ŻYDZI NA WSI. Przez JANA JELEŃSKIEGO.

ŻYDZI NA WSI.

PRZEZ

JANA JELEŃSKIEGO.

Wydanie drugie.

WARSZAWA.

Nowy-Świat, Nr. 4.

  1. 1882.

"

.H03BOJIEHO UEH3YP0I0.
BapmaBa, hh 23 HoaSpa 1881 roda.

 

Znakomity mąż i wielkiego ducha obywatel, Staszic powiedział w swoim czasie, że żydzi trudniący się przękupstwem, faktorstwem, lichwą i tym podobnemi spekulacyami nielicującemi z zasadą moralności, nigdzie nie są równie szkodliwi i niebezpieczni jak na wsi.

„Samowładność szynkarza-żyda, mówi ten znakomity myśliciel, otwiera kieszeń włościanina żydowskiemu sumie­niu, które oszukaństw i krzywdzeń człowieka obcego, czło­wieka bałwochwalcą nazywanego, bynajmniej żydowi nie wyrzuca ani tak niegodziwego czynu nie przygania. W ta- 1 im stanie rzeczy robi u nas żyd z rolnikiem swoje obra­chunki, czyni z nim umowy, zapisuje po drzwiach i po ścia­nach tego nieszczęśliwego długów cyrografy, a tak obdziera go z jego wszelkich gospodarczych zapasów.“

W ten sposób zapatrując się na kwestyę, Staszic radzi przedewszystkiem w swym projekcie ([1]) „wszystkich żydów ze wsi ściągnąć do miast11, a o ile przestrogi te i poglądy wielkiego obywatela, były słuszne, czas i praktyka przeko­nały nas o tern... niestety zbyt dotkliwie.

Dość wspomnieć o Galicyi, aby się przekonać, że prze­powiednie Staszica co do ,,pomięszania się żydów z ludem wiejskim'1 sprawdziły się co do słowa.

Tysiące rodzin włościańskich, ogołoconych z mienia, przez różnego rodzaju spekulantów wiejskich, wyeksploato­wanych do ostatniego grosza i rzec można wydziedziczonych —rzucających ziemię rodzinną i emigrujących dziś do Ame­ryki, to zaiste fakt wymowniejszy nad wszelkie dowodzenia.

Wobec faktów podobnych, jeżeli już nic innego to sam instynkt zachowawczy ogółu, powinienby pobudzić do zastanowienia się nad złem, wiszącem nad' społeczeństwem w postaci wielkiemi głoskami wyrytej i poważnej groźby.

Emigracya wyniszczonej materyalnie, upadłej na du­chu i zdemoralizowanej ludności galicyjskiej, zdaje się mó­wić: ,,Tak nikną społeczeństwa nie umiejące utrzymać sta­nu rolniczego, a z nim najważniejszej podstawy swego ist­nienia: ziemi “

Tu więc nie idzie już tylko o tak zwaną „kwestyę ży­dowską", ale o obronę tego, co stanowi podwalinę naszego bytu.

Oddać ludność rolniczą na pastwę spekulantów, lich­wiarzy, przekupniów i t. p., znaczyłoby prawie to samo co wyrzec się części naszego „ja" i, jak powiedział Supiński, ,,wysadzić się rozmyślnie w powietrze".

Gdzie idzie o tak ważne sprawy, tam już ani sympatye ani antypatye plemienne nie mogą grać roli, bo na pierw­szym planie staje interes społeczeństwa obowiązanego dbać o swój byt i przyszłość.

Z tego patrząc punktu, sądzimy, że położenie włościan galicyjskich, zgotowane głównie przez ludność izraelską, powinnoby być aż nadto przekonywającym dowodem, iż osiadanie ludności tej po wsiach, w celach wyzyskiwania, jest bezwarunkowo szkodliwem i że temu to mianowicie złe­mu, wcześnie, a o ile można stanowczo, zapobiegać należy.

Mówiąc to, nie mamy zamiaru ani rozpisywać się o „kwestyi żydowskiej", ani robić przedwczesnego alarmu.

W tej chwili idzie nam o fakt zbyt widoczny, że od czasu uwłaszczenia włościan dzieje się u nas w Królestwie to samo, co było w Galicyi po roku 1846, to jest że klasa izraelska, w coraz większej ilości osiedla się po wsiach wśród ludności rolniczej.

Fakt ten zaznaczają, a nawet piszą o nim wyraźnie ko­respondenci z różnych stron prowincyi: wiedzą o nim wszy­scy ludzie znający bliżej stosunki wiejskie, sprawdziliśmy go zresztą sami, odbywając corocznie na dłuższy czas wycieczki w coraz inne okolice kraju.

O ile fakt ten, równie poważnym i godnym zastanowie­nia jest u nas, jak poważnym i doniosłym w skutkach okazał się w Galicyi, zobaczymy następnie; tymczasem nasuwa się naprzód pytanie, co mianowicie ową klasę ludności staroza- konnej sprowadza do wsi i co ją tutaj nęci.

Czy ludność ta przybywa w celach jakiejś pracy godzi­wej, czy może nęci ją tu możność rozszerzania swej produkcyi i-t. p.? Gdyby tak było, wówczas kwestya przedsta­wiałaby się jasno, a opinia nie potrzebowałaby nią się nie­pokoić.

Ale niestety jest inaczej!

Miasteczka nasze, biedne materyalnie a nie mające dość pewnej i wyraźnej podstawy bytu, nie posiadające ani rozwiniętego przemysłu czy to fabrycznego czy też ręko­dzielniczego, ani handlu w istotnem tego słowa znaczeniu; miasteczka te mówimy, rosną przecież w ludność, która stroniąc od zajęć produkcyjnych, trudni się od wieków prze­kupstwem, lichwą, faktorstwem i wogóle różnemi sposoba­mi wyzyskiwania klas pracujących.

Rzecz prosta, że im położenie wyzyskiwanych jest cięższem, a liczba wyzyskujących się zwiększa, tein i egzystencya tych ostatnich, w danej miejscowości, staje się tru­dniejszą i silniejszem jest parcie do szukania zajęć spekula­cyjnych w miejscach zapewniających więcej korzyści i wi­doków.

Polem takiem zyskownem dla owej klasy miasteczko­wej, są obecnie wsie i osady rolne.

Dobrobyt ludności włościańskiej, w ciągu^ ostatnich zwłaszcza kilku lat, podniósł się znacznie, a fakt ten stał się naturalnie najsilniejszą przynętą dla wszelkiego rodzaju przekupniów i spekulantów.

Gdybyśmy mieli porządnie prowadzoną statystykę, mo­glibyśmy to na cyfrach sprawdzić, że im jakaś wieś jest za­możniejszą, tern skwapliwiej klasa ludności nieprodukcyj­nej ciśnie się do niej.

W istocie, zjawisko to jest do tego stopnia widocznem, iż niedawno w jednem z pism czytaliśmy, w sposób powa­żny wypowiedziane zdanie, że dotychczasowe reformy i sta­rania w celu podniesienia dobrobytu włościan, idą, po naj­większej części, „na korzyść innej kasty

Jeżeli więc przez ludzi „wnikających w życie|ludu wiejskiego1' w ten już sposób stawianą jest kwestya, to dla każdego człowieka myślącego, nie może być obojętnem py­tanie: do czego i u nas także dojść może, skoro trud rolni­ka będzie systematycznie, na coraz szerszą skalę eksploato­wany i skoro te środki, któreby włościaninowi posłużyć mogły do udoskonalenia oraz podniesienia swej pracy, iść bę­dą na utrzymanie kasty nieprodukcyjnej?

Lud wiejski, jak to w innem miejscu mieliśmy już spo­sobność zaznaczyć, jest dla nas klasą podwójnie ważną: naj­przód jako materyał w gruncie zdrowy i możliwy do wyro­bienia, a powtóre jako massa mająca w swem posiadaniu ziemię, to jest to, co stanowi, jak już wiemy, najważniejszą podstawę istnienia narodowego.

W miarę jak lud będzie pozbawianym środków do pracy oraz utrzymania się na roli, i podstawa ta z pod nóg naszych usuwać się musi, a wówczas wszelki już ratunek i naj przyjaźni ej sze choćby okoliczności, mogą się okazać spóźnione.

W obec tych względów, należy nietylko wiedzieć o „nowym ruchu ludności izraelskiej11, ale i starać się oddzia­ływać przeciwko złemu, poznając bliżej jego źródło i szcze­gółowe objawy.

Już Staszic zwracał w swoim czasie uwmgę, że z po­między żydów osiadających na wri, najwięcej zła wyrządza­ją szynkarze.

„Wszyscy polacy, mówi ten głęboki krytyk faktów społecznych, już z przekonania wiemy, że nadużycia w szyn­ko wani u trunkiem, przez żydów, doprowadzone zostały w Polsce do najwyższego stopnia; one są jedyną naszych ży­dów nauką i przemysłem. Wszystkie środki do dojścia w tern swego zamiaru są przez nich używane: namowy, pod­stępy, prośby, groźby, nawet miłości własnej kuszenia, na­reszcie wszelkie do tego trunku złudzenia, nietylko ojców i matek, ale i najmłodszych dzieci wieśniaczych.

„A myliłby się, dodaje czcigodny autor, kto powie, że równie w ręku innych szynkarzy ów trunek niebezpieczny szkodliwym będzie włościanom. Doświadczenie w całej Pol­sce takiemu twierdzeniu zaprzecza. Wszędzie okazuje się, iż z karczem, skoro żydom są odjęte, znaczną częścią zmniej­szają się dochody; do połowy mniej gorzałki wychodzi11.

Biorąc rzeczy jak są, powiedzieć można, że to samo o czem pisał Staszic, istnieje obecnie, bodaj czy nie w szer­szym jeszcze zakresie.

Jeżeli lud mimo zmiany warunków swojego bytu, mimo, !>ądź co bądź, przenikającej zwolna oświaty i t. p. nie pozbywa się dotąd wielkiej i oddawna zakorzenionej wady pijań­stwa, to fakt ten, głównie osiadającym po wsiach szynkarzom- żydom, zawdzięczać trzeba.

Czem jest żyd szynkarz nietylko dla ludności wiejskiej bezpośrednio, ale pośrednio i dla spraw ważniejszych, a na­wet najważniejszych, określił trafnie i dobitnie jeden z pisa­rzy galicyjskich w cennej rozprawie o kwestyi żydowskiej.

„Karczmy wiejskie, pisze on, i żydowskie szynkar- stwo to jedna z najgorszych naszych chorób społecznych, która niszcząc najliczniejsze klasy materyalnie, upadla je mo­ralnie. Polska karczma, to jedna z naszych właściwości, któ­ra nas hańbi i przekleństwo nam przynosi. Gdzież bowiem utrzymują się do dziś usiłowania, ażeby lud utrzymać w na­łogu pijaństwa?—W karczmie.—Gdzie jest siedlisko lichwy wyniszczającej całą ludność rolniczą, zarówno włościan jak i dwory?— W karczmie. — Gdzie wszelkie dobre instynkta włościan systematycznie bywają przytępiane? — W karcz­mie. — Gdzie wszelka rzecz kradziona ze dworu, kupowaną bywa? — YV karczmie. — Gdzie włościanie zaprawiani by wają do złodziejstwa? — W karczmie. — Gdzie miary i wa­gi w handlu bywają najbardziej fałszowane? — W karczmie. Gdzie nędza ludu w latach głodnych uważaną bywa za kapi­tał obrotowy do różnorodnych spekulacyj?—W karczmie.— Gdzie ciężki przednówek jest żniwem najobfitszem?—W kar­czmie. — Gdzie grób bogactwa panów i dobrego bytu ludu? W karczmie. — Gdzie znajdowały zawsze i znajdują punkt oparcia wszelkie wpływy postronne, obliczone na szkodę społeczeństwa naszego? — W karczmie. — Zkąd wyrasta nowe pokolenie obywateli, bez obywatelskiego poczucia; rycerstwa, które nie urosło ani z roli, ani z tego co boli, ale z próżniaczej szacherki i z lichwiarstwa; które nie zapra­gnęło nigdy pozyskać szlachectwa duszy, lecz z rozmiłowa­niem przepędza żywot w niechlujstwie zewnętrznem i moral­nym brudzie, które nie wie, co ofiara dla ogólnego dobrać które gardzi ideałami; które innej broni nie zna jak weksle i skrypta. które fałszywym łokciem chce świat zawojować? — Z karczmy! 1

Sądzę, że lepszej charakterystyki karczmy żydow­skiej, dać nie można.

Ktoś pisząc z ubolewaniem o zamieszkach anti-semic- kich na południu Rosyi, wyraził się, że „złe te instynkta ro­dzą się i hodują w karczmie11. Zapewne, zaprzeczyć temu niepodobna; lecz któż, zapytać także należy, stworzył kar­czem najwięcej? Kto do karczmy ściąga lud wiejski, rozpa- ja go, uczy kradzieży i demoralizuje? Kto rozpojonego w karczmie włościanina, wyzuwa z mienia i przyprowadza do nędzy? Któż to nakoniec, przy pomocy tych środków, stworzył nędzę i demoralizacyą ludu galicyjskiego i kto u nas w Królestwie do czegoś podobnego systematycznie dąży? Wszakże to ludności izraelskiej robota, jej to posiew, poczy­nający już gdzieindziej wydawać gorzkie owoce.

Żyd-szynkarz, to najdzielniejszy środek demoralizacyi włościanina, który nie jest w stanie ani pojąć ani przeni­knąć wszystkich sposobów i pułapek, jakie spekulant nańj zastawia^

Trzeba istotnie żyć bliżej ludu i poznać wszystkie ma- chinacye, jakich używają starozakonni szynkarze, byle tylko zbydlęcać ludzi i oplątywać ich w swoje sieci.

Że tak jest rzeczywiście, że szynkarze żydzi byli i są najniebezpieczniejszymi dla ludności wiejskiej, możnaby za dowód przytoczyć i tę okoliczność, że istnieje przepis zabra­niający żydom utrzymywać szynki po wsiach i wogóle tru­dnić się tu procederem szynkarskim.

Niestety, w obec przewrotnego systemu obchodzenia wszystkiego co tamuje możność eksploatacyi i przepis ten, w praktyce okazuje się martwą literą.

Patenta czyli świadectwa na utrzymywanie szynków, wykupywane są wprawdzie zgodnie z przepisami, na imię I chrześcian, po za tą jednak formalnością, stoi izraelita, któ­remu szynkowanie wódką daje najsilniejszą broń w rękę I i najpotężniejszy środek eksploatacyi.

Kto zna lud wiejski, ten wie dobrze, że nic tak łatwo

(

włościanina nie nęci jak wódka, w używaniu której cały świat swój widzi.

Czego nieraz nie dokaże zdrowa i życzliwa rada, to f zrobi wódka, a żydzi, znając skuteczność tego środka, nie / cofają się przed niczem byleby nie wypuścić go z rąk.

Przy tym głównie środku, łatwiej jest namawiać lud do » znoszenia do karczmy skradzionych przedmiotów, łatwiej I prowadzić korzystne operacye lichwiarskie, łatwiej słowem wyzyskiwać tych, którzy ani obecnego położenia swego, ani tego co ich czeka w przyszłości, nie rozumieją.

I trzeba przyznać, że spekulanci osiągają jak dotąd cel zamierzony.

Dość wspomnieć, że są gminy, w których na 2o np. I szynków, w 19 stu, bez względu na przepis wspomniony, | szynkują żydzi.

Co więcej, to tam gdzie przepis zabraniający żydom utrzymywać szynki, ściślej jest przestrzegany, spekulanci chwytają się innych sposobów, roznosząc np. wódkę po cha- I tach, lub też zapraszając na nią do mieszkań swych, wie- I śniaków i t. p.

Do czego wreszcie dochodzi zabiegliwość spekulantów wiejskich w celu rozpajania i demoralizowania ludności nie- oświeconej, poświadczyć mogą fakta, jakich parę świeżo nam zakomunikowano.

Niektórzy z księży, widząc tę smutną gospodarkę ży­dowską na wsi i pojmując jej skutki, wzięli się szczerze do oddziaływania na lud z ambon, skłaniając go do... wstrze­mięźliwości.

W pewnej okolicy nadgranicznej, gdzie wielu bardzo włościan, w partyach po 5oo ludzi, przekradało się w celu defraudacyi okowity, dzięki szczerym i gorącym przemowom miejscowego proboszcza, przyszło do tego, że wszyscy de­fraudanci wyrzekli się swego rzemiosła, a cała niemal lud­ność zaprzestała pić wódki. Czujność jednakże spekulan­tów, którzy tym sposobem utracili odrazu znaczne zyski, i w tym razie nie dała za wygraną. Wiecznie czynni i nie­zmordowani, rozwijają ze swej strony propagandę, głosząc i wmawiając w ludność prostoduszną, iż na tych gospodarzy którzy trunków używać nie będą, nałożonym zostanie poda­tek, wynoszący 9 rs. rocznie.

Obok zaś tego, zamiast wódki, poczęli do wsi sprowa­dzać niby wino (?), które zaprawiając alkoholem, roznosili ze zwykłą sobie zręcznością po domach włościańskich.

W innej znów wsi, Mod...... ach, miejscowy proboszcz

Sie.... ski, wpłynął również na swych parafian, iż ci zaprowa­

dzili między sobą pewien rodzaj Towarzystwa wstrzemięźli­wości; co widząc spekulanci miejscowi nie wahali się wystą­pić do zacnego proboszcza z propozycyą, iżby przyjął od nich ofiarę na kościół w sumie 300 rubli, a wzamian aby zaprzestał wygłaszać nauk tak wyraźnie oddziaływających na umysły włościan.

Naturalnie ani propozycyą, ani oryginalna ofiara nie zostały przyjęte, lecz to nie przeszkodziło spekulantom szu­kać innych sposobów dla dopięcia celu...

Nie potrzebujemy dodawać, że faktów podobnych zda­rza się wiele, choć niewiele z nich bywa ujawnionych.

Niemniej przeto aż nadto jest widocznem, że kasta żydów szynkarzy wiejskich, stanowić może najsilniejszą bo­daj tamę, tak dla oświaty jak i dla rozwoju dobrobytu ludno­ści rolniczej.

Nakoniec do najszkodliwszych spekulantów należą szynkarze-żydzi, utrzymujący karczmy zdała od wsi, na pust­kowiach, przy traktach i pomiędzy lasami.

Jak słusznie zauważył jeden z korespondentów, jest to początek tego, co istnieje od dość dawna w Galicyi i co też w niemałym stopniu przyczyniło się do demoralizacyi ludu tamtejszego.

Karczmy owe są zwykle wolne od wszelkiej kontroli władz miejscowych, a przy swobodzie jakiej używają, stają się prawie zawsze, najwygodniejszemi stacjami dla wszelkie­go rodzaju włóczęgów trudniących się kradzieżą.

W ostatnich czasach, coraz częściej można słyszeć o uorganizowanych np. szajkach ,,kcniokradów“ i t. p., ale bo też ilość owych karczem i karczemek samotnych, jest większą dzisiaj niż była może kiedykolwiek.

Spekulant taki, utrzymujący karczmę na uboczu, śledzi dobrze każdy ruch mieszkańców okolicznych wiosek, zna wybornie ich położenie majątkowe, nikt więc tak jak on, nie potrafiłby ułatwiać kradzieży, z których jemu też natu­ralnie, największe przypadają zyski.

U niego zbierają się zwykle członkowie niecnych spó­łek złodziejskich, u niego odbywają się narady, u niego or­ganizują się wycieczki nocne, u niego przechowują się skra­dzione przedmioty; u niego słowem, ogniskuje się wszystko to, co dla ludności spokojnej i pracującej stanowi plagę, a ludziom ze złemi skłonnościami ułatwia drogę do wy­stępku.

Krótko mówiąc, ktoby chciał w stosunkach wiejskich zniszczyć spokój, porządek i bezpieczeństwo publiczne, ten nie potrzebowałby robić nic więcej, jeno zakładać karczmy na pustkowiach i osadzać w nich, jak to dzisiaj ma miejsce, spekulantów starozakonnych.

Kategoryę drugą pijawek ludu, stanowią spekulanci, zakładający coraz liczniej po wsiach, sklepiki z artykułami powszedniego użycia.

Równocześnie prawńy^zmianą położenia włościan, zwiększyły się ich potj^bł^Łowe. W bardzo wielu miej - scowościach ludność wiejskl^perównie więcej niż przedtem potrzebuje obecnie już np. kawy. herbaty, cukru, świec i t. p._ Naturalnie, zwrot ten nie uszedł uwagi spekulantów, którzy od pewnego czasu zakładają sklepiki wiejskie.

Sam fakt otwierania sklepów po wsiach, nie jest ani. szkodliwym ani nienaturalnym. Owszem, jest on dobrym o tyle, że ludność miejscowa ma pewne udogodnienie, nie- potrzebując po każdy funt soli lub łut herbaty, udawać się do miasteczka i tracić czas napróżno.

Ale w tern właśnie kwestya, że sklepiki i kramy są je­dynie parawanem, po za którym kryje się wyzysk, nadużycie dobrej wiary i lichwa wreszcie w najrozmaitszych, a dla oczu niedostrzegalnych,—formach.

W miasteczku, istnieje jeszcze pomiędzy sklepikami jakakolwiek konkurencya, choć wszystkie mają jeden cha­rakter i jeden cel przed sobą; gdy tymczasem na wsi, speku­lant zakładający sklepik, staje się wyłącznym i samowładnym panem położenia.

Ludność miejscowa, mając sklepik pod bokiem, kupu­je nawet więcej niż gdyby jej wypadało po wszystko uda­wać się do miasteczka, ale co kupuje i w jakich warunkach, to właściwie stanowi jądro rzeczy.

Jeżeli w sklepach i sklepikach miasteczkowych widzi­my, po największej części, towary liche, to w sklepikach wiejskich—bywają one stokroć nędzniejsze. Są to poprostu odpadki różnych towarów i produktów obliczonych na nie­znajomość klientów, którzy na dobroć i gatunek nie zwra­cają bliższej uwagi.

Dla prostaczka wystarcza to, że pije herbatę (z ara­kiem) nie przypuszczając, że pije on właściwie odwar zwy­czajnego siana lub innego zielska.

Rzecz prosta, że dobroduszni klienci podobnież jak na gatunku, są wyzyskiwani na mierze oraz wadze towarów.

Rzetelności owych miar i wag sklepowych, nikt nieste­ty nie sprawdza, chociaż jest to systematycznie dokonywa­ne nadużycie, które nigdzie zapewne nie mogłoby być tolo-4 rowane.

Najtrudniejszem jednakże jest położenie tej części lu­dności, która w sklepikach, o jakich mowa, bierze towar na kredyt, o udzielanie jej którego, sami spekulanci usilnie się starają, bo wówczas już wyzyskiwanie nieszczęśliwych dłu­żników, niema granic.

Rachunki, podobnie jak w szynkach, piszą się na drzwiach i ścianach, dług rośnie, a gdy powiększy się jeszcze, wziętą na lichwę gotowizną jakąś, wówczas dłużnik nie ma drogi wyjścia, stając się, nie już wyrobnikiem ale niewolni­kiem,—„białym murzynem1* spekulanta.

Wszystkie jego czynności, każdy krok jego, są najści­ślej strzeżone i kontrolowane, nie mówiąc już o tern, że ża­den korzec zboża, żadna furka siana i żadne drzewko w ogro­dzie, nie do dłużnika ale... do wierzyciela należy.

Włościanin pracuje tylko, lecz spekulant zbiera tej pracy owoce aż do chwili, gdy wszystkich soków pożywnych ze swej ofiary nie wypije.

Trzecią nareszcie kategoryę spekulantów wiejskich stanowią tak nazwani pachciarze, arendarze młynów, wia­traków i ogrodów, wreszcie przekupnie zbożowi, obierający sobie również po wsiach siedliska i stanowiska... obserwa­cyjne.

Charakterystyki tej kategoryi spekulantów kreślić tu nie będziemy, boć tak dla mieszkańców wsi jak i dla ogółu czytelników naszych, nie jest ona obcą.

Zwrócimy tylko uwagę na tę okoliczność, że kiedy ze­wsząd pewnego rodzaju ,,kontrolerów tajemnych“ starają się usuwać i pozbywać, po wsiach naszych natomiast, są oni z dziwną obojętnością tolerowani.

A kontrolerem podobnym jest każdy niemal pachciarz, każdy arendarz, lub każdy, osiadły na wsi, handlarz zboża.

Procedery, jakie ci ludzie tu prowadzą, są tylko upozorowaniem planów opartych na zmowie plemiennej ze wszyst- kiemi spekulantami i handlarzami miasteczek lub osad oko­licznych.

Bez wiedzy takiego spekulanta-pachciarza nic się we wsi nie stanie. Siedzi on wszystko: zarówno co się dzieje we dworze jak i w każdej chacie włościańskiej. Za jego tylko wiedzą włas'ciciel majątku może sprzedać zboże, wełnę lub las—przy jego pomocy (!) w chwili krytycznej, może do­stać pieniędzy na procent lichwiarski.

Arcndarz troskliwy o dobro „pana dziedzica11, którego jest „pokornym sługą“, śledzi stan jego kasy, wiedząc o każ­dym wpływie i wydatku, a wiadomości tych nie omieszkuje on komunikować swoim współwyznawcom z miast sąsie­dnich, mając od nich za trud ten, stałą tantiemę.

Zwykle też tak się zdarza, że wówczas tylko właści­ciel może na zboże lub inny produkt znaleźć kupców, gdy go przyciska jakaś gwałtowna, niecierpiąca zwłoki potrzeba, i wtedy naturalnie poddaje się on operacyom, spychającym go powoli do upadku i ruiny.

Co więcej, to nigdy nie zdarzy się tak, iżby z pomiędzy zjawiających się a niby niewiedzących o sobie „kupców11, drugi z nich lub trzeci z kolei, ofiarował ceny wyższe niźli jego poprzednik.

Przeciwnie; każdy daje o pewien procent niżej, boć wszyscy, dzięki usłużnemu pachciarzowi, o istotnym stanie rzeczy są dokładnie poinformowani i wszyscy działają wspól­nie pod jednym znakiem z?nowy, przeciw ofierze, którą mają wyeksploatować.

Nic dziwnego, że w takich warunkach prowadzony handel wszelkiemi produktami wiejskiemi, w takich warun­kach dokonywana sprzedaż zboża, bydła, drzewa, mięsa, drobiu, nabiału i t. p. oddziaływa szybciej niżby można przy­puszczać, na wyniszczanie posiadłości ziemskich i gdybyśmyy się tak dobrze obliczyli z faktami, to ruinę większej części majątków, głównie owym warunkom wypadałoby przypisać.

Boć i na to trzeba zwrócić uwagę, że nie jest to wy­zysk jakiś przypadkowy, chwilowy, lub oszustwo zwyczajne. Jest to organizacya wyzysku, mającego za podstawę zmowę całych kół i kółek spekulantów, umawiających się z góry, a zawsze naturalnie przy pomocy i inicyatywie arendarzy miejscowych, gdzie i kogo mają eksploatować, gdzie dane­mu kółku wolno prowadzić swoje operacye, a gdzie nie wolno (na mocy najczęściej u rabinów zawieranych umów) „przeszkadzać*1 (!) innym, w ten sam sposób zjednoczonym handlarzom.

Podobną zupełnie do tej sieci, rozciągają wkoło mniej­szych gospodarstw przekupnie zbożowi, którzy wynajmując sobie od włościan izdebki, stają się dla nich nieodstępnemi stróżami.

Spekulant zbożowy, ulokowawszy się wraz z rodziną w odnajętej mu izdebce, rozgląda się najprzód w położeniu, zagląda do obórek i stodółek włościańskich, bada puls po­trzeb i stosunków, a to mu ułatwia drogę i wskazuje kiedy, w jaką stronę uderzyć.

Wkrótce też nasz spekulant rozpoczyna ,,handelek“ od skupywania zboża na ćwiartki, udzielając przytem zaliczki. Skupuje on także od gospodyń nabiał, nieraz mąkę aibo ka­szę na kwarty i garnce, skupuje wreszcie drób’, cielęta, za- dzierżawia drzewa owocowe w ogrodach — słowem rozpo­ściera sieć swoją wkoło wszystkiego, cokolwiek włościanin może mieć do sprzedania, lub co w danej chwili przyciśnię­ty potrzebą, sprzedać musi.

Dodać bowiem należy, że w tej wsi, w której handel prowadzi spekulant X., niewolno jest, również na mocy wza­jemnych uniów, czyli na mocy tak zwanego „prawa hazaka“, robić jakichkolwiek operacyj z włościanami spekulantom Y, Z, O itd.

Tym sposobem wsie całe, rozdzielane zostają pomię­dzy spekulantów niby „prawo własności'4, a im wieś jaka jest zamożniejsza, tern baczniej strzegą jej hazakowi ci po­siadacze.

Wistocie są dzisiaj wsie, gdzie handlarz podobny staje się monopolistą, od którego zależy całe niemal urządzenie gospodarstw i stosunków włościańskich.

Że zaś wsie, posiadające opiekunów takich, nie są w stanie rozwijać się materyalnie, że dobrobyt włościan za­miast podnosić się, niknąć i upadać musi, że wreszcie mniej zamożne gospodarstwa włościańskie, przechodzą powoli w formalną arendę spekulantów, tego zdaje się dodawać nie potrzebujemy.

Tak się przedstawia kwestya coraz liczniejszego osia­dania u nas, wpośród ludności rolniczej, klasy spekulantów, nie przebierających, jak widzieliśmy, w środkach i nie cofa­jących się przed niczem.

Właściwie, jest to złe, mogące głęboko sięgnąć w nasz organizm społeczny i narazić go na ciężką, może nieuleczalną chorobę; złe więc, przeciw któremu przedsięwzięcie środ­ków skutecznych, należy do tych zadań ogólnych, których w żadnym razie odkładać niewolno.

Mówiąc to, nie myślimy kreślić nowych projektów, tern więcej, że środki takie, któreby zdołały odrazu złe ukró­cić i zapanować nad niem, nie są w mocy samego społe­czeństwa.

Z drugiej strony, wiemy dobrze, że są ludzie, którzy patrząc na kwestyę tak jak się przedstawia, pragnęliby szcze­rze przyczynić się do jej złagodzenia i w tym celu widzimy nawet pewne, tu i owdzie przedsiębrane, usiłowania.

Inicyatywa wychodzi od ludzi, którzy nietylko lud mi­łują, ale i pojmują jego znaczenie jako klasy rolniczej; robią oni więc nieraz, na co im siły i możność pozwalają, lecz, trzeba wyznać, są to usiłowania wyjątkowe.

Tymczasem, jeżeli gdzie, to w sprawie ludu. w spra­wie zabezpieczenia jego bytu i jego przyszłości, konieczną jest działalność na obszerniejszą skalę.

Najlepsze chęci i wysiłki jednostek, nie stworzą nic trwalszego,, jeżeli ogół, w sprawie, śmiemy powiedzieć, je­dnej z najważniejszych, zachowywać się będzie z dotychcza­sową obojętnością.

Naszem zdaniem, ani warunki, w jakich się u nas spra­wy publiczne obracają, ani jakiekolwiek względy nie powin- nyby zacierać w pamięci ogółu, że lud rolniczy to siła, do strzeżenia której społeczeństwo we własnym interesie jest obowiązane.

Jeżeli zaś nie można, dla zabezpieczenia ludności wiej­skiej od wyzysku i demoralizacyi zrobić wszystkiego coby należało, to tem bardziej koniecznem jest, aby ludzie dobrze myślący starali się działać wytrwale w granicash możli­wości.

Za nader pożądany zaczątek działalności takiej, uważać można zakładanie po wsiach tak nazwanych ,.gospód chrze- Jciańskic/i“.

Niektóre z pism naszych, wspominając o tym fakcie, zbyły go dość pobieżną wzmiarfką, gdy tymczasem, środek powyższy, jako środek przeciwdziałania wpływom szynka- rzy-żydów, jest podług nas, i nader trafnie pomyślany i bar­dzo ważny a zasługujący na szczególną uwagę, oraz jak naj­szersze rozpowszechnienie.

Człowiek jest istotą nawskróś towarzyską; potrzebuje on więc ogniska, gdzieby po pracy mógł znaleźć rozrywkę przyjemną, oraz możność wymiany swoich myśli i uczuć.

Temu prawu towarzyskości podlega naturalnie i lud nasz wiejski, który nie mając nic lepszego, idzie do brudnej, cuchnącej alkoholem karczemki i tam też, dzięki usiłności arendarzy, jest rozpajanym, eksploatowanym, wreszcie wcią­ganym na drogę... występku.

W obectego nie pozostaje jak dzisiejsze przybytki zbydlęcania ludzi, zastąpić założonemi już w niektórych miej­scowościach „gospodami chrześciańskiemi", a zabójczy wpływ spekulantów-szynkarzy osłabnąć z czasem musi.

W podobnych razach nic tak skutecznie nie działa, jak dobry przykład praktyczny.

Bodajby więc przykład ten, jaki już dało paru zacnych kapłanów, oddziałał w całej rozciągłości i zachęcił innych do naśladownictwa.

Nie jest to życzenie osobiste, ale głos sumienia ogołu, który widzi to przecież, do czego setki dzisiejszych karczem i szynków żydowskich wiodą.

Szczególnie księżom i obywatelkom wiejskim zakłada­nie w dalszym ciągu wspomnianych „gospód", daje wdzię­czne pole działalnos'ci, a im działalność ta sięgnie dalej, tern większą będzie jej skuteczność i tern większą wdzięczność kraj winien będzie tym, którzy do dzieła tego—przyłożą dłoń obywatelską.

Drugim ze środków, zależnych od ludzi dobrej woli, jest niewątpliwie zakładanie po wsiach sklepów uczciwie i su­miennie prowadzonych.

I to również nie jest projekt nowy.

Przed kilku laty, pierwsi o tej kwestyi pisaliśmy w „Wieku", a dziś z tern większą przyjemnością widzimy, że w kilku już miejscowościach obywatele, widząc jak lud jest wyzyskiwanym, założyli sklepy prawdziwe.

Pospieszamy dodać, że przedsiębierstwa te nie są by­najmniej czemś filantropijnem. Obywatele ci, wyszukawszy odpowiednich do prowadzenia sklepów ludzi, dali kapi­tał na zakupno towarów i zapewnili sobie odpowiedni pro­cent,

Naturalnie, sklepy urządzone są na skromną skalę i ta iylko (!) między kramami izraelskiemi zachodzi różnica, że zamiast towarów ztych i sprzedawanych według miary i wagi nierzetelnej, mają towary dobre, sprowadzane z pierwszo­rzędnych składów hurtowych i sprzedawanych sumiennie.

Co więcej, to jak o tern staraliśmy się bliżej przekonać, każdy ze sklepów takich, po reku co najwyżej istnienia, stanął już na pewnych nogach i bez względu na nieprzebie- rającą w środkach konkurencyę spekulantów, potrafił sobie pozyskać zaufanie ludności miejscowej tak, że właściciele nie potrzebują obawiać się strat materyalnych.

Wkrótce zresztą o sklepach tych napiszemy obszer­niej; obecnie to tylko dodać chcemy, że każdy kto we wsi zwłaszcza zamożniejszej, zakłada sklep 2 celem czysto ku­pieckim, lecz sumiennym, ten robi dobrze podwójnie: naj­przód dla siebie, zapewniając sobie godziwe zyski, — a po- wtóre dla ogółu tych, którzy nie mając sklepów rzetelnych, muszą nabywać towary w kramach istniejących jedynie w celu wyzyskiwania.

Za trzeci z kolei środek, uważamy upowszechnienie wpośród klasy włościańskiej instylucyj kredytowych, celem „ograniczenia lichwy11, a do czego jest u nas pole otwarte. Mamy bowiem prawo (z roku 1870), na mocy którego każda gmina i każda wieś nawet, bez starania się o specyalne po­zwolenie, może założyć u siebie własną kasę, pożyczkowo- oszczędnoSciową.

Czy z pomiędzy kas dziś już istniejących, wszystkie od­powiadają swemu zadaniu i celowi, czy wszystkie są dobrze i właściwie administrowane, to kwestya inna, o której po ze­braniu dokładnyeh i o ile można szczegółowych danych, po­mówimy osobno.

Nateraz idzie głównie o fakt, że instytucye rzeczone należą w zasadzie do najważniejszych i, jak u nas, w stosun­kach wiejskich, najbardziej pożądanych.

Zdawałoby się też, że działalności w tym kierunku przyklasnąć tylko można, że każdy dziennik nawoływać do niej powinien, a przecież i tutaj usłyszeliśmy opozycyą, wyglaszaną przez niektórych z naszych feljetonistów i publicy­stów,..

Panowie ci są zdania, że skoro włościanie pożyczają pieniędzy u lichwiarzy, to znaczy, że nie mają odpowie­dnich (?) funduszów, i nie mogą zakładać własnych kass wkładowo-zaliczkowych, a ztąd i zachęcanie do zakładania tych instytucyj, jest zbytecznem, ba.... nawet niewłaści- wem. (!)

Jaka to szkoda, że pewni publicyści, występujący sy- sematycznie w obronie plemienia izraelskiego, nie uczynią postanowienia wystąpić choć raz do do roku w obronie klas pracujących,—przez plemię to uciskanych, a więc słabszych i potrzebujących rzeczywiście obrony!

W takim bowiem razie, gorliwi obrońcy „wybranego ludu'1 zechcieliby się może dowiedzieć, że instytucye zalicz­kowe oparte: na solidarności i na drobnych wkładach ucze­stników, nznane już zostały we wszystkich krajach ucywili­zowanych za jedyny i najważniejszy środek oddziaływania przeciw wyzyskiwaczom klas pracujących, i że są tam lu­dzie, którzy życie całe poświęcają praktycznej, w tym kie­runku propagandzie.

Dowiedzieliby się przytem ci panowie, że gdzieindziej najmniej zamożni nie posiadający również nagromadzonych zapasowych funduszów robotnicy, łączą się i zakładając ka­sy zaliczkowe, dochodzą następnie, przy coraz zwiększają­cych się obrotach, do pewnej niezależności, w obec której nie potrzebują poddawać się bolesnym operacyom lichwiar­skim.

Pewni panowie teoretycy, według których samo czyta­nie książek ekonomicznych jest czemś nieskończenie wyż- szem, aniżeli badanie potrzeb i stosunków praktycznych nie chcą zrozumieć, że u nas szczególnie, co innego jest „pobieranie wysokich procentów", a co innego zupełnie wy­zysk, oszustwo, korzystanie z cudzej nieświadomości, podstęp wreszcie, oparty na zmowie, plemiennej, jednej klasy przeciwko drugiej.

Gdyby było inaczej, wówczas np. i ,,Ustawa galicyjska

  • lichwie11 — o której najpoważniejsi ludzie odzywają się z uznaniem, którą poważne ciała parlamentarne innych kra­jów chcą.wziąść za wzór dla zastosowania u siebie i która mimo że się spóźniła, zrobiła przecież widoczny, dobry sku­tek; inaczej mówię, ustawa ta nie miałaby sensu i okazałaby się była bezskuteczną!

Nasi atoli przeciwnicy zakładania kas pożyczkowo- oszczędnościowych, mogą się pocieszyć (!) tym faktem, że według ostatecznie zebranych danych, w 400 przeszło gmi­nach kass tychże wcale jeszcze nie mamy, lubo, jak poucza­ją cyfry, któres'my w swoim czasie podawali, wiele z tych kass, jakie już istnieją, a nadewszystko z tych, które nie z funduszów rządowych, lecz z funduszów gmin samych zo­stały założone, dobrze się rozwijają.

Ow brak kass, w tak poważnej jeszcze liczbie gmin, przypisać należy nie tyle teoryjkom, o których mówiliśmy wyżej, ile raczej temu,—że wpośród ludności włościańskiej jak i wogóle wpośród społeczeństwa naszego, brak ducha solidarności i że ducha tego nie ma komu rozbudzać.

Niech jeno będzie oświata, wołają panowie teoretycy, a będą i kasy bez nawoływań, bez broszur i t. p.

Dobrze więc; czekajmy na oświatę, — czekajmy aż włościanin nasz czytać będzie dzieła i podręczniki ekono­miczne; ale pamiętajmy, że nim do tego przyjdzie, lichwa może tak samo wyrugować lud z roli w Królestwie, jak to zrobiła już w Galicyi.

My przynajmniej tego następstwa nie pragnęlibyśmy dla tego nie przestaniemy przypominać, że kwestya kass pożyczkowo - oszczędnościowych powinnaby bezwarunko­wo stanąć na porządku dziennym najważniejszych spraw gminnych.

Ci zwłaszcza członkowie gmin, którzy przy wyższym stopniu oświaty, pojmują głębiej znaczenie instytucyj, o ja­kich mowa, powinniby na zebraniach gminnych przemawiać wytrwale za ich zakładaniem; inaczej bowiem, ściągnąć oni mogą na siebie wobec przyszłych pokoleń, ciężką odpowie­dzialność.

Znamy wsie, gdzie nietylko że więksi właściciele mieli dość wytrwałości do przemawiania na zebraniach gminnych, ale gdzie, ciż sami obywatele, potrafili zająć się pierwotną organizacyą instytucyj, i wyszukać ludzi do ich prowadze­nia, Inb też gdzie sami zostali kasyerami.

Tam lichwa nie ma obecnie przystępu, kasy dobrze fnnkcyonują, a lud je błogosławi, oceniając już samodzielnie ich wartość.

Jeżeli coś podobnego mogło stać się np. w lubelskiem lub kaliskiem, to dlaczegóż miałoby być niemożliwem w kieleckiem, radomskiem i t. p., skoro powtarzamy interes i głos sumienia ogółu, wzywa tutaj do pracy wszystkich oby­wateli?

Wogóle zresztą, byłoby do życzenia, aby sprawa osia­dania spekulantów po wsiach, w celach jedynie eksploato­wania ludności miejscowej, jak również kwestya trudnienia się sprzedażą wódki przez ludność izraelską, kwestya skle­pów wiejskich, wreszcie kwestya utrzymywania najszko­dliwszych, bo najbardziej przyczaniających się do szerzenia demoralizacyi—karczem na pustkowiach itp. były częściej i energiczniej niż dotąd, poruszane na zebraniach gminnych.

Rzecz to, nietylko nie przechodząca atrybucyj tych or­ganów samorządu gminnego, lecz owszem tkwiąca w ich na­turze.

Paragraf 16 Ukazu o urządzeniu gmin wiejskich, po­wiada najwyraźniej, że do zebrań gminnych należy wydawa­nie uchwał, „we wszelkich interesach gospodarczych i in­nych całej gminy dotyczących'1, a czyż pytamy, może być coś ważniejszego dla gminy jak obrona ludności rolniczej od zmowy i ucisku klasy, działającej przeciwko niej. bez prze­bierania w środkach i dążącej do wydziedziczenia jej z ro­dzinnego zagonal?

Nakoniec, chcielibyśmy z kilku słowami zwrócić się do tych jeszcze z pomiędzy posiadaczy ziemskich, którzy dzięki rutynie i zwyczajowi nie są w stanie obejść się bez pachciarzy, arendarzy i innych tego rodzaju indywiduów, odgrywających nieraz nawet rolę najbliższych doradców i po­wierników. (!)

Właściciele ci, powinniby nareszcie przyjść do prze­konania, że wpuszczając do majątków swoich, — spe­kulantów, wyrządzają i sobie i ogółowi nieobliczoną szkodę.

Siebie samych oddają dobrowolnie pod kontrolę „pija wek" i otaczają się ich siecią, z której ostatecznie nie są w możności się wydobyć. Dalej, tracą niemało na tern, że zamiast z takich gałęzi przemysłu jak np. mleczarstwo, sa­downictwo i t. p. ciągnąć sami korzyści, oddają je spekulan • tom. Rachunek może to wykazać z wszelką łatwością, że właściciel wypuszczający krowy w pacht, nictylko nic na tern nie zyskuje, lecz owszem dopłaca jeszcze do tej opera- cyi; a to samo powiedziećby można o wydzierżawianiu np. ogrodów, młynów i t. p.

Dalej jeszcze, właściciele, osadzając w swych mająt­kach pachciarzy zyskują w rezultacie największą demorali- zacyę całej służby folwarcznej, która znajdując upust dla wszelkich złych skłonności, krzywdzi na każdym kroku pa­na na korzyść spekulanta.

Nakoniec, dzięki słabos'ci do pachciarzy i innych prze­kupniów, cała ludność wiejska pląta się w matnią.

Nietylko bowiem, jak o tern mówiliśmy wyżej, speku­lant wiejski zostaje w ciągłej zmowie i porozumieniu z całą falangą okolicznych handlarzy, ale co więcej, to spekulant taki jeden, ciągnie za sobą dziesięciu innych, biorąc już ra* zem z niemi całą wieś i całą jej produkcyą, w formalną arendę.

Jeżeli wogóle ziemiaństwo nasze poczyna baczniej roz­glądać się we wlasnem położeniu i w stosunkach kraju, to czas byłoby zwrócić większą uwagę i na stosunek ludności wiejskiej do żydowskich klas handlujących, mając to na uwadze, że lud jest siłą, a obrona siły tej od zastawianych na nią, z coraz większą usilnością, sieci monopolu i wyzyski­wania, należy niezaprzeczenie do najpierwszych zadań i obowiązków obywatelskich.

Z drugiej zaś strony, nie należałoby zapominać, że owa organizacya wyzysku, o której mówiliśwy dotąd, a w której głównie spoczywa siła i żywotność żydowskiego plemienia, staje się w swych następstwach organizacyą ucisku jednej klasy przez drugą, a jest to prawem ogólnem, że każdy ucisk w tym rodzaju, wcześniej lub później prowadzić musi... do reakcyi.

Kończąc, chciałbym zreasumować to, co w podjętej przezemnie kwestyi, tak ze strony państwa, jak i społeczeń­stwa najpilniejsze ni byłoby dzisiaj do zrobienia:

A więc:

  • o Ograniczenie do minimum liczby karczem wiej­skich.
  • o Zniesienie tak nazwanych ,,karczem przydro* żnych“, kryjących się dziś na uboczach i pustkowiach.
  • 0 Zniesienie tak nazwanych „suchych arend ‘ ży­dowskich.
  • 0 Dopilnowanie, aby prawo zabraniające żydom trudnić się sprzedażą trunków po wsiach, było z całą ścisło­ścią wykonywane.
  • o Udzielenie wszelkiej możności mieszkańcom wsi i osad zakładania kas pożyczkowych i oszczędności, czyniąc wszelkie w tej mierze ułatwienia i nie szczędząc s'rod- ków zachęty.
  • 0 Popieranie uchwał gminnych, mających na celu wydalanie ze wsi znanych oszustów.
  • 0 Zakładanie wszędzie tak nazwanych „gospód chrzesciańskich“ i sklepów nie&ydowskich,
  • 0 Stanowcze \ jednomyślne pozbywanie się ze wsi arendarzy, pachciarzy i tym podobnych nieodstępnych do­tąd kontrolerów—pijawek, — tak dobrze dworów jak i chat włos'ciańskich.

KONIEC.

 

 

[1] ,,0 przyczynach szkodliwości żydów i o środkach usposobie­nia ich, aby się społeczeństwu użytecznemi stali“. „Gazeta ‘Wiejska'4 z roku 1818. Warszawa.


Comments (0)

Rated 0 out of 5 based on 0 voters
There are no comments posted here yet

Leave your comments

  1. Posting comment as a guest. Sign up or login to your account.
Rate this post:
0 Characters
Attachments (0 / 3)
Share Your Location