Zapomniani Polacy wypędzeni z Pomorza przez niemieckich okupantów

Już od zarania państwowości Polska musiała toczyć walkę o swój byt, istnienie, niezależność. Napastnikami byli nie tylko Mongołowie, czy Tatarzy pustoszący wielkie połacie Europy, ale nade wszystko zaborczy sąsiedzi. Świadczą o tym liczne pamiątki historyczne, jak chociażby niszczejący pomnik zwycięskiej bitwy pod Cedynią, jaką stoczył Mieszko I z margrabią Hodonem w 972 r.

Potem przez lata zagrażali nam nieopatrznie sprowadzeni w 1226 r. przez Konrada Mazowieckiego Krzyżacy, którym dopiero zwycięstwo zjednoczonych sił słowiańskich pod dowództwem króla polskiego Władysława Jagiełły odniesione 15 lipca 1410 r. przetrąciło na długo kręgosłup.

Silna i demokratyczna Rzeczpospolita przeszkadzała sąsiadom, co ostatecznie skutkowało nie notowanymi na taką skalę w Europie trzema rozbiorami Polski, jakich dokonały Prusy, Rosja i Austria w latach 1772, 1793 i 1795.

Na zagrabionych ziemiach polskich rozpoczął się we wszystkich zaborach, z różnym nasileniem proces wynaradawiania Polaków. Szczególny przebieg miała germanizacja Polaków w zaborze pruskim, tj. na Pomorzu i w Wielkopolsce.

Symbolem nasilających się pogromów Polaków w XIX w. stał się polakożerca Otto von Bismarck, kanclerz zjednoczonego cesarstwa niemieckiego, który powołał m. in. Komisję Kolonizacyjną powszechnie znaną HAKATĘ, która miała wykupywać ziemię z rak Polaków i osadzać na niej kolonistów niemieckich.

To za jego rządów wypędzono z ojcowizny ok. trzydziestu tysięcy Polaków, którzy nie przyjęli pruskiego obywatelstwa.

Rugowano język polski w szkołach i urzędach do tego stopnia, że zabroniono dzieciom polskim modlitwy w języku ojczystym, co doprowadziło do strajków szkolnych.

Symbolem tego protestu pozostał do dziś strajk Dzieci Wrzesińskich o polską mowę w modlitwie z maja 1901 r., zakończony wyrokami sądowymi. Zainspirował on Marię Konopnicką do napisania Roty, w której znalazły się m. in. słowa: ....Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz i dzieci nam germanił...”

Bezpośrednio przed wybuchem I wojny światowej prześladowano w Niemczech wszystko co polskie. Pozbawiano Polaków z własności, ingerowano nawet w prawo spadkowe, likwidowano szkolnictwo polskie i czytelnictwo polskich książek, katowano dzieci, które nie chciały uczyć się religii po niemiecku, karano młodzież za potajemną naukę historii Polski odbieraniem ich rodzicom i umieszczaniem w sierocińcu. Polityka władz niemieckich sprawiła, że kilkaset tysięcy mieszkańców Pomorza i Wielkopolski zostało zmuszonych do emigracji i osiedlenia się w Westfalii i Nadrenii oraz Francji i Ameryce.

Ogólnoniemiecki entuzjazm wojenny sprzed I wojny światowej, zakończył się klęską i podpisanym 28 czerwca 1919 r. Traktatem Wersalskim, w wyniku którego zmartwychwstała Polska po 123 latach niewoli.

Z ustaleniami traktatu nie chcieli się pogodzić zarówno Niemcy jak i ZSRR. Czynią to konsekwentnie do dziś, nazywając go dyktatem. Trzecia Rzesza domagała się Pomorza , Wielkopolski i części Śląska. 

Polityka polakożercy - kanclerza Otto von Bismarcka, który budował Prusy jako państwo potęgi i mocy, uczył Niemców kultu przemocy i pogardy dla słabszych, stworzył mentalność „wszechniemca” drzemała w narodzie niemieckim, aby obudzić się w postaci upiora, jakim okazał się kanclerz Adolf Hitler, który opisał tę politykę stwierdzając, że opiera się na trzech elementach: 


  • Drang nach Osten – Parcie na Wschód 

  • Lebensraum – Przestrzeń życiowa 

  • Deutschland, Deutscland ueber alles, ueber alles in der Welt – Niemcy, Niemcy ponad wszystko, ponad cały świat. 


I konsekwentnie tę politykę realizował, co skutkowało hekatombą ludzkości na niespotykaną skalę. 

A rozpoczął ten barbarzyński eksperyment na narodzie polskim.

 

Jak już w historii bywało znalazł pomocnika: Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich, który zaraz po traktacie wersalskim pomagał Niemcom omijać jego postanowienia, udostępniając swój przemysł, surowce i terytorium do szkolenia przyszłych sił zbrojnych.

ZSRR, tak jak Niemcy nie chciał się pogodzić z istnieniem suwerennego państwa polskiego i pałał żądzą odwetu za przegraną wojnę z Polską w 1920 r., która uchroniła Europę Zachodnią przed zalewem bezbożnego komunizmu.

Układem Ribbentropp – Mołotow z 23 sierpnia 1939 r., Rosja sowiecka umożliwiła Hitlerowi napaść na Polskę 1 września 1939 r. i rozpętanie II wojny światowej, której skutki ponosimy do dziś.

Realizację tej polityki miał zagwarantować „Generalplan Ost” – Generalny Plan Wschód – Plan zagłady Słowian, opracowany na długo przed rozpoczęciem działań wojennych.

Plan ten „przewidywał zniemczenie obszarów na wschód od granic III Rzeszy Niemieckiej sprzed marca 1939 roku, drogą zniewolenia, deportacji i eksterminacji "małowartościowych" narodów tam zamieszkałych, a następnie osiedlenia Niemców i Germanów z innych krajów Europy, i stworzenie "Wielkogermańskiej Rzeszy".


Cele i metody obłędnego systemu „cywilizacji śmierci” jakim przesiąknięte były tuż przed wybuchem wojny niemieckie umysły, przedstawia „potworny dokument historyczny” w postaci wiersza jaki opublikowany został w Niemczech, tuż przed wybuchem II wojny światowej, w hitlerowskim piśmie „Vereinigung zum Schutze Oberschlesiens”, a który na swoich łamach zamieścił polski dwutygodnik kobiecy „Moja Przyjaciółka” z dnia 25.08.1939 r., zatytułowany: Modlitwa do niemieckiego Boga”. Oto jego treść w polskim przekładzie:

Poraź o Panie, bezwładem ręce i nogi Polaków,



Zrób z nich kaleki, poraź ich oczy ślepotą, 

Tak męża, jak kobietę ukarz głupotą i głuchotą. 

Spraw, żeby lud polski gromadami całymi zamieniał się w popiół 

Ażeby z kobietą i dzieckiem został zniszczony, 

sprzedany w niewolę. 

Niech nasza noga rozdepcze ich pola zasiane! 

Użycz nam nadmiernej rozkoszy mordowania dorosłych, jak też i dzieci. 

Pozwól zanurzyć nasz miecz w ich ciała 

I spraw, ze kraj polski w morzu krwi zniszczeje! 

Niemieckie serce nie da się zmiękczyć! 

Zamiast pokoju niech wojna zapanuje miedzy oboma państwami. 

A jeśli kiedyś będę się zbroił do walki na śmierć i życie 

To będę wołał umierając:

Zamień, o Panie, Polskę w pustynię!”


Już w pierwszych godzinach wojny te tereny Polski, które miały zostać wcielone do Rzeszy, w tym Pomorze stały się miejscem szczególnie natężonej eksterminacji ludności polskiej. W ramach Generalplan Ost okupanci przeprowadzili m. in. takie operacje jak: Unternehmen "Tannenberg" (od VIII 1939 do X 1939 - zagłada polskiej inteligencji z "listy gończej": "Sonderfahndungsbuch"); akcje przeciwinteligenckie –Intelligenzaktionen, czy"Generalny Plan Przesiedleńczy" ("Generalsiedlungsplan").

Odpowiedzialnym za to na początku okupacji był rzekomo „rycerski” Wehrmacht oraz Einsatzgruppen der Sicherheitspolizei und des Sicherheitsdienst (grupy operacyjne policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa), a następnie oddziały organizacji paramilitarnej tzw. grupy samoobrony – Selbstschutz. i „wymiar sprawiedliwości”. Utworzyły one 70. obozów dla „internowanych”, w tym 65. na Pomorzu Gdańskim. Rozkazy władz centralnych dotyczyły „przesiedlania”, „oczyszczania” z zastosowaniem metody „bezwzględności” i „odstraszania”. Wszystkich księży i nauczycieli poddano „badaniom” pod względem stosunku do nowych władz i osadzano ich w obozach dla internowanych m. in. w Chojnicach, Bydgoszczy, Koronowie i Tucholi.

Zaraz po wkroczeniu niemieccy okupanci podjęli akcję germanizacyjną. Dokonywali tzw. „dzikich” wypędzeń ludności polskiej ze swoich siedzib na masowa skalę. Odbywały się one z polecenia władz lokalnych i trwały do końca listopada. Punktami zbornymi mogły być kościoły, szkoły, hale fabryczne, więzienia, koszary, gdzie po zgromadzeniu większej ilości osób formowano transport na teren tzw. Generalnego Gubernatorstwa. Takie „obozy przejściowe” powstały m. in. w Bydgoszczy, Gdańsku, Witominie koło Gdyni, Piastoczynie k. Tucholi, Tczewie, Gniewie, później w Toruniu, Potulicach i Smukale. Od początku 1940 r. rozpoczęły się planowe akcje wypędzeń dokonywane na skale masową, w które były zaangażowane władze centralne.

21 września 1939 r. na konferencji w Berlinie u Reinhardta Heydricha nakazano dowódcom grup operacyjnych przesiedlenie ludności żydowskiej z Pomorza, Wielkopolski i Śląska do Polski centralnej. 11 października 1939 r. Himmler jako Komisarz Rzeszy dla Umacniania Niemczyzny niezależnie od tego, że wysiedlenia trwały od początku wojny, upoważnił policję bezpieczeństwa i służbę bezpieczeństwa do rozpoczęcia wysiedleń ludności polskiej i żydowskiej z Gdańska, Gdyni i Poznania.

Lokalne władze wzywały ludność polską, do opuszczania miejsca zamieszkania w ciągu 24 godzin. Otaczano całe dzielnice miast kordonami wojska i policji, a następnie usuwano ich mieszkańców. Zezwalano na zabranie jedynie niezbędnej odzieży i żywności. Niektórzy zostali usunięci z własnych domostw na wniosek miejscowych Niemców, chcących zagarnąć nieruchomości Polaków. Akcje wysiedleńcze na Wybrzeżu Gdańskim, w Bydgoszczy i okolicy, Poznaniu, czy Kaliszu stanowiły wstęp do przygotowań tych terenów dla nowych osadników, tzw. Niemców bałtyckich. Wypędzenie Polaków z Gdyni – mieście ważnym strategicznie, wiązało się z przygotowaniem miejsca dla jak największej liczby Niemców.

Z materiałów zgromadzonych przez „Stowarzyszenie Gdynian Wysiedlonych”, które powstało w 1998 r., miasto Gdynia 31 sierpnia 1939 r. liczyło 127 tys. mieszkańców, z tego 98 % narodowości polskiej. Było to zatem najbardziej polskie miasto II Rzeczypospolitej. Już we wrześniu 1939 r. niemiecki okupant osiedlił w Gotenhaven jak nazwano Gdynię, około 51 tysięcy Niemców przesiedlonych z Litwy, Łotwy, Estonii oraz Białorusi, Ukrainy i Mołdawii (Besarabii).

W 1941 r. Gdynię zamieszkiwało 80 tysięcy Niemców. Szacuje się, że w latach 1939 - 1945 niemiecki okupant wypędził z tego miasta co najmniej 80 tysięcy Polaków.   „Wielka fala wywózek ludności cywilnej Gdyni rozpoczęła się około 15 października 1939 r. i była kontynuowana w latach następnych”.

Perfidię Niemców oddaje ogłoszenie niemieckiego - okupacyjnego Prezydenta Policji Gdyni z dnia 15 października 1939 r. brzmiało następująco:

 


  1. Dla bezpieczeństwa policyjnego ludność polska opuści w najbliższym czasie miasto Gotenhaven, o ile nie posiada pozwolenia na pobyt ze strony policji bezpieczeństwa lub Prezydenta Policji. (...) 

  2. W najbliższych dniach istnieje możliwość dobrowolnego powrotu do innych obszarów polskich. Ze strony administracji wojskowej zestawi się zatem w krótkim czasie pociągi transportowe: 


a). w kierunku do Częstochowy – Kielc

b). w kierunku do Siedlec



c). w kierunku do Lublina 


  1. Każda osoba może na podróż zabierać ze sobą pakunek ręczny o wadze 


nie ponad 25 kg. Pozatem istnieje dla każdej osoby możliwość nadania pakunku o wadze nie przewyższającej 50 kg. Pakunek nadawczy nie przedstawiający walizki itp. Należy dobrze zasznurować i w każdym przypadku zaopatrzyć w szyld właściciela. 


  1. Podróż pociągiem jest bezpłatna. 

  2. Na pierwsze 36 godzin należy zabrać ze sobą środki żywnościowe. Po przybyciu pociągów przewozowych na miejsce przeznaczenia ludność zostanie zaopatrzona przez władze wojskową 

  3. Pomieszczenie na stacji końcowej jest przygotowane. 

  4. Zabieranie ze sobą mebli i zwierząt żyjących jest zabronione. 

  5. Przy opuszczeniu mieszkania wszystkie klucze należy pozostawić w drzwiach. 

  6. Zgłoszenia do podróży pociągami przewozowymi mogą nastąpić w kompetentnych posterunkach policyjnych przy podaniu ilości osób i pociągu. Posterunki policyjne wydają numerowane bilety, zawierające ilość osób i miejsce przeznaczenia i uprawniające do wzięcia udziału w podróży. 

  7. Dzień i czas odjazdu specjalnych pociągów ogłosi się przez wywieszenie plakatów. Do używania specjalnego pociągu przewozowego uprawnione są wyłącznie osoby posiadające bilety z numerami, podanemi na plakatach. 

Podobnie postępowano na całym Pomorzu Gdańskim, które po wkroczeniu okupanci zamienili na Okręg Gdańsk- Prusy Zachodnie. Jeszcze na długo przed rozpoczęciem wojny, obywatele polscy narodowości niemieckiej przygotowywali listy Polaków, nieprzychylnie nastawionych do Niemców i Rzeszy lub aktywnych przedstawicielach miejscowej inteligencji. Listy uzupełniano na miejscu na podstawie zdobytej dokumentacji polskiej i wskazówek członków Selbschutzu, organizacji mniejszości niemieckiej o charakterze policyjnym. Represje objęły polskich kolejarzy, celników, funkcjonariuszy policji i różnego szczebla urzędników, nauczycieli i księży, sołtysów, a także członków Polskiego Związku Zachodniego. Ziemia Pomorska usłana jest grobami, miejscami kaźni i martyrologii Polaków. Do największych na Pomorzu należą m. in.: Stutthof, Piaśnica koło Wejherowa, Szpęgawsk koło Starogardu Gdańskiego.

Po wielu osobach aresztowanych przez niemieckiego okupanta, do dnia dzisiejszego nie ma śladu. Do takich osób należy również mój dziadek Józef Glaza – sołtys z okolic Tczewa, aresztowany za obronę polskości i przynależność do Polskiego Związku Zachodniego.. Wskazali go niemieccy sąsiedzi, a jego gospodarstwo po wypędzeniu babci, którą najpierw zatrudniono w charakterze niewolnika we własnym gospodarstwie, zagrabił miejscowy Niemiec Johann Wiens, o czym świadczą cudem ocalałe dokumenty. Walerię (Mariannę ) Glaza wraz z piątką dzieci najpierw osadzono w obozie przejściowym zlokalizowanym w byłej fabryce opakowań „Arkona” w Tczewie, a później przez „obóz przejściowy” w Toruniu mieszczący się w dawnej fabryce smalcu, wywieziono do Międzyrzeca Podlaskiego (mieszkała przy ul. Piłsudskiego 125) w Generalnym Gubernatorstwie. Nieludzkie warunki życia spowodowały, że nie doczekała końca wojny i zmarła w Miedzyrzecu Podlaskim 8 lipca 1944r.


Gehenna Polaków wypędzonych ze swoich stron ojczystych przez niemieckiego okupanta jest prawie całkowicie nieznana i zapomniana. Jeszcze do niedawna na budynku dawnej fabryki „Arkona”, w którym mieści się obecnie Muzeum Wisły, a które jest filią Muzeum Morskiego w Gdańsku, była niewielka tabliczka z nic nie mówiącym, lakonicznym napisem: „1939 – 1942 Miejsce obozu przejściowego” z elementem drutu kolczastego. Kilka lat trwała moja wymiana korespondencji z władzami miasta Tczewa, aby na murze znalazła się tablica o treści oddającej całą prawdę o tym miejscu oraz aby było to miejsce pamięci. Ostatecznie obok wspomnianej tabliczki, ostatecznie znalazła się tam równie niewielka tabliczka o następującej treści: „Na terenie dawnej fabryki „Arkona” w latach 1939-1942 mieścił się zorganizowany przez okupanta niemieckiego „obóz przejściowy” o charakterze przesiedleńczym, gdzie czasowo przetrzymywano Polaków, których pozbawiano mieszkań i dobytku, następnie wywożono ich do obozu w Gniewie i dalej do generalnej Guberni oraz na przymusowe roboty do III Rzeszy, skąd wielu nigdy nie powróciło”. 

Niestety, miejsce to nie jest dla władz miasta Tczewa Miejscem Pamięci Narodowej, chociażby takim jakim jest upamiętnienie ofiar niemieckiego obozu przejściowego w dawnej fabryce smalcu przy ul. Grudziądzkiej w Toruniu.

Również i władze Międzyrzeca Podlaskiego, do którego trafiło wiele osób z Pomorza i Wielkopolski w tym wiele dzieci, o czym świadczą chociażby dokumenty miejscowej szkoły z lat 1939-1944, o wypędzonych Polakach zupełnie zapomniały. Obszerna monografia miasta Międzyrzec Podlaski wydana kilka lat temu, pomija ten fakt milczeniem, poświęcając wiele miejsca martyrologii osób innych narodowości.

Wśród Polaków wypędzonych z Pomorza, którzy ostatecznie dotarli do Międzyrzeca Podlaskiego byli m. in. Anna i Halina Grzemkiewicz z okolic Wejherowa, Lidia Babińska z Rokitna k. Starogardu Gd., Wacław, Jan i Stanisław Kiedrowicz z Mostów koło Gdyni, Jan Czech z Bydgoszczy oraz rodzina Konkol z Połchowa koło Gdyni. 

S. Leokadia Konkol – werbistka, tak wspomina po latach tamte dni:


W dniu 19 listopada 1940 wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno, gdzieś o godz. 4 lub piąta rano weszli do domu gestapowcy, drzwi nie były zamknięte, gdyż ojciec wyszedł do chlewa, aby nakarmić konia. 

Weszli do pokoju gdzie spała mama i ja z młodszą siostrą Marysią. Kazali nam wstać i ubrać się oraz zabrać jedzenia na pięć dni, i że mamy być gotowi za jedną godzinę. Nasza rodzina wraz z rodzicami liczyła 11 osób. Oto imiona rodziców i rodzeństwa: 
Edward i Gertruda Konkol – rodzice oraz dzieci: Hubert (lat 20), Bronisława (18 ),Grzegorz (17), Władysław (15),Edward (13), Benedykt (11), Leokadia (10), Jan (9),Maria (7) 
Powodem wysiedlenia było to że rodzice nie chcieli przyjąć obywatelstwa niemieckiego które było poprzednio oferowane. (...) 

Z ubrania zabraliśmy tylko to co mieliśmy na sobie, bielizny zapasowej też niewiele. Ojciec prosił by mógł zabrać choć jedno wiadro na wodę i stojącą bańkę z mlekiem. Gestapowiec powiedział, że to nie jest potrzebne, bo to wszystko dostaniemy. Najmłodsza siostra tak jak zawsze rano po ubraniu się uklękła i głośno odmawiała pacierz, a gestapowiec stał i przyglądał się jej. Ten obraz mam w oczach jeszcze do dziś.. 

Było jeszcze ciemno, kazano nam wyjść z mieszkania na drogę, gdzie stał ciężarowy samochód, w którym byli już ludzie z wioski z bagażami. (...)Zakrytymi samochodami zawieźli nas do Pucka do starego hangaru. W Pucku prowadzono nas pomiędzy dwoma szpalerami gestapowców, którzy podśmiewali się i kpili z nas. (...)Zaprowadzono nas do starego hangaru nad Zatoka Pucką. Trzymano nas tam przez cały dzień i ciągle przywożono więcej wysiedleńców z różnych wiosek powiatu puckiego. Wieczorem gdy już było ciemno podstawiono wagony osobowe. Kazano nam do nich wejść. Przed południem dojechaliśmy do pewnego miasta na duży ogrodzony plac. Nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Kazano nam zejść do dużej piwnicy, bez okien, gdzie w kilku rzędach była rozłożona słoma. Słoma służyła nam do siedzenia i jako posłanie. Spaliśmy w ubraniu. Na rzędach słomy ludzie kładli się z obu stron.. Jak już ulokowaliśmy się to z starszą siostrą Bronisławą wyszłyśmy na dwór i był tam mały ogród przylegający do ulicy. Siostra zapytała przechodzącą panią chodnikiem o nazwę tego miasta. Był to Toruń, obóz w fabryce smalcu. (...)Toaleta była tylko jedna na górze. 

O myciu się nie było mowy. (...) 

Tu właśnie w Toruniu odbywała się pewnego rodzaju selekcja. Osoby o blond włosach zabierali do Niemiec a pozostałych do Generalnej Guberni. W ten sposób niektóre rodziny zostały rozłączone , co było powodem wielkiego płaczu i żalu rodzin dotkniętych tą selekcją. 

Na szczęście myśmy wszyscy byli szatynami więc pojechaliśmy razem do Generalnej Guberni. 

Nasza mama była chora na gruźlicę ale już podleczona, i potrzebowała dobrego odżywienia i odpowiednich warunków mieszkaniowych. A teraz kiedy zostaliśmy wysiedleni nie było mowy o dobrym odżywianiu i o dobrych warunkach mieszkaniowych., Stąd ponownie się rozchorowała i leżała obłożnie chora. Opatrzność Boża czuwała jednak nad nami i nasza kochana mama żyła do roku 1956. 

Na drogę każda osoba otrzymała 2.- zł polskie. Następnie na dworze każda rodzina musiała ustawić się w kolejce i według liczby osób otrzymaliśmy chleb. Pod wieczór były podstawione wagony na dziedzińcu smalcowni. Wagony były natłoczone ludźmi Nasza rodzina dostała się do wagonu z dużym bagażem, ławki były tylko po boku. Nasz przedział był natłoczony ludźmi i bagażami, tak że nie było nawet miejsca gdzie nogę postawić. (...) 

Przez Warszawę,(...) transport wagonów dotarł do Międzyrzeca Podlaskiego, gdzie część wagonów została odczepiona, a reszta transportu pojechała do Brześcia nad Bugiem. (...) 

Po kilku dniach tułania się otrzymaliśmy mieszkanie u. gospodarza Pana Netczuka, również na ulicy Piłsudskiego (...).Mieszkanie, które otrzymaliśmy był to jeden mały pokój i kuchnia. Mieszkanie było puste, bez elektryczności, bez wody, kanalizacji okna bez zasłon, ale były okiennice na zewnątrz. By było nieco cieplej do spania ojciec postarał się o słomę, którą na noc rozkładaliśmy na podłodze. Na spoczynek kładliśmy się w tym w czym chodziliśmy w dzień ubrani. Na dzień słomę układaliśmy pod ścianą. Z biegiem czasu ze słomy zrobiła się sieczka co na dodatek dawało dużo kurzu. 

(...) 

W roku 1939 kiedy Niemcy wkroczyli do Polski na Pomorzu w szkole obowiązywał język niemiecki. 

Budynek szkolny w Międzyrzecu Podlaskim był zajęty prze wojsko niemieckie. Początkowo lekcje odbywały się w przejściowych pomieszczeniach . Ale i to zabrano na inne cele. Z tego powodu lekcje odbywały się w domach mieszkalnych, nawet kuchnia służyła za klasę, ale nikt z dzieci się nie skarżył, że trzeba się uczyć w takich warunkach. 
Wojska radzieckie wkroczyły do Międzyrzeca Podlaskiego 26.07.1944. 

(...) W dniu 26 lipca te huki było słychać, że są bliżej miasta.. Ale jak zwykle poszliśmy do kościoła na Mszę św. do parafii św. Józefa. Mama choć była obłożnie chora powiedziała nam, że mamy iść, że przez te pół godziny pozostanie sama. Edek poszedł do kościoła. do parafii św. Mikołaja gdzie był ministrantem. (...) 

Koniec wojny dobiegał końca. Nasze myśli zaczęły się koncentrować na powrocie do stron rodzinnych . Jednak wiele pytań się rodziło w głowie. Czy nasz dom stoi? Czy jest do czego wracać.? By znaleźć na te pytania odpowiedź najstarszy brat Hubert zadecydował że jedzie do domu w rodzinne strony. Wyjechał z innym wysiedleńcem na początku roku 1945. (...) 
Brat gdy dotarł do rodzinnej wioski zastał nasz dom cały, ale pusty. 

(...)I tak w połowie czerwca 1945 w wagonie towarowym wyruszyliśmy w drogę powrotną do Połchowa, gdzie znowu trzeba było zaczynać od początku. Jednak byliśmy pewnie, że Opatrzność Boża dalej będzie nad nami czuwać. 

W dowód wdzięczności za ocalenie i opiekę w czasie wojny rodzice wystawili pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa . przed naszym rodzinnym domem, który do dziś tam jest. 

PS. Z Połchowa Niemcy wysiedlili 19.11.1940 r. Annę Halmann z mężem i czworgiem dzieci, rodzinę Zalewskich i samotnego Dettlafa”. 
Napaść Niemiec hitlerowskich wraz z Sowietami na Polskę dosłownie przekreśliła wszystko. Skończył się okres wspaniałego życia, który już nigdy nie powrócił. Pozostały po nim jedynie wspomnienia.

Dzisiaj, kiedy świadkowie tamtych dni odchodzą na zawsze, sięgamy pamięcią wstecz do osób kochanych, których już nie ma, do miejsc drogich naszym sercom, do domów rodzinnych, które byliśmy zmuszeni opuścić pozostawiając cały swój dobytek, do ziemi, którą nam zabrano, a będącej od stuleci w polską własnością. Zostaliśmy żebrakami bez dachu nad głową, skazani na lata poniewierki, pozbawieni szacunku, godności osobistej i po prostu ludzkiej.

Wspominając represje Polaków na Pomorzu, nie można zapominać, że eksterminacja dotknęła całą Polskę. Wypędzenia Polaków realizowali obaj okupanci. Trzeba jednak wskazać, że obok Pomorza i Wielkopolski, dotknęły one szczególnie Górny Śląsk, oraz Zamojszczyznę. Nie można zapomnieć o Kresach Wschodnich, a w szczególności Wołyniu, czy Warszawie.

W tej sytuacji przeraża amnezja kolejnych rządów, brak polityki historycznej, pisanie na siłę wspólnych podręczników historii. Praca wielu „badaczy” za pieniądze niemieckie skutkuje publikacjami, które mają służyć tzw. „pojednaniu” i przeważnie są poświęcone pokrzywdzonym przez Polaków Niemcom. W ślad za tym pojawiają się upamiętnienia krzywd dobrych Niemców , jak np. pomnik ofiar obu narodów jaki stanął 29 sierpnia 2004 r. w Nieszawie poświęcony „Polskim i niemieckim niewinnym ofiarom wojny i przemocy z powiatu Nieszawskiego w latach 1939 – 1945”, czy ostatnio odsłonięty przez wiceprezydenta Łodzi pomnik dla niemieckich volksdeutschów. Kto widział w telewizji polskiej film na temat niemieckich obozów przejściowych dla wypędzonych Polaków w Tczewie, Toruniu, czy Potulicach. Tymczasem w TVP bardzo często pokazuje się w różnych programach filmy o wypędzonych Niemcach i ich cierpieniach, o barbarzyńskim bombardowaniu Drezna. Telewizja Polonia wyemitowała niedawno film o obozie w Potulicach dla Niemców w latach 1945 – 1950.

Nic zatem dziwnego, że coraz natarczywiej odzywają się zza Odry głosy tzw. „wypędzonych” w rodzaju Eriki Steinbach, popieranych przez najwyższe osoby w państwie z bezzasadnymi roszczeniami, powszechne na Zachodzie używane określenie „polskie obozy koncentracyjne”, których efektem jest oskarżenie Polaków przez „Der Spiegel” o współsprawstwo w holokauście. 

W tym miejscu trzeba przypomnieć, że szefowa niemieckiego Związku Wypędzonych Erika Steinbach (powiernictwa Pruskiego) urodziła się 25 czerwca 1943 roku w Rumii, gdzie osiedlili się jej rodzice w mieszkaniu po wypędzonych Polakach, dokąd przybyli w czasie wojny z Niemiec, w tym matka z Bremy, a ojciec - technik Luftwaffe z Hesji (od 1941 roku stacjonujący w Rumii). Prawie 2-letnią Erikę uciekająca matka zabrała z młodszą siostrą do Niemiec, gdzie następnie 5 lat musiały spędzić w obozie przesiedleńczym.

Najsmutniejsze jest jednak to, że znajdują się w Polsce media i osoby, które idą w sukurs oskarżeniom i żądaniom niemieckim.

Przypomina to schyłek lat trzydziestych. Historia jest nauczycielką życia i należy z niej wyciągać wnioski. Pojednanie musi opierać się na prawdzie, a nie jej zaprzeczaniu. Zapominanie ofiar niemieckiego barbarzyństwa i zrównywanie kata z ofiarą, nie może być fundamentem polsko – niemieckiego pojednania, o czym należy pamiętać w 70. rocznicę tamtych tragicznych wydarzeń. 

Edmund Glaza


Opracowano na podstawie dokumentów Stowarzyszenia Gdynian Wysiedlonych, biuletynów IPN, wspomnień Krystyny Daszkiewicz ze Szczecina, „My i Niemcy” Kazimierza Piechowskiego z Gdańska, s. Werbistki Leokadii Konkol oraz archiwum własnego.

http://absta.pl/zapomniani-polacy-wypdzeni-z-pomorza-przez-niemieckich-okupant.html

 


Comments (0)

Rated 0 out of 5 based on 0 voters
There are no comments posted here yet

Leave your comments

  1. Posting comment as a guest. Sign up or login to your account.
Rate this post:
0 Characters
Attachments (0 / 3)
Share Your Location