Lista Nagłych Zgonów: 20110606 Janusz Zieniewicz, Asturias. Smoleńsk

 

- "(...)próbował życia zachłannie, jakby wiedział, że długie lata nie były mu pisane. Dużo podróżował, uprawiał ekstremalne sporty, ciągle czegoś się uczył i przekraczał bariery. Nigdy nie odmawiał pomocy innym, chociaż sam o nią rzadko prosił. Jak każdy człowiek popełniał błędy, ale nie unikał za nie odpowiedzialności. Umiał wybaczać, chociaż dla swoich błędów rzadko znajdował usprawiedliwienie. Dlatego był człowiekiem bardzo skrytym i nieobarczającym innych swoimi problemami. Zawsze chronił rodzinę. Był człowiekiem ciepłym i tolerancyjnym. O ludziach nie umiał mówić źle. Zginął pod wysokim niebem szczęśliwy, bo spełniał swoje marzenia" - tymi słowami, przekazanymi nam przez księdza oddającego ostatnią posługę, pożegnaliśmy tragicznie zmarłego, naszego przyjaciela Janusza Zieniewicza .



Po raz pierwszy spotkaliśmy się z Januszem w październiku 1980 roku. Janusz skończył z wyróżnieniem liceum dwujęzyczne im. Mikołaja Kopernika, w klasie z wykładowym językiem angielskim. Obydwaj dostaliśmy się bez egzaminu na Wydział Elektroniki Politechniki Warszawskiej. W czasie studiów Janusz był powszechnie lubiany; przystojny, wysportowany, zawsze uśmiechnięty i przy tym niezwykle błyskotliwy. Był świetny z przedmiotów ścisłych i perfekcyjnie mówił po angielsku. Studia ukończyliśmy w 1986 roku. Od początku studiów był zapalonym narciarzem. Już na pierwszym roku studiów wstąpił do Akademickiego Klubu Narciarskiego. Następną pasją Janusza było żeglarstwo i pływanie na desce. Pierwszą deskę zbudowaliśmy razem w czasie studiów. Nazwaliśmy ją "U-boot" bo dość szybko nabierała wody i tonęła. Mnie pływanie na desce nigdy specjalnie nie fascynowało, Janusza wciągnęło bez reszty. Gdy kilka lat temu kitesurfing stał się popularny, Janusz natychmiast zaczął go uprawiać. Zawsze starał się być w każdej dziedzinie najlepszy.

Kolejną pasją Janusza były konie. Jeżdżąc "na konie" poznał swoją przyszłą żonę Dorotę. Pobrali się 18 czerwca 1987 r. w kościele pod wezwaniem Św. Anny w Wilanowie. W tym samym kościele pożegnaliśmy go w smutny deszczowy poranek 20 czerwca 2011 r.

Po studiach nasze drogi się rozeszły. Janusz zaczął pracować w PLL LOT. Szybko awansował na kierownika działu łączności. Latał po całym świecie i zajmował się m.in. bezpieczeństwem biur LOTu. Obleciał prawie cały Świat i stwierdził, że w "Locie" nie ma już dla niego perspektyw. Pewnego dnia przyszedł do mnie z wiadomością, że dostał bardzo interesującą propozycję; utworzenie i poprowadzenie polskiego oddziału szwajcarskiej firmy Cerberus. Janusz ostro wziął się do pracy. Pierwsza siedziba "nowego" Cerberusa mieściła się w Panoramie. Dynamiczny rozwój firmy spowodował konieczność zmiany siedziby na większą, a potem na jeszcze większą i bardziej prestiżową. Okres Cerberusa to czas, kiedy Janusz pokazał w pełni swoje cechy przywódcze i umiejętność zarządzania dużym zespołem ludzi.

Zbudował dynamiczną i dochodową firmę. Cerberus obsługiwał największe i najbardziej prestiżowe inwestycje. Janusz był zawsze punktualny i bardzo wymagający w stosunku do siebie i pracowników. Do wypowiadanych słów przywiązywał wielką wagę. Jeśli na coś się umawiał, to zawsze tego dotrzymywał. Nawet w sytuacji, kiedy nie było to dla Niego korzystne. Za to Go ludzie szanowali i cenili. Otrzymałem kondolencje od jednego z byłych pracowników Cerberusa. Treść mówi sama za siebie: - Szanowny Panie Andrzeju, Szczere kondolencje od byłego pracownika Pana Janusza. Człowieka, który zmienił moje życie. 

Przejęcie Cerberusa przez Siemensa było dla Janusza ciosem. Nie odpowiadała mu praca w wielkiej korporacji, ogrom niepotrzebnej sprawozdawczości, która odrywała ludzi od normalnej pracy z klientami. Wiedział, że walcząc z korporacją, chroni swoich pracowników i dba o wynik finansowy firmy, ale jednocześnie skazuje siebie na porażkę. Ale walczył i w 2003 roku odszedł z Siemensa. Nie wrócił już do pracy w zabezpieczeniach. Zajął się bardziej dochodową branżą, jaką było w tamtym czasie budownictwo. Jako deweloper wybudował m.in. osiedle "Leśny Zakątek" w Ząbkach. Niestety nie zdążył skończyć takich inwestycji jak "Apartamenty Rozewie" w Jastrzębiej Górze czy "Mazury Residence" koło Giżycka, pierwszego w Polsce kompleksu typu Airpark & Marina - osiedla rezydencji z dwoma portami jachtowymi, hotelem i lotniskiem dla awionetek.

Bo właśnie latanie było kolejnym hobby Janusza. Swoją przygodę z lataniem rozpoczął jedenaście lat temu. Zdobył licencje pilota awionetki i helikoptera. Latanie stało się jego pasją, jednocześnie pozwalając na szybkie docieranie do miejsc, gdzie prowadził swoje interesy. Gdy miał przelatane 200 godzin zaproponował mi wspólny lot. Zapytałem wtedy, ile trzeba mieć wylatanych godzin, żeby być uznanym za w miarę doświadczonego pilota. Odpowiedział mi, że z 500. Powiedziałem, że w takim razie poczekam. Faktycznie nie wsiadłem nigdy z Nim do awionetki. Zapytałem, kto by się zajął naszymi rodzinami gdyby coś nam się stało? Nigdy mi na to pytanie nie odpowiedział...

I niestety stało się... w czasie ostatniej wyprawy lotniczej do Portugalii. Był jednym z bardziej doświadczonych pilotów w grupie znajomych, którzy wybrali się w ten lot. Do tamtej pory brał udział w wielu ekspedycjach. Wyprawy: na Nordkapp (Przylądek Północny czyli najdalej na północ wysunięty skrawek stałego lądu Europy), do Maroka śladami bohaterów filmu Casablanca, do Francji, Chorwacji, Albanii i kilka innych. Różne aktywności i sporty gromadziły wokół niego wielu ludzi. Był dla nich przyjacielem i kompanem we wspólnej zabawie. Był człowiekiem wyjątkowym i nieszablonowym. Ale był też dość skryty. Nie obnosił się na zewnątrz ze swoimi troskami i kłopotami. Czasami tylko skarżył się na nieuczciwość niektórych osób, z którymi się stykał lub robił interesy. Wszystkimi swoimi troskami chyba z nikim się nie podzielił. 

Wiadomość o jego tragicznej śmierci wstrząsnęła mną do głębi. Trudno mi pisać o Nim w czasie przeszłym. Przecież jeszcze tak niedawno rozmawialiśmy, Jego słowa mam ciągle w uszach... 

Szczere wyrazy współczucia dla rodziny i jego najbliższych, kondolencje dla wszystkich, którzy Go znali i kochali. Cześć Jego pamięci! 

Andrzej Tomczak


Janusz Zieniewicz zginął w wypadku lotniczym 6 czerwca 2011 roku w Castrillon w Hiszpanii. Miał 50 lat.

 

http://lotniczapolska.pl/Janusz-Zieniewicz-6-czerwca-2011,21961

 

=======
 
 
 

 


Comments (0)

Rated 0 out of 5 based on 0 voters
There are no comments posted here yet

Leave your comments

  1. Posting comment as a guest. Sign up or login to your account.
Rate this post:
0 Characters
Attachments (0 / 3)
Share Your Location