98
TRZECIA RZESZA
i
- Słonimski w „Wiadomościach Literackich' pisze, że „ciężkie i tragiczne kalectwa przeżywają dzisiaj żydzi niemieccy. Patrjotyzm, krzyże żelazne, junkry — i nagle kolbą w zęby". Przecież „żydzi niemieccy (czy tylko niemieccy? przyp. autora) uśmiechali się zawsze do Niemiec. Byli nietylko lojalną elitą, ale byli w Niemczech zakochani. Pogarda żydostwa dla świata aryjskiego uznawała ten jeden wyjątek. Żaden żyd nie czuł pogardy Niemca. Hitler powiada, że żydzi zanieczyścili poli niemiecką. A przecież właściwie jedyną polityką, kt żydzi uprawiali, to była polityka proniemiecka".
I jeszcze dalej: „Osobiście niebardzo wierzę w solidarność bojkotu żydowskiego. Żydzi są solidarni na sentymentalnie, ale wydaje mi się, że brak im zdolności utrzymania się w długotrwałym wysiłku zbiorowym". „Na sentymentalnie". Żyd i sentymentalizm — patrzcie, patrzcie! . . . Zato dalsze uwagi są zupełnie słuszne. „Ciekawe jest, że powstał taki gwałt o żydów niemieckich, a panuje taka okrutna cisza dokoła prześladowania pisarzy nie-żydów. Czemu milczy Romain Rolland? Czemu nic o hitleryzmie nie mówi Wells czy Russell? Zapanowało jakieś wyczekujące milczenie. Nowy terror, nowa furja barbarzyństwa w Europie przyjęta została ciszą".
Nie obawiajmy się. Jeśliby np. w Polsce palec skrzywiono czy na Saloma Asza, czy na Krzywicką, a nawet na pana Słonimskiego z Breiterem, wtedy odezwie się i Romain Rolland z Wells‘em czy Russelem.
Ale najciekawsze: „Jak pomóc najlepszym ludziom Niemiec (czytaj: żydom! przyp. autora), którzy uciekają przed małpami? Na tej ponurej wyprzedaży Polska mogłaby tanio kupić wielu świetnych ludzi, znakomitych lekarzy i uczonych, niejeden dobry pisarz niemiecki mógłby przypomnieć sobie język swego dzieciństwa".
Właśnie. „ . . . język swego dzieciństwa".
Ale kogóż to Polska na tej „ponurej wyprzedaży" mogłaby ,,tanio kupić?" Czy może żyda Habera, profesora uniwersytetu berlińskiego, który dla Niemiec położył największe zasługi jako. . . pionier w fabrykacji gazów trujących podczas wielkiej wojny?
Może Emila Ludwiga z Feuchtwangerem?
A ze sportu może tennisistę Prenna, który już był „poczyniał" kroki nawet, aby startować w barwach polskich? A może barona von Cramm? Zresztą nietylko tych wymienionych i niewymienionych, ale razem z nimi kilkadziesiąt tysięcy całkiem pospolitych żydziąt przyjęła Polska, za co Polacy mogą sobie powtarzać Norwidowe:
Ty! jesteś w Europie poważny narodzie
Żydowski, jak pomnik strzaskany na Wschodzie" ...
„Strzaskany", ale po obliczach i... na Zachodzie.
Również w „Wiadomościach Literackich" cytowany już A. Sobański pisze: „ . . . trudno bowiem naprawdę
wystawić sobie element bardziej żywotny, chłonny i z temperamentu zachłanny jak żydzi niemieccy, ł=? ale przecież poza krajami anglo-saskiemi nigdzie żyd nie
100
okazał się tak lojalnym i patrjotycznym obywatelem (dawali tego dowody podczas wojny, myśmy te „dowody" odczuli na własnych skórach podczas okupacji!
przyp. autora) jak w Niemczech.................. można śmiało
powiedzieć, że ogromna większość żydów niemieckich tylko czeka z upragnieniem na tę chwilę, kiedy im znowu wolno będzie stać się ioo%-wo lojalnymi Niemcami. Jeżeli obecny „kaltes Pogrom" nie potrwa zbyt długo, przewiduję, że dożyjemy czasów, kiedy ujrzymy falę niemieckiego szowinizmu wśród niemieckich żydów. Będzie to coś jak kochające się małżeństwo, godzące się po sprzeczce; jakiś, bardziej niż pierwszy, świadomy miesiąc miodowy". Ciekawe są spostrzeżenia Sobańskiego, poczynione w trzeciej Rzeszy: „Nie wahałbym się — pisze — urządzić całkowicie polskiej wycieczki po Niemczech i wiem, że o żadnych przykrościach nie byłoby mowy" .. . „Jedynie może tylko samotnie podróżujący żydzi mogliby się spotkać z objawami rasowych antagonizmów" ...
Ogólne wrażenie p. Sobańskiego w Berlinie: morze mundurów i brak cudzoziemców. Godną podkreślenia jest podsłuchana przez sprawozdawcę rozmowa dziennikarzy amerykańskich:
— „Widzisz, zawsze mówiłeś, że Polacy pierwsi stworzą zamęt w Europie, a teraz patrz, jacy są spokojni i opanowani".
Więcej niż pewne, że drugi z tych dziennikarzy był żydem lub przynajmniej swe informacje o Polsce czerpał od żydów.
„Narodem w mundurach" nazywa sprawozdawca obecne Niemcy. Pisze:
„Więc przedewszystkiem są SA (Sturmabteilung) — brązowe koszule . . . Pozatem istnieją SS (Schutz-
101
staffel). Jest to jakby gwardja bojówek hitlerowskich. Ludzie specjalnie zaufani oraz lepiej wojskowo wyszkoleni. Noszą bardzo szykowne czarne mundury . . . Potem idzie Stahlhelm. . . mundur którego tak mało różni się od munduru wojskowego (Reichswehry), że trudno zauważyć różnicę".
Kobiecy odpowiednik tej organizacji to — „Die Kólubu Damen". Członkinie noszą suknie „ . . . o nieokreślonym pokrowcowym fasonie z sukna chabrowego, a to z powodu, że chabry były ukochanym kwiatem królowej pruskiej Ludwiki. . ., duchowej patronki organizacji, gdyż ,,Kólubu" jest skrótem dla Kónigin-Louise- Bund. Pierś tych pań, często dość pokaźną, zdobi srebrna broszka z literą „L“.
„Na wszystkich głównych i ruchliwych skrzyżowaniach ulic, nawet w najbiedniejszych dzielnicach, spotyka się przedstawicieli tych trzech ugrupowań, a każdy z nich potrząsa skarbonką".
Niepozbawiony humoru jest obrazek obyczajowy, zaobserwowany przez sprawozdawcę w Berlinie: „Nieopisanie pocieszny widok przedstawia dwóch krępych starszych panów, z tekami pod pachą, którzy krzyżując się na ulicy, z kompletnie obojętnym wyrazem twarzy, wyrzucają nagle naprzód i w górę rękę, zakończoną krótkiemi artretycznemi palcami. Gest ten przywykliśmy kojarzyć w myśli z najgroźniejszą stroną w kinematogra- fji, mianowicie z filmami o starożytnym Rzymie".
Czyż nie jest charakterystyczne dla Niemiec to spostrzeżenie: „Wszystko co jest mundurem lub odznaką ma ogromne znaczenie i problemat, kto do noszenia czego jest upoważniony, — zabiera wiele czasu w rozmowach i nasuwa wiele podejrzeń lojalnemu puryście od szlif i żetonów".
102
Albo: „Poza odznaką przynależności do SA najczęściej spotykany żeton, to odznaka członkostwa t. zw. „Betriebszelle", czyli komórki albo jaczejki narodowo- socjalistycznej. W każdej firmie czy instytucji, dającej zatrudnienie chociażby najmniejszej grupie pracowników, musi istnieć taka „Betriebszelle“. Misją takiej jaczejki jest szerzenie ducha rewolucji narodowej w danem zbiorowisku pracowników i reprezentowanie go wobec władz, ale głównie na manifestacjach. To coś jak komitety robotnicze, tylko że ich głównem zadaniem jest przyjmowanie rozkazów a nie wyrażanie żądań".
Sobański kończy swój interesujący reportaż następująco: „Widziałem więc kraj rządzony według wzorów wziętych potrochu z Rosji i z Włoch" ... A dalej: „Dzieło Hitlera jest wielkie, bo nikt tego dotychczas dokonać nie mógł, bo może być brzemienne w następstwa dla przyszłej historji Europy, ale nie jest wielkie jeżeli chodzi o kulturę Niemiec i o spokój naszego kontynentu. Powyższe twierdzenia nie wymagają chyba argumentacji. Prawie zupełna konsolidacja Rzeszy stała się jednak faktem i jak dotychczas, tak dalecy duchowi pruskiemu południowcy nie skarżą się, ani jawnie nie żałują utraty swych praw do niezależności i poddania się kompletnego pod batutę Berlina. To że Hitler jest Austrjakiem, nie odgrywa żadnej roli".
Trzeba jednakże podkreślić i to, że rewolucji hitlerowskiej przynajmniej obecnie nie grozi żadne niebezpieczeństwo — nawet ze strony komunizmu, czy socjalizmu. Słusznie podnosi Sobański, że „jest to zresztą bardzo przejmująca historja, że drogę do obecnego stanu rzeczy w Niemczech utorowała właśnie socjaldemokracja".
103
II
Jakże jednak wyglądała ta rewolucja w Niemczech?
Otóż przedewszystkiem do wysokości „prawa“ podniesiono „bezprawie". Wszystkim niewygodnym zarzuca się ... nadużycia, nieuczciwość. Sobański pisze, że wystarczy, aby się ukazało „urzędowe oświadczenie, iż ktoś kradł, dopuszczał się nadużyć natury finansowej, wyzyskiwał swoje wpływy czy stosunki i t. p. — któż na całym świecie natychmiast w to nie uwierzy? Tylu tysiącom ludzi przypisano podobne sprawki, że opinja publiczna nie może się wprost połapać, czy wytoczono sprawy tym rzekomym kanaljom, czy zostali ukarani. Wiadomo, że są aresztowani, że siedzą: dobrze im tak".
Pierwsza fala terroru, jaki zresztą cechuje każdą rewolucję już minęła. Początkowo jednak działy się doprawdy rzeczy okropne. W wielu wypadkach bojówkarze z SA załatwiali swoje osobiste porachunki, bijąc lub zabijając zupełnie bezkarnie wrogów lub poprostu . . . wierzycieli. Po rzekomym zamachu komunistów i pożarze Reichstagu hitlerowcy jęli święcić swe orgje. Zabijano i bezpośrednio i przez bicie w Brunatnych Domach. Okrucieństw i zabójstw dopuszczali się tylko SA. Policja i władze więzienne były w porządku. To też Główna Kwatera „nazich" w pierwszych miesiącach po objęciu władzy przez narodowych socjalistów była otoczona nimbem grozy, którą trudno opisać. Mało kto zawieziony tam wychodził cało. Albo ślad po nim wogóle ginął, albo odnajdywano go z trudem w mniej lub więcej ciężkim stanie w szpitalu, lub też po tygodniach poszukiwań przychodziła wieść, że jest w obozie koncentracyjnym czy w więzieniu. Postępowano tam w ów sposób z ważniejszymi „przestępcami". Naogół lojalnych, lecz „tro-
104
szeczkę podejrzanych", po większej części żydów zamyka się w t. zw. „Schutzhaft". Jest to stara, ze średniowiecza pochodząca forma aresztowania. Stosowało się ją, ażeby zapewnić bezpieczeństwo jednostce przez oddzielenie jej kratą od niebezpieczeństw. Taki areszt mógł trwać nie- dłużej jak 24 godziny.
Hitlerowcy najpierw przedłużyli ten dopuszczalny okres do 48 godzin, a później do ... 3 miesięcy. Ogromna większość tych tysięcy ludzi, którzy zapełniają dziś więzienia niemieckie oraz tych, którzy przesiedzieli jeden lub kilka dni i zostali wypuszczeni, nie wiedząc nawet, co było powodem pozbawienia ich wolności, — korzysta właśnie z tej „ochrony prawnej", jaką jest „Schutzhaft".
Jeszcze i obecnie prasa często podaje, że w więzieniach niemieckich ktoś umarł na serce lub na nerki, że ktoś popełnił samobójstwo, że ktoś został zastrzelony w czasie ucieczki. Jeżeli starszy pan z brzuszkiem, a nie zawodowy ptaszek więzienny, zamyśla ucieczkę z instytucji prawnej, musi naprawdę czuć się tam nieświetnie. Najczęściej jednak niepożądany osobnik przepada bez wieści. Gdzieś w jakimś lasku dostaje kulę w łeb. Na likwidowanie zwłok hitlerowcy znajdują też różne pomysłowe sposoby.
Prasa niemiecka podaje później: taki a taki popełnił samobójstwo. Wogóle kłamliwość tej prasy jest tak zupełna, tak (oczywiście z musu) bezczelna, że trudno do niej przywyknąć. „Chodzą słuchy — pisze Sobański — że teraz o ile w Braunes Plaus biją, czy też stosują olej rycynowy (piękny ten obyczaj przyszedł z Włoch razem z ukłonem faszystowskim), operacja ta odbywa się zawsze w obecności lekarza. Ale co tu można wiedzieć napewno, kiedy terror jest kompletny. Pobity obywatel polski
105
(oczywiście żyd) złożył skargę do poselstwa, a po jakimś czasie nadesłał list z prośbą, żeby jego sprawę umorzyć; przyczem tłumaczył, że wprawdzie go bili, ale teraz dopiero zrozumiał, że mieli rację. A iluż to ludzi nie wniosło wogóle zażaleń? Zbyt już byli szczęśliwi, że uszli z życiem i że teraz mogą zapaść w szary tłum i być zapomniani.
Czem biją? Gumowemi pałkami, dość często kijami bilardowemi, lub też następującem narzędziem: piętna- stocentymetrowa, grubości dobrej laski, drewniana rączka, potem 20 cm gęsto zwiniętej stalowej sprężyny, dalej znów 20 cm trochę już cieńszej sprężyny, a na końcu ołowiana gałka, mająca 3 cm w przekroju; wszystko to obciągnięte skórą. Hitlerowcy nie oszczędzają także kobiet. Jedna z takich ofiar opowiada, że podczas „śledztwa" została kilkakrotnie zgwałcona, a pierś miała tak pogryzioną, iż okazała się konieczną operacja".
III
Podczas kiedy żydostwo całego świata — a szczególnie polskie żr-i rozdziera szaty, biadając nad nieszczęsną dolą żydów niemieckich, ci ostatni na wszystkie strony zabiegają, aby tego nie czynić.
Przykładem: depesza, otrzymana przez Janinę Mort- kowiczową (właścicielkę znanej firmy wydawniczej w Warszawie) od jednego z czołowych wydawców niemieckich w Berlinie S. Fischera (żyda) treści następującej: „Zawiadomcie w naszem imieniu autorów i prasę, że rozpowszechniane u was wiadomości o aktach okrucieństwa nie odpowiadają rzeczywistości. Przez bezsensowną propagandę szczucia jest zagrożona zabezpie-
106
czona przez rząd dalsza spokojna praca. Postarajcie się, prosimy, o natychmiastowe przeciwdziałanie".
Czy nie wystarczy? A więc przytoczmy jeszcze interesujący artykuł tygodnika wiedeńskiego ,,Die Neue Weltbiihne" o zachowaniu się dwóch wielkich żydowskich koncernów prasowych — Mossego i Ullsteina w Berlinie — wobec wypadków w Niemczech:
,,Dn. 26 marca b. r. ukazała się w ,,Berliner Tageblatt" następująca notatka: ,,Pogłoski o sprzedaży naszego dziennika, a nawet całej firmy Rudolfa Mosse, pozbawione są wszelkiej podstawy. Wydawnictwo Rudolfa Mosse znajduje się, tak jak dotychczas, w wyłącz- nem posiadaniu założyciela". Tak więc Mosse z oburzeniem odpiera pogłoski, które chciały go usprawiedliwić z zarzutu frymarki przekonaniami, uprawianej przez „Berliner Tageblatt". ,,Mosse nie działał zatem pod przymusem. Zdezerterował z pełną świadomością. Cichutko pozbył się Theodora Wolffa, człowieka, któremu zawdzięcza imię, znaczenie światowe i nieprzebrane sumy pieniędzy. Po wieloletniem uprawianiu pacyfizmu i ideolo- gji wolnościowej, pierwszy zawarł kontrakt z narodowymi socjalistami". ,,Narodowi socjaliści oddawna wyrażali się o tej prasie z najwyższem lekceważeniem. Przerażająco trafnie rozpoznali słabość, tchórzostwo. Pogarda, z jaką traktowali „żałosny skowyt prasy żydowskiej", została potysiąckroć usprawiedliwiona" . . .
„Die Neue Weltbiihne" cytuje kilka artykułów „Berliner Tageblatt", z których jeden przytaczamy: „Krwawiące Niemcy". Teatr Ufa. Kurfurstendamm. „Oddawna gorączkowo oczekiwany film spotkał się z żywem i pełnem zachwytu przyjęciem, które pod koniec przybrało charakter wielkiej manifestacji patrjotycznej . . . Po krótkim rzucie oka na czasy monarchji występuje obraz
107
niemieckiej drogi krzyżowej ... Po scenach działających jak niewypowiedzianie gorzka symfonja żałoby i nędzy, rozpoczyna się najżywsza część filmu. Tutaj rzeczywiście ukazano z mistrzowską koncentracją wzlot ruchu narodowego i człowieka, wzlot, dla którego bodaj czy znajdzie się przykład w historji Niemiec... A potem mowa wyborcza Adolfa Hitlera, nawet dla politycznie trzeźwo myślących pełna nieodpartej siły żywotnej. Scena ta dźwiękowo również wypadła świetnie. Trochę humorystyczne, ale bynajmniej nie obraźliwe było to, co Hitler mówił o rozproszkowaniu Niemiec na niezliczone partje. Ustęp ten był arcydziełem sztuki oratorskiej" . . .
Niezłe, prawda? Teraz „przykład z dziedziny polityki, lepiej niż jakakolwiek ocena krytyczna scharakteryzuje sytuację tych żydowskich „ludzi interesu", którym żaden Hitler, żaden Goebbels, ani żaden szturmowiec nic nie zdoła zrobić".
Charakteryzuje „żydów namaszczonych wszelkiemi smarowidłami, zaopatrzonych we wszelkie waluty, pozbawionych skrupułów i przesądów, jak Mosse lub Oskar Wasserman, do dziś nieporuszony członek zarządu Niemieckiego Banku Dyskontowego, opowiadający w wywiadzie ogłoszonym z racji bojkotu w „Berliner Tage- blatt", że „nie miał najmniejszych przykrości, a ostatnie zmiany w stosunku do niego niczem się nie zaznaczyły, nawet na gruncie towarzyskim". „Handel przekonaniami nie wystarcza firmie Mossego. Jak donosi „Vólki- scher Beobachter", Mosse „w tych dniach zwolnił niemniej niż 118 urzędników i stenotypistek żydowskich". „A jednak pomimo wszystko nie uda mu się ostatecznie wywikłać z matni. (Jak wiemy, istotnie mu się nie udało. Przyp. autora). Sprzedajny żyd Mosse-Lachmann nie wyperswaduje narodowym socjalistom antysemityzmu.
108
Na jednem z zebrań Goebbels obwieścił: „Prasa żydowska w Berlinie już się wykształciła. Redaktorzy „An- griffu" pozielenieją z zadrości, gdy przeczytają narodo- wo-socjalistyczne reportaże w prasie Ullsteina i Mossego; nie powinni jednak myśleć, że to nas usposabia łagodnie. Czujemy się bardzo dobrze, jeżeli ta prasa pisze przeciwko nam i nie radzimy liczyć na pojednanie".
Tygodnik wiedeński pisze dalej: „Ullstein jeszcze raz wyprzedził wszystkich. Specjalnym numerem „Ber- liner Ulustrierte", wydanym z okazji otwarcia Reichstagu, osiągnął tymczasowy szczyt. Poczciwym pismom narodowo-socjalistycznym daleko do takiej doskonałości. Każda ilustracja — hymnem, każdy podpis pod ilustracją — balladą. Tylko nazwa firmy wydawniczej psuje tu trochę harmonję rasową. Fakt bezprzykładny w dziejach: pismo ullsteinowskie ukazało się z samym tylko tekstem, bez ogłoszeń; albowiem kiedy chodzi o zachowanie powagi chwili uroczystej, Ullstein nie cofa się przed żadną ofiarą. Dla dobra interesu rezygnuje nawet z samego interesu, jak to wynika ze wzmianki, umieszczonej w „Vossische Zeitung": Znane wynurzenia Liona Feuchtwangera (żyd — przyp. autora) w jednym z dzienników angielskich o sytuacji obecnej w Niemczech skłoniły Propylaen-Verlag do wstrzymania sprzedaży ostatniej powieści tego autora, jakkolwiek akcja „Wojny żydowskiej" rozgrywa się w czasach Nerona i niema żadnego związku z chwilą obecną".
„Skądże to „jakkolwiek?" Zdaje się, że Ullstein, który zawsze zarabiał na „związku z chwilą obecną", braku właśnie tego związku najbardziej nie może darować swemu niedawnemu pupilowi!" Na takich to „związkach z chwilą obecną", jak np. na książce Remarque‘a „Im Westen nichts neues", zabronionej w dzisiejszych Niem-
109
czech, Ullstein zarobił miljony. A z chwilą wybuchu rewolucji hitlerowskiej chciał zarabiać znowu na tej rewolucji. Wiemy, że doprowadziło go to do żałosnego końca. Do haniebnej śmierci.
„Firma Rudolfa Mosse nie zaprzestała walki ze starym konkurentem. „Berliner Tageblatt" usunął wreszcie z karty tytułowej fałszywą informację o naczelnem re- daktorstwie Theodora Wolffa, ale zaraz zdystansował konkurenta nowem łajdactwem. Ogłosił orędzie redakcyjne do żydów zagranicznych z wezwaniem, żeby zaprzestali szkodzenia rozwijającym się pomyślnie interesom: „Sobotnie oświadczenie ministra Goeringa wobec przedstawicieli prasy zagranicznej, iż rząd nie dopuści do prześladowania kogokolwiek za to, że jest żydem, zgodne jest całkowicie z prawdą. Każdy może się o tern przekonać, przeszedłszy parę ulic w stolicy; ale i w innych miastach można zauważyć, iż ruch w przedsiębiorstwach żydowskich jest równie żywy jak w nieżydow- skich". „Np. w zakładach Mossego. O tym żywym ruchu w przedsiębiorstwach żydowskich, to bodaj jedyna prawdziwa informacja w artykule słusznie noszącym tytuł „Nieprawda!“
„Artykuł o tak trafnym tytule zwrócony jest przeciwko Einsteinowi, którego redakcja energicznie przypiera do muru: „Pan profesor Einstein najoczywiściej nic nie wie o stosunkach niemieckich wogóle, a w szczególności o prawdziwej sytuacji żydostwa niemieckiego; zrobiłby lepiej, gdyby w tych ciężkich chwilach siedział cicho".
Chyba przedstawione powyżej dowody upodlenia żydostwa aż nadto przekonywują?
110
Jakże blado wobec tych faktów wygląda depesza, jaką otrzymał prezes P. E. N. Clubu *) polskiego, Ferdynand Goetel:
„P. E.N. Club niemiecki stwierdza, że wszędzie zagranicą rozsiewane pogłoski o okrucieństwach w Niemczech są zupełnie zmyślone i prosi w interesie prawdy i porozumienia narodów o wyjaśnienie i przeciwstawienie się temu nieznającemu miary szczuciu".
A kto szczuje? Żydzi, żydki, zwłaszcza poumieszczani na posadach korespondentów zagranicznych P. A. T., którzy od stycznia 1933 roku depeszowali po dwa razy dziennie o gwałtownym spadku hitleryzmu, o ustawicznych rozłamach w partji Hitlera, aż wreszcie 30-tego tegoż miesiąca doniosły, że . . . Adolf Hitler mianowany został kanclerzem Rzeszy.
IV
Hitler nawołuje ciągle do prymitywnego instynktu szczepu germańskiego i jego odrębności. Wypadałoby tedy zapoznać się z owym prymitywnym instynktem. Poucza nas o tern najstarsze źródło historyczne, jakiem bezsprzecznie jest „Germania" Tacyta. Otóż posłuchajmy:
„Za próżniactwo a nawet za tchórzostwo uchodzi zdobywać pracą i potem to, co można zdobyć krwią. .. Germanowie kopią sobie jamy podziemne i pokrywają je grubą warstwą nawozu, a jam tych używają jako schroniska na zimę i jako śpiżarni... Nago i brudno wzra-
*) Skrót P. E. N. (poets, essayist, novellist), międzynarodowy klub literacki, posiadający oddziały w większości krajów.
111
stają w każdym domu . . . Panowie i niewolnicy nie różnią się żadną delikatnością obyczajów, tarzają się pomiędzy temi samemi zwierzętami domowemi i na tej samej ziemi. . . Pić przez cały dzień i całą noc nie stanowi dla nikogo zarzutu. Pomiędzy pijanymi często powstają kłótnie, nie kończące się na słowach, ale przeważnie na zabójstwie i ranach. . . Dla pragnienia nie mają tego samego umiarkowania, co do jedzenia; kto te ich słabości umie wyzyskać i da im do picia, ile tylko ich dusza zapragnie, ten dzięki owej ułomności moralnej łatwiej ich pokona, aniżeli bronią".
Oto jak Germanie, arcywzór dzisiejszych Niemiec, pojawiają się na widowni świata. Hitler, lubownik hi- storji, nie powinien chyba przeoczyć relacji tacytowskiej.
112
WNIOSKI
Doprawdy, że, jak to słusznie zaznaczył J. Rembie- liński, osobliwem jesteśmy społeczeństwem. Od tysiąca lat fakt sąsiedztwa z Niemcami wywiera wcale silny wpływ na bieg naszych dziejów i zdawałoby się, że dla opinji polskiej nie powinno być rzeczą obojętną dokładniejsze poznanie tego, co dokonywa się na najbliższym od nas Zachodzie. Nie ukazała się dotychczas, prócz nielicznych zresztą reportaży, żadna książka polska, informująca o stronnictwie narodowo-socjalistycznem w Niemczech i jego wodzu, o historji, programie i dążeniach obozu hitlerowskiego: To też niniejsza praca ma na celu wypełnienie choć w części tej luki. Jest ona raczej próbą syntezy owych, w tej chwili, dwóch największych niebezpieczeństw, jakie czyhają na Polskę, zdawałoby się napozór zupełnie odrębnych i stojących na przeciwległych biegunach.
Te niebezpieczeństwa, to hitleryzm i żydostwo.
Z całą pewnością nie będziemy u siebie popierać hitleryzmu, byłoby to bowiem moralną niewolą u Niemców. Tembardziej nie wolno nam pójść pod batutę internacjonalizmu, którego prym dzierżą żydzi. Nie pójdziemy na lep i nie damy się otumanić błyskotliwym słówkom chociażby prezydenta senatu gdańskiego, dr. Rauschning‘a, który na konferencji prasowej w Warszawie powiedział: „Chcąc w Polsce zrozumieć, czem jest ruch hitlerowski,
8
113
najlepiej będzie sięgnąć myślą do wspomnień z czasów emigracji, kiedy Mickiewicz tworzył polityczną ideologję Polski, jeszcze po dziś dzień mającą swój walor, a Lelewel i inni historycy tworzyli historję, w której nietyle chodziło o pragmatyzm, ile raczej o polityczne wytyczenie dróg na przyszłość. Jeśli Polska jest dziś znowu wielkim narodem, rozumiejącym zadania teraźniejszości i przyszłości, to tamta właśnie epoka założyła pod to podwaliny. Z tej przeszłości Polski należy wyciągać paralelę, jeśli się chce rozumieć niemiecki ruch narodowo- socjalistyczny. Daje on narodowi niemieckiemu to samo wewnętrzne odrodzenie, jakie Polakom dał okres emigracji — daje go wszystkim Niemcom, bez względu na to, w jakich granicach państwowych się znajdują. Jest to ruch duchowy, ruch wewnętrznego odrodzenia narodu pod względem moralnym, obyczajowym i duchowym, dążący do wytworzenia w jaźni narodowej nowych wartości".
Baczny czytelnik po przestudjowaniu stronic tej książeczki inne chyba poweźmie wyobrażenie o hitleryźmie. Polski nacjonalizm Mickiewicza, pisze Z. Wasilewski, ani nasz nowoczesny takich tendencyj nie ma; inna jest jego natura.
Hitleryzm jest właściwie nawrotem do nacjonalizmu pruskiego Bismarków i Wilhelmów, który zmarnował duszę narodu niemieckiego. Hitleryzm jest reakcją przeciw żydostwu i on to dokazał, że już teraz — z powodu wojny niemiecko-żydowskiej świat od żydów się odwraca. Jedynie tylko Polska ich w każdej mierze znosi. Maluczko wody upłynie, a odwdzięczą się należycie.
Rzeczywiście bowiem, kto bez uprzedzeń zestawi faktografję narodu wybranego wobec Polski — dziwić
114
się musi, jak organizm narodowy może znieść na swem ciele takiego pod każdym względem pasorzyta. Kto bez uprzedzeń poznaje historję żydów oraz ich hałaśliwą współczesność, tego na każdym kroku zatrzymuje pytanie: z kim tu właściwie ma się do czynienia, czem jest ten megalomanją tknięty organizm zbiorowy — naród to, czy występna organizacja międzynarodowa?
Otóż np.: W „Naszym Przeglądzie" warszawskim, artykuł na jednej stronicy, napisany z racji hitleryzmu, gdzie autor uznaje każdy nacjonalizm za ohydę i obłęd, a na stronicy odwrotnej artykuł o sjoniźmie chwali się nacjonalizmem, jako fundamentem nieodzownym dla odrodzenia narodu, wyraźnie „narodu" żydowskiego.
Trzeba raz nareszcie otworzyć oczy na postawę moralną żydostwa wobec otaczającego świata. Otóż żydzi, uważając, na mocy obietnic Jehowy, cały świat, wraz ze wszystkimi jego mieszkańcami za swoją narodową własność, czynią od tysięcy lat wysiłki, aby dojść do zapanowania nad tym światem, który, oczywiście, nie pojmując szczęścia stania się własnością żydostwa, opiera się temu.
W ostatnich czasach możemy zaobserwować ciekawy fakt. Oto żydzi usiłują w świecie szerzyć „przewidywania", że ruch hitlerowski będzie w wielu krajach naśladowany. „Naród wybrany" chce tym sposobem oczernić i osłabić wszelkie wyzwoleńcze ruchy narodów. To już żydom nie uda się. Jesteśmy zwolennikami separatyzmu żydowskiego i uważamy go za objaw zdrowy dla żydów, a dla nas zaś pożądany. Nie znajdzie się chyba w Polsce nikt (oprócz samych żydów), ktoby nie pragnął dla nich sprawiedliwości.
115
A pierwszym warunkiem tej sprawiedliwości jest:
Obdarzyć żydózv własną ziemią} własnem państwem tery- torjalnem!
To zaś może się stać jedynie na drodze całkowitego wyniesienia się żydów z Polski. Jest to konieczność chwili!
Trzeba pozbyć się wroga wewnętrznego, aby móc z całą bacznością stawić czoło wrogowi zewnętrznemu — hitleryzmowi!
Nie wolno żydów asymilować, bowiem asymilacja ta jest bezowocna! Słusznie więc pisze cytowany już kilkakrotnie St. Pieńkowski: „Pominąwszy wreszcie całą niższość biologiczną żydów i gdyby to był naród o typie dla życia całkowicie dodatnim, to i wówczas nie wolno byłoby Polakom wchłaniać ich i przerabiać, albowiem narody istnieją poto, aby samodzielnie i indyzmdualnie do swoich celózo dążyły i na równych ze sobą prawach kulturą tworzyłyee.
Nie wolno nam patrzeć spokojnie na to, jak żydzi usiłują stworzyć z Polski — Judeo-Polonję!
Problem żydowski w Polsce jest bez porównania trudniejszy, aniżeli w Niemczech, ale też częściowe jego rozwiązanie stanie się dla naszego kraju nierównie więk- szem dobrodziejstwem.






