza natura nie potrafi zbudować.’
Teraz podobne ostrzeżenia byłyby nie do pomyślenia. Syjonizm przerachował się w swych zamiarach stworzenia odizolowanej twierdzy żydowskiej w Palestynie. Co więcej, zdaje sobie sprawę, że nowoczesny Izrael nie przetrwałby miesiąca bez pomocy swych wasali gojów. Stąd więc konieczność kontynuowania tradycji, o której mówi autor:
‘Jesteśmy bezdomną masą, poszukującą ujścia dla naszych twórczych instynktów. A w waszych instytucjach nie możemy ich znaleźć…. Próbujemy dostosować wasze insytytucje do naszych potrzeb, ponieważ póki żyjemy, musimy się wyrażać. A w próbie przerabiania ich zgodnie z naszymi potrzebami, burzymy wasze.’
W tym procesie ‘burzenia’ instytucji goja, on sam okazał się niesłychanie podatny na tendencje do samo-niszczenia. Co dziwniejsze, tej tendencji ochoczo uległa hierarchia Kościoła, o którym tak pogardliwie wyraża się Maurice Samuel. Trzeba jednak głębiej sięgnąć w myśl autora, aby dostrzec, że po ‘zburzeniu i dostosowaniu do „naszych” potrzeb instytucji goja’, on sam nie będzie miał w nich udziału. Albowiem, jak powiada autor: ‘Nie wierzę, aby możliwa była do pogodzenia podstawowa różnica między żydem, a gojem. Możemy z wami przyjść do porozumienia, ale nigdy do pogodzenia…. Gdyż na wieki dzielić nas będzie natura, organizm, wizja świata’.
Aby dokładniej przyjrzeć się tej ‘wizji świata’, proszę przeczytać kilka przetłumaczonych rozdziałów tej książki.
Serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Edmund Wojciechowicz, Republika Południowej Afryki 2012.05.09
+++
Maurice Samuel – „You Gentiles”
Tłumaczenie: Krzysztof Edmund Wojciechowicz
Fragmenty…………
Lata obserwacji i przemyśleń umocniły mnie w przekonaniu, że my Żydzi jesteśmy odłączeni od was gojów; że podstawowy dualizm rozdziela ludzkość wyraźnie na dwie części; że dualizm ten jest fundamentalny; i że wszelkie róznice między samymi gojami są trywialne w porównaniu do tego, co dzieli was wszystkich od nas.
Wiem, że tezę tą nie można poprzeć żadnymi wykresami, tabelami, czy logarytmami. Nie można jej nawet motywować oczywistym naciskiem praw społecznych czy ekonomicznych. Dowód tego co powiedziałem, nie polega na odniesieniu do oczywistych i nieuknionych praw, sprawdzonych i przyjętych procesów naturalnych. Wiem także, że ciężar tego, co nazywamy naukową opinią, obróci się przeciwko mnie, że teza moja spotka się z szyderstwem ze strony zdrowego rozsądku i nauki. Tym niemniej stwierdzam wyraźnie, że w tym Zachodnim świecie, zasadniczo istnieją dwa narody jako siły duchowe; jedynie dwa liczące się ludzkie odłamy – Żydzi i goje.
Lecz, jakież mogę przedstawić referencje – jako że one powinny poprzedzić prezentację mojej tezy? Jakiż mam tytuł do zwrócenia na siebie uwagi Świata? Mogę tyle odpowiedzieć, że książka ta, będąc poważną, powinna sama w sobie być referencją, nie próbując dodawać sobie ważności zapożyczaniem z postronnych źródeł. Przedstawiam się jedynie jako Żyd żyjący, obserwujący i myślący; moje doświadczenia i kontakty były bardziej zróznicowane niż przeciętnego człowieka, co jednak nie ma wiele wspólnego z moimi poglądami. Prawda, rozpościerająca się nad całym światem, jest także zawarta w każdej jego części. Prawo grawitacji tak samo obrazuje kamyk spadający na ziemię, jak pęd Słońca przeciwstawiający się pędowi bliźniaczych jemu gwiazd. Prawo Einsteina działa równie prawdziwie w wypadku pełzającego ślimaka, jak i wibrującej mikrocząstki atomu. Tyle tylko, że prawa te mogą być bardziej widoczne w jednym przypadku, niż w innym.
(Tu następują filozoficzne rozważania możliwości ludzkiego poznania rzeczywistości…..)
II
Lecz musimy zmierzyć się z innym, bardziej subtelnym i kłopotliwym zagadnieniem. Powiedziałem: „W znanym mi świecie istnieją dwie żywotne siły: żydowska i gojska, nasza i ich.” Jeśli jest to prawdą, nie powinniśmy pozwolić się od niej odepchnąć dlatego, że, jak wiele innych prawd, jest przekładana i zaciemniona drobnostkami życia, poprzecinana i zmącona różnymi prądami. Tu jest żywotna siła gojów; tam jest żywotna siła Żydów. Nie portafię powiedzieć, jaka jest jej geneza. Mogę jedynie mgliście przypuszczać, jakie przyczyny i jakie reagujące na nie oryginalne impulsy złożyły się na żydowskie siły żywotne, a jakie na gojskie siły żywotne. Mogę jedynie stwierdzić, że zasadniczo, Żydom właściwe są żydowskie siły żywotne; siły logiczne i spójne, kierunek ludzkiej myśli i czynów. Wam wszystkim innym, właściwe są gojskie siły żywotne, styl życia i myśli, różne od naszych. Lecz linia podziału nie jest jasno określona. Nie wszystkich nas Żydów cechują żydowskie siły żywotne; nie wszyscy wy goje jesteście ich pozbawieni.
Przez wiele lat żyliśmy w bliskim sąsiedztwie, jeśli nawet nie w zażyłości. Przez wiele setek lat przemawiały do was nasze księgi prorocze – nasz najbardziej charakterystyczny wpływ. Coś z tych ksiąg przesiąkło do was – ukryta indywidualna skłonność do żydowskiego stylu życia i myśli. Zasadniczo, nasze księgi prorocze nie potrafią zmienić waszej gojskiej natury; lecz w zbłąkanych, predystynowanych duszach mogą zaowocować. Wasz pogląd na życie, wasze dominujące reakcje są takie same, jak dwa tysiące lat temu. Zmienił się jedynie aparat ekspresji. Żyjecie tym samym życiem, w innej wierze. Lecz tu i ówdzie coś do was przylgnęło, przypominające oryginalną formę wiary, jaką wam daliśmy. Tu i ówdzie nasza posępna żarliwość przebija oślepiający kalejdoskop waszej historii.
My z kolei, mimo odseparowania się, przejeliśmy (szczególnie ostatnio) coś z waszego stylu życia. Podobnie jak grupa gojów przemawia żydowskim tonem, tak i niejeden Żyd mówi językiem gojów. Gdzie niegdzie Żyd żyje życiem gojów, a życie niektórych gojów daje wyraz żydowkim emocjom.
Lecz rozdział istnieje, przepastny i niezaprzeczalny. Zasadniczo, zawsze posiadamy cechę wyróżniającą. My mamy własne życie, wy swoje inne. Przypadkowe zamieszania tego rodzaju, które czynią niektórych mieszkańców Północy ciemniejszymi niż Południowcy, nie zmieniają prawa, że Południowcy są bardziej ciemnoskórzy. Tym niemniej prawo obejmuje także przypadkowe i sprzeczne przypadki.
Możecie nawet mieć wśród was Żydów, którzy nie nauczyli się od nas naszego sposobu życia ; ani nie oddziedziczyli go po swych żydowskich przodkach. My możemy mieć wśród nas autentycznych gojów – takie pojedyńcze przykłady nie mają znaczenia: stanowią krańcowe i nieważne odchylenia.
Także nie mają znaczenia zdarzające się przejęcia zwyczajów i konwenansów, mające charakter masowy. Możemy posiadać wasze obyczaje i konwenanse, narzucone na nasz zasadniczy styl życia – podobnie jak wam narzucono powierzchowne credo żydowskiej wiary na wasz styl życia. Lecz ostatecznie, wasza prawdziwa natura przebija się przez formę pożyczonej wiary i niezaprzeczalnie się ujawia. Tak i my, pożyczając od was, asymilujemy pożyczkę i z biegiem czasu przekształcamy ją w naszą własność.
Poza tymi nieistotnymi przypadkami, czasowo ukrywającymi, lecz nie zmieniającymi zagadnienia, leży oczywista i brzemienna w skutki przepaść między życiem Żyda, a goja. Ponieważ blisko wmieszany byłem w świat żydowski, a także gojski, wiem, jak łatwo wyjątki przesłaniają regułę: lecz znam także niezmierną przepaść między nami. To, co nauczyłem się przebywając wśród was, pozostaje w mych myślach ostro odcięte od tego, czego nauczyłem się wśród naszych ludzi. Przysłuchiwałem się waszemu życiu; olśniewającym chórom idącym od krajów, rządów, miast, książek, kościołów, zasad moralych: i w moim pojęciu są one tak odmienne od tonu życia żydowskiego, jak różny jest ryk burzy od wyraźnych wypowiedzi spokojnego, cichego głosu. Powtarzam: o życiu tu mówię, o masach mężczyzn i kobiet: o tym co mówią i czynią: o ich codziennym życiu, tak jak to widziałem. Mówię o życiu zaobserwowanym; o was pojedyńczo i w masie; o moim własnym ludzie, jakim go znam. Z tego kontaktu wyrosły moje przekonania, i z moich rozmyślań o jego znaczeniu. Wiarę tą nabyłem nie z książek, nie z historii, lecz z Manchesteru, Paryża, Berlina, Wiednia, Nowego Yorku. Tak doszedłem do przekonania, że goje mają swój sposób bycia i poglądy, kimkolwiek by nie byli. Podobnie Żydzi mają swój styl życia i swoje poglądy. Nawet gdyby nie istniały żadne książki na ten temat, ani nie istniałaby historia, do której można się odwoływać, doszedłbym do takiego samego wniosku.
Nie wierzę, aby możliwa była do pogodzenia podstawowa różnica między żydem a gojem. Możemy z wami przyjść do porozumienia, ale nigdy do pogodzenia. Tak długo, jak będziemy w bliskim kontakcie, będą istniały wzajemne zadrażenia. Gdyż na wieki dzielić nas będzie natura, organizm, wizja świata – a nie przekonania, nie język, nie różnica lojalności do wiary czy narodu. Nawet przy najlepszych chęciach z obu stron, wzajemna adaptacja zawsze będzie nieszczera i nietrwała. Od czasu do czasu, mogą zaważyć na naszych wzajemnych stosunkach fale liberalizmu: będziemy się łudzić – wy i my – że zasypaliśmy przepaść. Wielu przetrwa do końca życia w tym złudzeniu. Lecz, jak często się to zdarzało, róznica głębsza od woli, głębsza niż sumienie, znów się odezwie. Nasze moralne, czy mentalne możliwości są ograniczone. Nie możemy przeskoczyć samych siebie. Całkowite, permanentne pogodzenie naszego sposobu życia z waszym napotyka na taki limit.
Oczywiście, częstym tematem dziennikarzy, popularnych zawodowych optimistów, i naiwnych, płytkich publicystów jest przekonanie, że ścieżką do pogodzenie żydów z gojami jest wiedza – a raczej, informacja. Im więcej znasz naszą historię, nasze zwyczaje, naszą wiarę, im bardziej się do nas przybliżysz; tym mniej będziesz nas nienawidził. Lecz jest to daremna (i niepewna) życzliwość. W żadnym wypadku nie stanowi to generalnej reguły, że najlepiej poinformowani są najmniej podatni na anty-semityzm, i że najbardziej zacofane kraje są nim najbardziej zarażone. Mamy tu do czynienia z kultem, a przynajmniej z uczuciem, z jednakowym wdziękiem zakorzenionym wśród najprymitywniejszych chłopów, jak i wśród najświetlejszej arystokracji. W pierwszym przypadku jest on napędzany przesądami, a w drugim – całą informacją, jaką ‘naukowe’ badania filozoficzne, historyczne, etnograficzne i antropologiczne zdołały zebrać. Ani też, moim zdaniem, arystokrata nie zna nas lepiej niż chłop, czy naukowiec – lepiej od nieuka. Nawet gdybyście nas rozumieli – co wam życzę – nie ułatwiłoby to naszej wzajemnej tolerancji.
Tak więc, ta książka nie może być uznana za wysiłek w kierunku osiągnięcia celu, z góry założonego jako niemożliwy. Nie postuluję zwalczania anty-semityzmu. Pragnę jedynie przedstawić to, co wydaje mi się prawdziwym wyjaśnieniem w nadziei, że zmienią się przynajmniej jego przejawy.
III
Nie zdołamy zrozumieć natury zasadniczej różnicy między gojem, a żydem, jeśli będziemy ją traktować jedynie jako różnicę przyjętych dogmatów i filozofii. W swej istocie, religia rzadko jest realną religią, w praktyce czy wierze. Wiary, które w swej formule są obce narodowi, mogą być przez niego przyjęte. Lecz prawdziwa natura narodu będzie wydobywać się na zewnątrz. Zachowana będzie formuła i dogmat religii – lecz jej osnowa, instytucja i prawdziwe reakcje manifestujące religię poza jej świętymi księgami – są wskaźnikami jej realnej mocy i znaczenia. Istnieja taka rzecz, jak zmiana zapatrywań człowieka: lecz (pomijając w poszczególnych wypadkach długą i mozolną psychoterapię) nie istnieje coś takiego, jak zmiana natury ludzkiej. Jest to poza zasięgiem świadomego wysiłku, a napewno poza zasięgiem pracy misjonarskiej. Zmienione zapatrywania i natura człowieka, wkrótce zdobędą umiejętność wyrażania się w nowej formie.
Piszę to to jako wstęp do swych obserwacji, dotyczących różnic między żydem a gojem, uprzedzając powszechną aluzję do podobieństwa naszych wiar, identyczności źródła i pochodzenia waszej religii. Chrześcijaństwo (realne, nie w idei), nie jest odmianą judaizmu, niezależnie od zamierzeń Chrystusa, czy jego kronikarzy. Wasza natura jest dzisiaj taka sama, jaka była przed nadejściem chrześcijaństwa. W osnowie innej religii, wasze instynkty uprzędłyby podobny wzór.
Jeśli więc nie religii, różnicy także nie można przypisać naturze filozoficznej czy światopoglądowej (Weltanschauung). Prawdą jest, że natura człowieka kształtuje jego filozofię i światopogląd, podobnie jak czyni to religia. Lecz musimy pamiętać, że nasza logika prawie zawsze jest w niezgodzie z naturą: natura człowieka wyraża się jedynie pośrednio – nigdy w jego nominalnych stwierdzeniach. Napewno różnimy się religią i folozofią – lecz tylko wtedy, gdy uznajemy religię i filozofię nie jako formułę, lecz jako praktykę, sztukę życia, przedstawioną w ich imieniu. Chociaż możemy się wspólnie zgodzić co do wszystkich podstawowych zasad, otwarcie głoszonych; choć możemy zgodzić się, że istnieje jeden Bóg; że wojna jest złem; że powszechny pokój jest najbardzej pożądanym ideałem ludzkim, ciągle pozostaniemy zasadniczo różni. Nasz język zewnętrzny jest podobny, lecz język naszej wewnętrznej treści jest odmienny. Odcinek linii spektrum możecie nazwać czerwonym; my także. Lecz któż może wiedzieć, czy wasze odczucie ‘czerwoności’ jest równoważne z naszą percepcją tego koloru?
Życie jest płynne, podczas gdy dogmaty są niewzruszone: a życie, próbując uporać się z dogmatami, niełatwo z nimi zrywa, lecz nadaje im formę prawie nieograniczonej elastyczności. Zgodnie z tym samym dogmatem, człowiek zabije drugiego, lub raczej umrze, aby nie podnieść na niego ręki. Jedna generacja upatruje w dogmacie jednej rzeczy; inna generacja – innej rzeczy. Ostatecznie, nawet elastyczność dogmatu nie wytrzymuje napięcia; nagła fala emocji wzmacnia narosłe oburzenie; następuje rewolucja i utworzenie nowej religii i przyjęcie nowych dogmatów. Prawdopodobnie nie odpowiadają one potrzebom; prawdopodobnie stanowią one jedynie chwilową modę; prawdopodobnie nie są one bliższe pogodzeniu filozofii z instyktem, niż stare dogmaty. Ale zapuszczają korzenie. I ten sam proces zaczyna się od nowa. Instynkt przeżywa epoki; religia obraca się wraz z cywilizacjami.
Uczyńmy więc przedział między religią jako dogmatem, a tą samą religią jako praktyczną sztuką życia. Możemy porównywać religię z religią: jest ta zajęcie usprawiedliwione i owocne. Lecz, tak samo, porównajmy dogmat z dogmatem; praktykę z praktyką. W sprawie dogmatu bądzmy uważni, aby rozróżnić między dogmatem głoszonym, a dogmatem przeobrażonym emocjami.
I napewno, nikła jest różnica między dogmatami naszej religii, a waszej – gdyż to my daliśmy wam dogmat. Absurdem byłoby stwierdzenie, że jedyna różnica między nami polega na tym, że według was Mesjasz już się objawił, podczas gdy my ciągle czekamy na jego przyjście; lub że wy wierzycie (choćby w teorii) w doktrynę przebaczenia, podczas gdy my wierzymy w doktrynę odwetu. Nawet w teorii różnica ta jest trywialna, w obliczu przeważającej wspólnej inspiracji. Różnica między nami jest przepastna: nie chodzi tu o niezgodność faktu historycznego, czy przykazań, których wspólnie nie przestrzegamy. W niektórych z tych dogmatycznych niezgód możemy znaleźć klucz do naszych różnic: same one nie stanowią różnicy. Mało z nich (te, które nie zostały naciągnięte aby dać ujście naszym instynktom, lecz dają im ochoczo wyraz), zostało spowodowanych przez różnicą między nami. One nie były ich przyczyną.
Podstawową różnicą, którą wyczuwałem tym mocniej im więcej poznawałem wasze i nasze życie, jest różnica w sumie naszych emocji spowodowanych bodźcem świata zewnętrznego; jest to różnica istotnych jakości i tonu naszego mentalnego i duchowego bytu. Życie dla was jest jedną rzeczą – dla nas inną. I zgodnie z tymi dwoma zasadniczymi jakościami kierujemy się naszymi potrzebami i impulsami, które są u nas identyczne.
Dla was życie jest grą i heroiczną przygodą, a wszystkie przedsięwzięcia życiowe nacechowane są duchem przygody. Dla nas życie jest poważnym i statecznym obowiązkiem, skierowanym ku określonemu i nieuniknionemu zadaniu. Wasz stosunek do Boga i człowieka wypływa z radości i miarowości przelotnej przyjacielskości czy wrogości ducha. Nasz stosunek do Boga i człowieka podyktowany jest trzeźwym poddaniem się odwiecznym zasadom. Wasz styl życia, moralność i zasady są przepisami gry – co nie znaczy, że mniej surowymi czy wymagającymi – lecz nie inspirowanymi przez poczucie zasadniczej celowości. Nasz sposób życia, nasza moralność i przepisy nie odnoszą się do doczesnych zasad regulujących bieżące, trywialne rozrywki: inspirowane one są przez wiarę (prawdziwą wiarę, która odwołuje się nie do stwierdzeń, lecz instyktownej reakcji) w odwieczną wartość ludzkich starań. Dla was moralność jest ‘prawą rzeczą’; dla nas moralność jest ‘prawa’. Na wszystkie zmieniające się problemy stosunków ludzkich, wynikłe ze zmieniających się warunków, nakładacie prawidła i przepisy wojownika, sportowca, gentlemena; my zaś poważnie odnosimy wszelkie problemy do odwiecznego prawa. Dla was pewne czyny są ‘niestosowne’ w odniesieniu do określonego wyidealizowanego typu – czy to będzie ‘rycerz’, czy ‘porządny facet’. My nie mamy podobnego różnicującego systemu odniesienia – jest jedno prawo.
Także wszystkie wasze atrybuty moralne są jedynie odmianą Queensberry rules (regulaminu bokserskiego) . Honor, lojalność, czystość – oto wasze zasady. Większość z was od nich nie odstąpi: umrzecie w ich obronie – jesteście typem heroicznych gentlemenów. Ale nie znosicie pytań, czy wasz system honoru oparty jest na słuszności, czy lojalność ma związek z rozeznaniem, czy czystość ma związek ze stanem umysłu. Honor ma jedno znaczenie – czyn honorowy, niezależnie czy będzie to honor pojedynkowy, honor między złodziejami, honor kobiety; lojalność oznacza cnotę bycia lojalnym bez względu na słuszność sprawy; czystość oznacza niewinność ciała lub odparcie pożądania – jako takie, odnosi się do zasad gry, a nie do Boga.
U nas nie istnieją takie rozróżnienia, gdyż intencje nasze są poważne. Nie akceptujemy waszych reguł, bo ich nie rozumiemy. Jedynym rozróżnieniem danym nam przez naturę, jest wybór między złem a dobrem. Zagadką jest dla nas wasza drobiazgowość, wasz osobliwy system rozróżniania, wasz gentelmański comme il fauts. Dziwimy się, dlaczego o nie walczycie; szokuje nas, gdy umieracie za nie – z uśmiechem na ustach.
Nie znaczy to, że nie umiemy umierać za sprawę. Ale jeśli musimy umrzeć, to za słuszną sprawę, za prawdę, za Boga. Nie za bezmyślny slogan, za sam symbol, za samą regułę. My potrafimy umierać za dobro, a nie za ‘dobrą sprawę’.
Ta różnica w zachowaniu i czynie wynika z czegoś poważniejszego i znaczniejszego, niż różnica wiary: wynika ona z różnicy w naszej biologicznej konstrukcji. Nie zakłada ona niższości jednej czy drugiej. Jest to różnica w przyjmowaniu życia, z którym nie ma dyskusji. Wy macie wasz własny styl życia, my mamy nasz. W waszym systemie życia brak nam zasadniczo ‘honoru’. Według naszego systemu życia, brak wam zasadniczo moralności. Według waszego systemu życia, na zawsze będziemy postrzegani jako pozbawieni wdzięku; zaś nam – na zawsze wydawać się będzicie jako bezbożnicy.
Bezstronnie patrząc, nie istnieje dobro czy zło. Oto wasza Zachodnia cywilizacja. Jeśli wasze poczucie nietrwałości rzeczy, poczucie sportowości wysiłku, gry życia, zaowocowało wydarzeniami i prawami , jakie zaobserwowałem wśród was, nie może ono bezstronnie być zaklasyfikowane jako dobre czy złe. Wojny z powodu Heleny, czy ucha Jenkina (powód wojny brytyjsko-hiszpańskiej w 1739, PT); pojedynki honorowe czy hazardowe, śmierć dla sztandaru, lojalność, rycerskie gesty, świat obracający się wokół sportu i wojny i wartości z nich wynikłych; sztuka wytryskająca nie z Boga, lecz z radości czy nędzy wolnego człowieka, świat gry przyjmujący beztrosko śmierć jako jej część i jako koło fortuny; miasta, kraje i wielkie przedsięwzięcia budowane tym samym odruchem uczuć i energii, jaki wprawia w ruch piłkę footbolową – i przez podobną ideologię – oto dobrobyt świata Zachodu. Posiada on wspaniałą, lukrowaną piękność. Reprezentuje heroiczny bunt przeciw ponurości wszechświata, krzyk wojownika skierowany w przerażającą pustkę – dla nas jałowy, piękny i niedojrzały. Pomimo swych niekonsekwencji i wrodzonej ułomności, posiada czar i rytm nam nieznany. Nigdy nie bylibyśmy w stanie zbudować świata takiego, jak wasz.
Rozdział II – krytyka sportu (pominiety)
Rozdział III Bogowie
Oto podstawowa różnica: my traktujemy je poważnie; wy nie. Bardziej myśl tą wyraża definicja francuzka: vous n’etes pas serioux. Nie wynika to z intencji, lecz z konstrukcji.
Brak poważnego podejścia widoczny w waszej etyce, który determinuje wasze wzajemne stosunki, musi siłą rzeczy determinować waszą religię, wasz symboliczny stosunek do wszechświata. Rozważając wasze doświadcznia religijne i deklaracje, zawsze wyczuwałem między nimi tą samą rozbieżność; co również dotyczy moralności. Na wasze uczucie dla Boga składa się wyobraźniowa i liryczna swawolność zawarta w waszej prawdziwej naturze; i niezależnie od formalnej wiary tkwiącej w waszych uczuciach, nie da się ukryć jej prawdziwej natury.
Wy, goje jesteście z natury politeistami i do pewnego stopnia, czcicielami idola. My, Żydzi jesteśmy zasadniczo monoteistami. Stwierdziłbym to także, nawet gdyby przez wieki nie wyróżnianoby nas jako upartych monoteistów. Mógłbym to dowieść na podstawie mych obserwacji znanego mi świata.
Monoteizm jest rozpaczliwą i obezwładniającą wiarą. Może być wyrazem jedynie najbardziej poważnych natur. Jest on podstawową wiarą, która ogarnia jednostki i masy w niezgłebionym morzu jedności. W monoteiźmie nie ma miejsca dla indywidualnej dumy i różnicowania, ani dla radosnej pewności siebie. Monoteizm oznacza nieskończony absolutyzm, druzgocący triumf Jedynego, druzgozącą anihilację innych.
Dla natury poważnej niepojętym jest, że świat mógłby istnieć dzięki pstrej łasce sprzecznych i niekontrolowanych sił; że bogowie posiadają różną moc i cele, że wdawaliby się w swoje własne sportowe rozgrywki z nami. Lecz dla natur sportowych, koszmarna jedność wszelkiego życia i władzy, ponura i na wieczność ustalona presdestynacja wysiłków, jest -o ile da się ja pojąć – nieznośną myślą.
My, Żydzi, niezdolni jesteśmy do przyjęcia politeteizmu. Wy, goje, niezdolni jesteście do przyjęcia monoteizmu.
Zakładając że taka jest (sformułowana w najbardziej wyraźnej formie) definicja monoteizmu, który szczerze próbowaliście ze wszystkich sił akceptować, i tak nie zdołacie przyjąć go za swój własny. Jeśli życia ma być sportem i heroiczną epopeją, geneza życia powinna być taka sama. Jeśli nawet jednostki wśród was ją akceptują, wiem że wiara waszych mas, której afirmację słyszałem z ambon i w domach, o której czytałem w książkach i pismach, jest wiarą politeistyczną. W wyborze Jedynego czy Trójcy, Trójca jest dominująca; idea Jedynego jest niechętnym ustępstwem dogmatu.
Bowiem tam, gdzie tkwi szczęśliwy, o bujnej wyobraźni duch goja, nie ma miejsca na całkowite i bezwarunkowe poddanie się człowieka. Takie bezgraniczne samozałamanie się, jakie ujawnia się w naszych modlitwach przed Bogiem, w naszych uczuciach do niego, jest czymś, na co wasza duma nie pozwala. Większość naszych modlitw jest bezradnym powtarzaniem naszej bezsilności, bełkotem dziecka przytłoczonego, zniewolonego medytacją najwyższej Istoty. Wy nie potraficie się tak modlić: nigdy, nawet w obecności bogów, nie tracicie swego opanowania, swojej dumy. Wy także się modlicie, ale w porównaniu z naszymi, wasze modlitwy są prośbami. Ofiarujecie swoje służby Chrystusowi Bogu tak, jak wasal oferuje się służyć swojemu zwierzchnikowi. Nasze modlitwy także błagają o coś, ale prośby nasze nacechowane są pokorą, dla was odrażającą.
Stąd też, nigdy w dziejach Chrześcijaństwa nie zrodziliście takich wypowiedzi jak nasi prorocy Hiob i David. Wasze inspiracje pochodzą z innych źródeł; nie z tego samego źródła. Wasi bogowie są w istocie bogami ziemskimi, nie uniwesalnymi. Uniwersalny aspekt boskości, atrybuty wieczności i nieskończoności, wszechmoc boska – znajduje u was jedynie formalne uznanie; lecz emocjonalnie nie jesteście w stanie oddać się im w kompletnym i bezładnym ukorzeniu. Ten język jest obcy waszemu duchowi – groza nieskończoności was nie dotyka, pojęcie wieczności znacie jedynie z formułek i symboli – lecz nie z przerażającego doświadczenia. Wasze akty pokory brzmią jak dumny dzwięk trąby, a wszystkie wasze korzenia się królów, ceremonie pogrzebowe Habsburgów i namaszczanie księży są niczym więcej, jak artystycznymi ozdóbkami, wnoszącymi wdzięczną osłodę w wasz wojowniczy charakter.
Nie przypominam, abym się spotkał wśród was choć z jednym wyjątkiem od tej reguły: nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek słyszał modlitwę goja nachechowaną tą samą pokorą, żałością, tym niesmacznym (jak wam się wydaje) kadzeniem, jaki charakteryzuje nasze modlitwy. Jedynie ludzie złamani ciężarem świadomości nieskończoności (jak my), potrafią się tak modlić; jedyni ci, którzy w sennych i jawnych ekstazach, a nade wszystko, w swych instynktach dotknięci zostali gniewem Niezaprzeczalnej Potęgi, potrafią wyrazić takie uwielbienie, jak nasze.
Sam nasz antropomorfizm wskazuje na różnicę naszego ducha. Z naszym upostaciowanym Bogiem wiedziemy rozmowy, jakich wy nie znacie. Przesublimowawszy nieskończoną przestrzeń w nieskończoną wszechmoc, podążamy za Bytem, uposażonym w nieskończoność egzystencji, koncentrację życia i potęgi, jakiej wy nie zdolni jesteście pojąć, posiadając zbyt wolny duch, aby przyznać jakiejkolwiek sile zewnętrznej taką nieskrępowaną i nieprzystępną tyranię.
Tak samo wasze bogi są igraszką, wyższą siłą w burzliwej grze życia. Wszystkie wasze mitologie były opowiadaniami przygodowymi – bowiem wasi bogowie nie są poważni. Najbardziej fascynujące są historie tych bogów, które wymyśliliście, gdy po raz pierwszy zakwitła błyskiem niespokojna grecka gleba. Któż mógłby wyobrazić sobie mitologię Grecji jako wytwór narodu żydowskiego? Ten wdzięk, ten słoneczny czar, ta przedsiębiorczość, zadziorność – czy tacy bogowie mogliby powstać wśród nas? Pustka życia, przestrzeni i czasu, wywołała z waszej wolnej ograniczonej wyobraźni gromadę istot, które przedstawialiście z upodobaniem w kamieniu. Jeden bóg od nieba, jeden od czeluści ziemi, jeden od morza; a także bogowie muzyki, teatru, bogowie handlu i podróży – czyż to nie czarująca zabawa, zabawa dla dzieci? Czy można powiedzieć, że była to poważna, rozpaczliwa próba zjednoczenia się z powszechnym duchem życia?
Porównajcie z tym nasze pierwsze półślepe poszukiwania, nasze pierwsze niezręczne wyobrażenie powszechnego ducha, który usiłował przez nas przemówić. Nawet jako absolutny plemienny władca, nasz Bóg był Jedyny, był panem, poważnym Bogiem. I z tej jedności z Bogiem, którą wyczuwaliśmy nawet w naszym prymitywnym ograniczeniu, wyrósł ostatecznie koncept, który spłynął niegasnącą ekstazą na usta naszych proroków i rzucił na życie całego narodu wieczny cień wszechobecności i wszechmocy. Jeśli nawet nasz Bóg był zazdrosny, jego zazdrość była absolutna: nie tolerował hołdowania, czy uznania innego boga. A zazdrość waszych bogów miała jedynie charakter sportowy. Nie pragnęli oni powszechnego panowania i wyłączności – jedynie przewagi. Ambicją waszych bogów było być primus inter pares, każdy we własnej dziedzinie; podczas gdy nasz Bóg wymagał wyłącznej dominacji naszych serc – takiej dominacji, że każdy inny hołd był nie pomyślenia.
Wasi bogowie dają wam piękno, radość i walkę. Lubiliście waszych bogów i służyliście im ze zmienną lojalnością, podjudzaliście jednego boga przeciw drugiemu, orędowaliście u jednego, to u drugiego boga, spiskowalici z jednym bogiem przeciwko drugiemu. Wasi bogowie byli królami i książętami, potężniejsi od was i wspanialsi. Lecz żaden z nich nie był w waszej duszy Królem Królów. Wasi bogowie nigdy nie dorośli; ani jeden z nich. Ani też wy nie wrośliście w swojego boga, lecz pozostaliście na zawsze na jego uboczu, dumni, zadziorni i wolni, składając mu hołd, lecz pozostając panami samych siebie. Nie znacie Boga, który jest Wszystkim, Boga w którym jesteście, Boga który zmienił was w pył, nicość, na której jesteście pianą – pęchęrzykiem w nieskończonym oceanie – pęknie, powstał i zniknął, na zawsze.
I tak, wyłączając przypadki których istnienie przyznaję, obcym jest wam poświęcenie całego życia i swej istoty Bogu. Nie jesteście pogrążeni w Bogu. Oddajecie mu cześć i hołd. Wasze obcowanie z waszymi bogami jest przelotne, nawet jeśli nieuniknione; lecz nie możecie tego porównać z imanenecją i zażyłością z Bogiem w życiu Żyda. W życiu Żyda Bóg jest codziennym zdarzeniem. Jest on niemym nieustannym cudem wszystkich naszych dni i nocy, myśli i przeżyć.
Nie możemy pojąć dwulicowości: religia i życie, święte i świeckie. Żyd jest Żydem we wszystkim, nie tylko w modlitwie czy synagodze. W oczach pobożnego, Żyd nie przestrzegający przepisów i reguł synagogi; Żyd, który zaprzecza wszelkim dogmatom, jest nie-żydem; jest złym żydem, grzesznym i butowniczym żydem.
W ortodoksyjnym świecie żydowskim, każdy akt czy incydent jest uznanym zjawiskiem żydowskim; tzn. otwarcie uznanym przez modlącego się. Cały dzień jest przesiąknięty Bogiem, czyli żydowstwem. Nasza żydowskość nie jest wiarą – jest nami, naszym wszystkim.
W gruncie rzeczy, można właściwie powiedzieć, że najpewniejszym dowodem braku powagi w waszej religii jest fakt, że wasze religie nie są narodowe, że nie jesteście poświęceni en masse, wierze. Jakąż wartość ma dla was Bóg, jeśli nie poświęcicie mu choć formalnie, wszystkich waszych talentów i zdolności, umiejętności i uczuć? Jest to zadziwiające rozdwojenie wierności: jest się najpierw Anglikiem – a dopiero potem Chrześcianinem! Napierw Amerykaninem, a potem Baptystą! Wasze najhojniejsze lojalności, wasze najchęniejsze poświęcenia inspirowane są przez nacjonalizm. Wasze cechy są narodowe: twierdzicie ‘to jest typowo amerykańskie’, ‘to jest typowo brytyjskie’, ‘to jest typowo francuskie’. Tym samym odcinacie to wszystko od Boga, i wzbraniacie mu to, co w was najlepsze.
Lecz u Żydów, naród i ludzie, cechy i kultura, i Bóg, to jedno. Nie mówimy: ‘jestem żydem’ w znaczeniu: ‘jestem członkiem tej narodowości’: Żyd, nawet wolnomyśliciel jak ja, czuje że przez bycie ze swoim narodem osiąga władzę obcowania z nieskończonością. Mogłbym o nas powiedzieć: ‘My i Bóg wyrośliśmy razem’.
Czy zbudowanie wielkiego narodu – milionów istnień ludzkich, szkół, armii, galerii sztuki, książek, prawodawstwa, teatrów, potężnej prasy – czy nie jest to wszystko osiągnięciem narodowym, czymś najlepszym i najmocniejszym w was? I uczynić to wszystko bez boga jako idei przewodniej? Czy jest to poważne traktowanie religii? Nie: tylko naród, który traktuje swą religię poważnie, jest narodem kapłanów.
Możecie powiedzieć, że wśród was jest podobnie; że mieliście narodowe religie, narodowych bogów. Nie wierzę temu: napewno nie wiedziałem żadnego dowodu, który zwróciłby moją uwagę. Bowiem musimy rozróżnić między mecenasem czy tytularnym bogiem, a bogiem narodowym. Pierwszy jest nominalnie mianowaną władzą. Drugi jest kompletnym odbiciem narodu, bogiem zrodzonym z narodem, będący jego raison d’etre, bez którego lud nie osiągnąłby narodowej egzystencji. Wy mieliście bogów-mecenasów, lub zapożyczonych bogów; my mamy Boga narodowego. W sercu każdego pobożnego żyda, Bóg jest Żydem. Czy wasz Bóg jest Amerykaninem lub Anglikiem?
Między tym przyznanym antropomorfizmem a moim twierdzeniem, że jedynie my Żydzi rozumiemy i czujemy uniwersalność Boga, nie ma sprzeczności. Antropomorfizmując, my jedynie symbolizujemy Boga: chwilowo sprowadzamy nieskończoność do wymiernych proporcji: przybliżamy go do codzienności. Gdyż ani my, ani wy, nie potrafimy stale w życiu codziennym posługiwać się abstrakcją. To nie z powodu waszego antropomorfizmu czynię wam zarzut, że wasze uczucia religijne są trywialne. Chodzi tu o charakter waszego antropomorfizmu, i jego skutki.
I tak, w wyniku naturalnej reakcji, jesteśmy w naszym antopomorfiźmie tym bardziej personalni, gdyż w naszej abstrakcji jesteśmy prawdziwie abstrakcyjni. Ponieważ my tylko jesteśmy poświęceni idei niekończoności, nasz Bóg w wyniku antropomorfizacji jest naszym własnym Bogiem. Mogę powiedzieć, że nie ma Żyda, który nie wierzyłby w Boga. Po prostu Żydzi wolnomyśliciele, agnostycy lub ateiści jak ja, nie antropomorfizują go. W swych religijnych uczuciach, Zyd ateista tak się różni od ateisty goja, jak spowiadający się Żyd od spowiadającego się goja-Chrześcianina.
Bowiem, jeśli bogowie są zracjonalizowanym wyjaśnieniem uczuć religijnych, akceptacja ich czy zaprzeczanie różni się podobnie, jak różnią się te uczucia. Oczywiście, przez uczucia ‘religijne’ rozumiemy tylko jeden aspect uczuć. Wasze uczucia, wasze reakcje życiowe różnią się zasadniczo od naszych – dlaczego, nie potrafię powiedzieć. Ale, tak jak w moralności jesteście bardziej swobodni, sportowi i pstrzy, tak wasi bogowie są liczni, zróżnicowani i ludzcy. A nasz ponury i bezlitosny monoteizm, nie tolerancyjny w abstrakacji i uosobieniu, jest odwiecznym wrogiem waszych bogów.
IV UTOPIA (rozważania filozoficze – pominięty)
V LOJALNŚĆ (rozważania filozoficze – pominięty)
VI DYSCYPLINA DYSCYPLINA (rozważania filozoficze – pominięty)
VII ROZPOZNANIE
VIII NOWOCZEŚNI
Możecie powiedzieć: „Dajmy spokój wspomnieniom i wymówkom. Jak dotąd, mówiłeś o sytuacji już przebrzmiałej: o Żydach ortodksyjnych, starych zwyczajach i emocjach, które zamierają. Sam nie jesteś Żydem ortodoksyjnym; my nie jesteśmy średniowiecznymi Chrześcianami. Widzimy, że Żydzi stopniowo się modernizują. Stają się podobni do nas – trudniej rozpoznawalni jako Żydzi. Chociaż zdarzają się czasowe nawroty, posuwamy się w kierunku prawdziwej tolerancji. Obecny wiek nie jest taki sam, jak ubiegłe, a nowoczesny Żyd nie jest taki, jak dawniej. Przeżyliście dwa tysiące lat na wygnaniu – nie będziecie trwać wiecznie. Wszystkie wasze ceremonie rozpadają się: wasza dyscyplina, wasz mechanizm obronny. Przynajmniej w Ameryce, Anglii, Francji, Niemczech, Rosji, zmieniacie się, stajecie się podobni do nas, bierzecie udział w naszych zajęciach, sporcie, czynach obywatelskich, osiągnięciach i w sztuce. Mówiłeś dotąd o świecie, jaki zanika. Pominąłeś żydów liberalnych, radykalnych, zmodernizowanych, Żydów agnostycznych stających się teraz większością, Żydów wychodzących nam naprzeciw, mieszających się z nami, przystosowujących się bez specjalnego wysiłku”..
„Czy wasi właśni radykałowie nie porzucają żydowskich koneksji? Czy wasi zmodernizowani Żydzi pierwsi nie odrzucą argumentów tej książki?”
Antycypując ten zarzut, powiedziałem już, że między ateistą żydowskim, a ateistą gojem jest taka sama różnica, jak między Żydem ortodoksyjnym, a wierzącym gojem: powiedziałem, czy też implikowałem, że sama religia jest jedynie praktycznym wyrazem różnicy nas dzielącej, a nie jej przyczyną. Prawdą jest, że ekspresja poglądu ma za zadanie go wzmacniać, tak jak ćwiczenia rozwijają zdolność. Lecz ekspresja nie tworzy poglądów, ani ćwiczenia – zdolności. Nawet świadome przynależnienie do narodu żydowskiego jest jedynie częściowym wyrazem naszej żydowskości: to nie świadome pragnienie pozostania narodem dało nam wolę przeżycia: to była nasza nieunikniona wspólnota uczuć, która złączyła i utrzymała nas jako naród.
Wyrzeknięcie się żydowskiej religii, czy nawet związków z żydowskością, nie zmienia Żyda. Niektórzy Żydzi, jak i niektórzy goje mogą się tak łudzić. Lecz w gruncie rzeczy modernizacja, jak się wydaje, nie zdołała zmniejszyć tarcia między nami. Antypatia ciągle istnieje: a chociaż wasze masy mogą nie wiedzieć, dlaczego nas nie lubią, musi być na to dostateczny powód: to Niemcy, matka zmodernizowanego Żyda, zrodziły z jego pojawieniem nowoczesny anty-semityzm. Tam, gdzie stare, rzekome powody niechęci wobec Żydów upadły, powstały nowe, bardziej świadome. Gdy modernizacja zastąpiła starą, zabobonną formę ekspresji, profesor zastąpił księdza, a nauka – religię. Nie lubi się nas teraz na gruncie ‘nauki’, tak jak przedtem na gruncie religii.
(rozważania o antysemityźmie………………………..)
IX MY, NISZCZYCIELE
Co najważniejsze, musicie się nauczyć (i uczycie się) nienawidzieć i bać się nowoczesnego, ‘asymilowanego’ Żyda, bardziej niż dawnego Żyda, gdyż jest on dla was niebezpieczniejszy. Przynajmniej dawny Żyd trzymał się od was z daleka, łatwo było go odróżnić jako osobnika, jako nosiciela ponurej żydowskiej idei świata: baliście się go i gardziliście nim. Ale był on w dużym stopniu odizolowany. Lecz w miarę, jak Żyd sie modernizuje, nabywa wasz język, wchodzi z wami w zażyłe stosunki, wdziera się w wasze życie i zaczyna się posługiwać waszymi narzędziami, poczynacie sobie zdawać sprawę, że jego natura – kiedyś ograniczona do jego własnego życia – teraz zaczyna zagrażać waszej. Zaczynacie zauważać nowe niepokojące siły w świecie, który zbudowaliście i ciągle budujecie; charakter, który przekreśla wasze plany i unicestwia waszą osobowość.
Żyd, który przez brak kontaktu z waszym światem, był nieszkodliwy, staje się aktywny. Próbówka odkorkowana – demon wyleciał. Jego wrogość do waszego świata była dawniej niedostrzegalna. Teraz stała się widoczna i aktywna. On sam nie może na to poradzić: nie może być innym, niż jest; wy też nie potrafilibyście. Na próżno można wołać do niego: ‘Ręce przy sobie’. Nie jest on panem samego siebie, lecz sługą swej natury.
Bowiem, gdy wnosi on w wasz świat swoją żarliwo-poważną, złowieszczo-poważną prawość – absolutną prawość, i, mówiąc waszym językiem i przez wasze instytucje, rozsiewa nieufność w was poprzez najwrażliwszych wśród was – działa on przeciw waszemu duchowi. Wy, goje, nie musicie poszukiwać, potrzebować czy rozumieć sprawiedliwości społecznej jako ostatecznego celu. Nie leży to w waszej naturze. Wasz świat musi tak być urządzony, aby dostarczyć wam jak najwięcej rozrywki, przygody, śmiechu, zwierzęcej liryczności. Wasze instytucje ukształtowane są w tym celu: wasze kraje i ideały rozkwitają najlepiej, gdy mogą swobodnie służyć tym celom. Ideały sprawiedliwości społecznej muszą być podporządkowane tym wymaganiom: najpierw Zabawa – potem sprawiedliwość, jeśli potrafi służyć tej Zabawie.
Nie wierzę, że my Żydzi jesteśmy na tyle potężni, aby poważnie zagrozić waszemu stylu życia. Jesteśmy na tyle potężni, aby was irytować, aby zamącić wasze sumienie, i naruszyć tu i ówdzie rytmiczny bieg waszych idei. Irytujemy was w podobny sposób, jak sardoniczni, pozbawieni poczucia humoru dorośli irytują młodzież wyśmiewającą się z ich poczynań. Bowiem prawdziwa irytacja wynika z faktu, że wasz poziom nie pozwala wam na znalezienie odpowiedzi na nasze pytania, dotyczące waszego życia: podobnie jak nie potraficie odpowiedzieć na własne pytania, dotyczące naszego życia.
My, Żydzi, oskarżani jesteśmy jako niszczyciele; cokolwiek wy zbudujecie, my niszczymy. Jest to prawdą jedynie w sensie relatywnym. Nie rozmyślnie jesteśmy obrazoburcami; nie jesteśmy wrogami waszych instytucji jedynie ze powodu wzajemnej antypatii. Jesteśmy bezdomną masą poszukującą ujścia dla naszych twórczych instynktów. A w waszych instytucjach nie możemy ich znaleźć; są to instytucje-zabawki dla grzecznych dzieci – nie dla człowieka. Próbujemy dostosować wasze insytytucje do naszych potrzeb, ponieważ póki żyjemy, musimy się wyrażać. A w próbie przerabiania ich zgodnie z naszymi potrzebami, burzymy wasze.
Jako, że naszą główną instytucją jest sama struktura społeczna, w tym własnie okazujemy się największymi niszczycielami. Uczestniczymy w ekonomicznej walce o egzystencję; tę konieczność dzielimy z wami. Lecz nasze wolne duchowe siły napędowe odwodzą nas od tej walki, ponieważ, w odróżnieniu od was, nie znajdujemy w niej przyjemności. Wy goje walczycie, ponieważ lubicie walczyć; my walczymy, ponieważ musimy – i aby zwyciężyć. Nie w duchu hipokryzji przekształciliście swoje sprawy gospodarcze w arenę sportową z radosnymi fanfarami, sloganami, pretensjami. Nie wypływa to z ducha hipokryzji, gdy mówicie o zabawianiu się Grą, podrzynając sobie nawzajem gardła w konkurencji. Wy tak myślicie. Wasza propaganda reklamowa, apelująca do sentymentu, nie jest kłamstwem; jest ona naocznym wyrazem waszego ducha. Dopiero gdy my, Żydzi, używamy tej samej metody, staje się ona hipokryzją. Bowiem my jasno widzimy wasze życiowe złudzenia, lecz musimy je używać w samoobronie. Ale nasze najgłębsze pragnienia odwracają się od tej zaciekłej i hałaśliwej walki; podczas gdy wasze najgłębsze pragnienia są jej częścią. Oddajecie jej, co w was najlepsze, samych siebie, własne dusze. My poświęcamy jej tylko własną mądrość. Stąd też, wbrew powszechnemu urojeniu, trudno znaleźć Żyda wśród najbogatszych ludzi świata (???????? P.T.). Nawiększe instytucje finansowe, podobnie jak największe przedsiębiorstwa na świecie, są prawie wyłącznie nie-żydowskie (!!!!!!!???????? P.T.).
Niechęć do Żydów na polu businessu wypływa z uczucia, że patrzymy na wasze zasady gry z rozbawieniem – często nawet z pogardą. Nasza obmierzła powaga drażniąco wdziera się w wasze samopoczucie. Lecz w naszych rozmyślnych wysiłkach zmienienia waszego systemu społecznego, najbardziej dotkliwie odczuwacie naszą destruktywną różnicę. My marzymy o świecie absolutnej sprawiedliwości, ożywionym duchem boskim – świecie dla was jałowym, pozbawionym wszelkiego pokarmu, smutnym, nieprzyjaznym, niesympatycznym. Takiego świata nie chcecie; jest on dla was nieodpowiedni. Widziany w olśniewającym świetle waszych dążeń i potrzeb, nasz ideał jest odrażająco posępny.
Wyrządzamy wam krzywdę, narzucając nasze ideały na was, którzy nie pragniecie ani sprawiedliwości, ani pokoju, lecz zabawy. Lecz nie możemy się powstrzymać: w tym samym stopniu, co wy nie możecie powstrzymać się od oburzania się na nasze zakłócanie waszego życia. Jak długo żyjemy, musimy dawać wyraz naszemu duchowi. Żadne wysiłki z naszej strony nie potrafią zmienić naszej natury.
Nie twierdzę, że jesteście niewrażliwi na nędzę, ludzką degradację; że czasami pragnęlibyście te nieszczęsne rzeczy wyeleminować. Ale pragnienia te nie mieszczą się na prostej linii waszego życia. Gdyby społeczną niesprawiedliwość wyeleminować razem z Grą, bez wątpienia przywołalibyście je obie. Na pierwszym miejscu: życie, wolność, radość, przygoda.
Mówię tu o nowoczesnym, nie ortodoksyjnym Żydzie. Mówię tu o Żydzie, któremu równie obce jak i wam, są wszelkie formy naszego ortodosyjnego świadomego życia żydowskiego: taki Żyd jest głównym przedstawicielem, zarówno jako obserwator, jak i uczestnik waszych radykalych i rewolucyjnych organów; Żyd, będący kondensatorem waszych spazmatycznych, niekonsekwentnych zabiegów o sprawiedliwość. Taki człowiek wśród was, nie jest rozpoznawalny jako Żyd. On sam odrzuca – całkiem szczerze – wszelkie powiązania z żydoskością. Jest on obywatelem świata: synem człowieczym; jego szczególnym staraniem jest postęp całej ludzkości, a nie szczególnej jej grupy.
Wy, liberałowie, będziecie się odwoływać do takiego Żyda, aby zbić moje argumenty. Lecz właśnie ten Żyd najlepiej ilustruje moje argumenty. Niewierzący radykalny Żyd jest podobnie odmienny od radykalnego goja, jak ortodoksyjny Żyd od reakcyjnego goja. Kosmopolityzm radykalnego Żyda wypływa z jego odczuć (dzielonych przez ortodoksyjnego Żyda), że między gojem, a gojem nie ma różnicy. Wy wszyscy jesteście zupełnie podobni: pocóż więc przejmować się, trudzić, walczyć? Żyd nie jest kosmopolitą w waszym sensie. Nie odczuwa on drastycznie różnicy między narodami i odrzuca je. Dla niego, podobnie jak dla ortodoksyjnego Żyda, wy wszyscy macie jednakowe usposobienie, niezależnie od podziałów narodowych. Żyd radykalny (podobnie jak i ortodoksyjny) jest kosmopolitą w sensie, który musi być dla was drażniący: on nawet nie rozumie, czemu robicie takie ceregiele z najbadziej oczywistego faktu – że wszyscy jesteście jednakowi. Żyd jest zbyt wielkim kosmpolitą – nawet dla waszych internacjonałów.
Ani też wśród garstki was, którzy wbrew pragnieniom i instyktom waszych mas podnoszą sprawiedliwość społeczną jako cel życia, jest ten Żyd bardziej z wami zespolony, niż dawny Żyd ze swoim światem. Sam nasz radykalizm jest innego rodzaju. Naszą podnietą jest nasz naturalny instynkt. Nie musimy nic z siebie wykorzeniać, aby stać się radykałami, marzycielami sprawiedliwości społecznej. Jesteśmy nimi poprzez instynkt: nie widzimy w tym nic rewolucyjnego. Jest to w nas utajone. Lecz u was wymaga to wysiłku i narzędzi. Krew waszych przodków sprzeciwia się temu…Was ogarnia niemądry entuzjazm, powiewacie sztandarami, pokrzykujecie, śpiewacie hymny bojowe, z całą zwykłą psychologią zabawy, właściwą waszemu światu i stylowi życia. Nawet z tego robicie zabawkę.
Ale, niezależnie od tych form radykalnych i międzynarodowych ruchów, nowoczesny Żyd (tzn. najlepszy i najrozważniejszy nowoczesny Żyd) jest bardziej im bliski, niż ktokolwiek z waszego świata. Jest on jedynym prawdziwym socjalistą i kosmopolitą – lecz w tak prawdziwym i nieostentacyjnym sensie, że całkowicie odróżnia się od was wszystkich. Jest to jednym z wielu żywotnych paradoksów – rzeczą nielogiczną, lecz życiowo realną. To właśnie nasz kosmopolityzm nadaje nam narodowy charakter. Ponieważ jesteśmy jedynymi kosmopolitami z instynktu, a nie z przekonania, zawsze pozostajemy sobą.
We wszystkim jesteśmy niszczycielami – nawet w narzędziach zniszczenia, jakie używamy. Ten sam socjalizm i internacjonalizm, w których nasz zdławiony duch szuka wyrazu, a które zdają się zagrażać waszemu światu, są obce potrzebom naszego ducha. Wasi socjaliści i internacjonaliści nie są poważni. Urok i atrakcja tych ruchów, zawiera się jedynie w ich walce: ta właśnie walka przyciąga waszych radykalnych gojów. I istotnie, ruch radykalny zachowuje swoją osobowość tak długo, jak w fakcie bycia radykałem istnieje element przygody. I tylko w zażartym okresie początkowej walki akceptujecie Żydów jako sojuszników. W tym się łudzicie – my także. Wy wchodzicie do ruchu śmiało, awanturniczo; my – pokryjomu, pocichu. Wy czynicie z tego zabawę; my robimy to, ponieważ nie możemy się powstrzymać. I oczywiście, w końcu następuje rozdział. Liberałowie i radykałowie tak samo są skłonni nienawidzieć Żydów, jak reakcjoniści. Liberałowie i radykałowie nie posługują się tą samą bronią, co reakcjoniści; ale nienawiść istnieje, znajduje wyraz w antysemickich socjalistycznych i robotniczych ruchach, a także w niemal mimowolnej pogardzie, cisnącej się na usta licznych intelektualistów.
Filozofie nie przekształcają natury. To, czego chcą wasi radykałowie, to innej formy Gry o innych zasadach. Ich niezadowolenie łączy się z niezadowoleniem Żydów. Ale niezadowolenie to nie ma takiego samego charakteru. Na jakimś odcinku rozchodzą się ich drogi na zawsze. Żydowski radykał odwróci się od waszych ruchów socjalnych; ujrzy swą pomyłkę. Dostrzeże, że nic nie potrafi zasypać przepaści między nami, a wami. Odkryje, że nie może nabyć od was duchowej satysfakcji, jakiej spodziewał się od rewolucji społecznej. Wierzę, że ten ruch – stopniowe odłączenie się żydowskich radykałów, już się rozpoczął; że uświadomili sobie, iż wasz radykalizm w istocie nie różni się od konserwatyzmu. Rozczarowanie już nastąpiło.
Sto lat częściowej tolerancji udostępniło Żydom wstęp do waszego świata. W tym okresie awangarda pogodzenia uczyniła wielki wysiłek, aby połączyć oba nasze światy. Był to wiek klęski. Nasi żydowscy radykałowie zaczynają sobie to mgliście uświadamiać.
My Żydzi, my niszczyciele, pozostaniemy na zawsze niszczycielami. Nic, coklowiek zrobicie, nie zadowoli naszych potrzeb i żądań. Będziemy stale niszczyć, ponieważ potrzebujemy swego własnego świata, świata Bożego, którego wasza natura nie potrafi zbudować. Niezależnie od wszystkich tymczasowych sojuszów z tą czy inną fakcją, istnieje głęboki rozdział między naszą naturą, i naszym przeznaczeniem; wrogość między Grą, a Bogiem. Lecz ci z nas, którzy nie pojmą tej prawdy, zawsze znajdą się w szeregach waszych buntowniczych fakcji, dopóki nie nastąpi rozczarowanie. Nieszczęsny los, który rozproszył nas między wami, narzucił nam tą niepożądaną rolę.
https://wirtualnapolonia.com/2012/05/09/krzysztof-edmund-wojciechowicz-fragmenty-tlumaczenia-ksiazki-maurice-samuela-you-gentiles/






