O ADAMIE DOBOSZYŃSKIM. DWA LISTY

Inżynier Władysław Dowbor z Imperatriz, w stanie Maranhao, Brazylia, pisze:

Drogi Kolego,

W numerze 14 „Opoki” omawiacie sprawę Doboszyńskiego, z którym byłem bardzo zżyty. Na str. 93 stawiacie pytanie: „Ale jaki był cel i zamiar jego podróży?” i robicie apel o wyjaśnienie tej sprawy. JA O TYM WIEM. Poniżej przytaczam pewne fakty, które są poza tą sprawą, ale uzasadniają zwierze­nia Adama Doboszyńskiego.

 

1.W 1936-37 (?) roku pracowałem w Lipinach na Śląsku i otrzymałem telegraf AD * Doboszyc (jego majątku pod Krakowem), z prośbą bym go natychmiast odwiedził. Tegoż wieczora około godziny 9 wkroczyłem w ogród jego dworu. Obskoczyło mnie 4 drabów: kto, skąd i po co? „Powiedzcie mu, że Katowic”. AD bardzo się ucieszył i oświadczył, że jutro zaczyna się rewolucja narodowa, raczej demonstracja w CAŁEJ Polsce i on wyrusza, by zaatakować (? nie pa­miętam). Wezwał mnie, by zakomunikować to osobie, do której ma pełne zaufanie, bo nie wiadomo jak sprawy się potoczą. Ma­szerowałem z nimi parę kilometrów, gdzieś około północy pożegnaliśmy się i poszedłem na przełaj w kierunku toru kolejowego. Nad ranem doszedłem do stacji i wróciłem do Katowic. Należałem do grupy 3 osób, które go usiłowały uwolnić z więzienia. Występowali­śmy jako członkowie zarządu Stowarzyszenia Inżynierów Katolików. Spotkanie z prokurato­rem na gruncie prywatnym zorganizował Stypułkowski. Prokurator pobłażliwie się uśmie­chał na nasze „wywody” i przestał się uśmie­chać, gdy mu powiedziałem, że jest chory na gruźlicę i jeśli umrze, to cały lud Polski zrobi z niego świętego. Inaczej mówiąc, w ich pojęciu z bohatera urośnie do święte­go. Zwolniono go niedługo potem. Spotka­łem się z nim na umówionej wycieczce nar­ciarskiej. Skonstatowałem raz jeszcze, że jest to kot chodzący swoimi drogami.

2. W 1946-47 (?) roku miałem małą tkal­nię pod Paryżem. Zjawił się nieoczekiwanie AD. W skrócie mi powiedział, że już jedzie do Polski z fałszywym paszportem, bo w Anglii już nic dla Polski zrobić nie może, nato­miast uważając za największe niebezpieczeń­stwo dla Polski jakie bądź powstanie przeciw Rosji, które zakończyłoby się klęską i wy­wozem wszystkich Polaków na zawsze na wschód i finita Polonia, „ponieważ mnie lu­dzie wierzą, obejdę Polskę, będę o tym mówił wszystkim”. „To wszystko, co teraz jeszcze dla Polski mogę zrobić”.

Dodał, że przyjechał do mnie, bo do mnie ma absolutne zaufanie. Rozmawialiśmy dłu­go, prawie do świtu. Nazajutrz rano wyje­chał. W tym co piszę nie ma żadnych upiększeń. Goła prawda, którą potwierdzam pod przysięgą.

Rozmowom tym towarzyszył przypadkowo mój przyjaciel, któremu przesyłam ten wy­cinek z „Opoki’, zaznaczając, że do Was o tym wszystkim napisałem.

AD to rycerz z okresu wojen krzyżowych, który się urodził za późno. Rycerz prawdzi­wy, szlachetny, wierny prawdzie. On sam sie­bie Polsce ofiarował.

 

P.J. Tafelski z Londynu pisze:

Z Adamem Doboszyńskim poznałem i zaprzyjaźniłem się w lecie 1940 roku w Mar­sylii. Obaj odbyliśmy kampanię francuską i aczkolwiek nie znaliśmy się wówczas, walczyliśmy w tej samej dywizji, mianowicie 1 Dy­wizji Grenadierów. Doboszyński w kompa­nii saperów, gdzie został odznaczony Krzyżem Walecznych, a ja w 2 pułku grenadierów wielkopolskich.

Gdy wojska francuskie się poddały, a Fran­cja podpisała 22 czerwca zawieszenie broni, dywizja nasza nie skapitulowała, lecz na rozkaz dowódcy dywizji Generała Ducha prze­dzierała się małymi grupkami lub indywidual­nie ku strefie nieokupowanej Francji, aby prędzej czy później dotrzeć do oddziałów polskich, formujących się w Wielkiej Bryta­nii. Tak więc w myśl słynnego rozkazu gen. Ducha .,4444 Wykonać”, idąc różnymi drogami, już w początkach sierpnia 1940 r. zna­lazło się kilkudziesięciu grenadierów w Mar­sylii. Nie pamiętam, w jakich okolicznościach nastąpiło nasze poznanie, wiem natomiast, że zaprzyjaźniliśmy się od pierwszej chwili spotkania. Już w kilka dni później dzieli­liśmy mały pokoik w tanim hoteliku przez kilka tygodni.

Tak jak różnymi drogami przybyliśmy do Marsylii, tak i tutaj różnymi drogami stara­liśmy się wymknąć z Francji by jak najprę­dzej znaleźć się w Anglii. Rozstawaliśmy się więc codziennie rano, by znaleźć się wieczorem we wspólnej melinie, opowiadając sobie do późnej nocy swoje przeżycia dnia i postępy planowanej ucieczki.

O legalnym wyjeździe, mimo bliskości gra­nicy hiszpańskiej, nie było mowy. Chińczy­cy okazali się nam przychylni i bez więk­szych trudności można było dostać u nich wizę docelową do Szanghaju, jak również wizę tranzytową u Portugalczyków, natomiast w żaden sposób nie można było zdobyć wizy hiszpańskiej. Pozostała więc tylko droga mor­ska, albo ryzyko nielegalnego przejścia przez Hiszpanię. Doboszyński razem z dr. Bethke i Kurnatowskim (imion nie pamiętam — wiem tylko, że pierwszy był Pomorzaninem, a drugi Poznańczykiem) wybrali się łodzią do Gi­braltaru. Z burzliwego morza wyłowili ich Hiszpanie. Ja z kolegą pułkowym, Malakiem i inż. Witkowskim wybraliśmy się przez Hisz­panię. Wszyscy mieliśmy dużo szczęścia w nieszczęściu, bo przyłapani nie trafiliśmy do obozu hiszpańskiego w Mirandzie. Udało się nam tak oczarować Hiszpanów, że do­staliśmy wizę tranzytową i zwolniono nas z aresztu. Podobne szczęście miał Doboszyń­ski, i tak w kilka dni po opuszczeniu Mar­sylii znaleźliśmy się obaj w Lizbonie. Tutaj Anglicy mieli świetnie zorganizowaną ewa­kuację przybyszów z różnych zakątków świa­ta i już na drugi dzień popłynęliśmy do Gi­braltaru, gdzie razem z Doboszyńskim spę­dziłem blisko 6 tygodni we wspólnym namio­cie, oczekując na transport do Anglii. Czas ten Doboszyński wyzyskał na napisanie swej pracy pt. „Wielki naród”, którą wydał póź­niej w Anglii. 27 października 1940 przyby­liśmy do Liverpoolu. Posiadam jeszcze wspól­ną fotografię z tej podróży. Na drugi dzień wyjechaliśmy do Szkocji, gdzie nasze drogi się ostatecznie rozeszły. Doboszyńskiemu by­ło przeznaczone pozostać tam do końca wojny. Mnie czekało jeszcze wiele podróży i wędrówek. Spotkałem go jednakże raz je­den po wojnie całkiem przypadkowo w Lon­dynie, był to jednak ostatni raz, kiedy się z nim widziałem.

 

 OPOKA nr 15 : Londyn. Jędrzej Giertych


Comments (0)

Rated 0 out of 5 based on 0 voters
There are no comments posted here yet

Leave your comments

  1. Posting comment as a guest. Sign up or login to your account.
Rate this post:
0 Characters
Attachments (0 / 3)
Share Your Location