To straszne, co mówi ten człowiek.
Jesteśmy zdradzeni przez wszystkich, jesteśmy sami i nieliczni.
Żadnego kapelana tam nie ma, a może nawet to i lepiej, bo zacząłby namawiać do zdrady i prowadził do zwątpienia.
Red. Gazeta Warszawska
archiwum
|
Chłopaki proszą o pomoc, w szambie niczego nie ma, nic nie mòwią, przemilczają te tematy
https://twitter.com/i/status/1757141656552329398 |
|
Marcin Wroński: „Próbowano zastraszać i zniechęcić rolników do udziału w protestach” W miniony piątek rolnicy wyszli na ulice w 52 miejscach w całej Polsce. Były to krótkie, ostrzegawcze manifestacje — sygnał, że sytuacja na wsi osiągnęła punkt krytyczny. Choć województwo kujawsko-pomorskie należało tym razem do najspokojniejszych, w tle wydarzeń pojawił się problem, który odbił się szerokim echem w środowisku rolniczym. Zdaniem Marcina Wrońskiego ze Związku Zawodowego Rolnictwa Samoobrona, w przeddzień protestów dochodziło do działań, które miały zniechęcić liderów rolniczych do udziału w manifestacjach.
Niezapowiedziane wizyty policji przed protestamiWedług relacji Wrońskiego, na dzień lub dwa przed zaplanowanymi protestami do gospodarstw w regionie zaczęli przyjeżdżać funkcjonariusze policji. — „Policjanci przyjeżdżali do gospodarstw moich kolegów, rolników i zadawali dziwne pytania, czy zamierzają brać udział w protestach i czy teraz też będą je organizować” — relacjonuje. Co istotne, nie były to wizyty przypadkowe. — „Odwiedzani nie byli przypadkowi rolnicy. Były to osoby, które w 2024 roku rejestrowały na siebie protesty, których było w naszym województwie kilkadziesiąt” — podkreśla Wroński. „To wyglądało na próbę zniechęcenia”Zastępca wojewódzkiego przewodniczącego Samoobrony nie ma wątpliwości, że działanie służb wykraczało poza standardowe procedury. — „Każdy policjant wie, jak wygląda procedura rejestracji protestu. Oczywistym było, że nikt z nich nie organizuje w tym dniu protestów, ponieważ takie zgłoszenie musiałoby zostać wysłane kilka dni wcześniej” — wskazuje. Wroński zwraca uwagę, że podobne działania mogły być prowadzone także w innych częściach kraju. Podejrzenia wobec MSWiATon jego wypowiedzi sugeruje, że za policyjnymi działaniami mogło stać polityczne polecenie. — „W moim przekonaniu, tego typu policyjne najazdy mogły mieć miejsce również w innych województwach, a zalecenia do ich przeprowadzenia mogły pochodzić nie z komendy głównej, a z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji” — ocenia. Jeśli przypuszczenia Wrońskiego okażą się prawdziwe, sytuacja byłaby wyjątkowo poważna. — „Jeżeli moje przypuszczenia są słuszne, to mamy do czynienia z metodami rodem z PRL” — mówi otwarcie. Jasne stanowisko: rolnicy nie dadzą się zastraszyćWroński podkreśla, że środowiska rolnicze nie zamierzają cofnięć się z powodu presji. Z jego słów wynika, że nastroje na wsi są napięte, a ostatnie działania tylko je pogłębiają. — „Rolnicy mają dość lekceważenia i prób uciszania. Jeżeli ktoś myśli, że presją uda się wyłączyć inicjatorów protestów, to bardzo się myli” — słyszymy od działacza Samoobrony. Sprawa będzie miała dalszy ciąg?Kwestia nie zapowiada się na incydent, o którym zapomni się po kilku dniach. Wśród rolników coraz częściej pojawia się pytanie, czy aparat państwa został użyty do działań prewencyjno-politycznych, a nie porządkowych. Jeżeli potwierdzi się, że policja działała na polityczne polecenie, środowisko rolnicze zapowiada dalsze kroki — także prawne. Na razie jedno jest pewne: protesty nie wygasną, a atmosfera wokół nich staje się coraz bardziej napięta. Rolnicy mówią wprost — próby zastraszenia tylko ich mobilizują. |
|
A "PREZYDENT" to niby gdzie?
Red. Gazeta Warszawska
Rolnicy pod Pałacem Prezydenckim. "Za paliwo muszę płacić od razu. A jak sprzedam plony, to czekam miesiącami" Rolnicy przyjechali pod Pałac Prezydencki, żeby prezydent Nawrocki usłyszał, jak wygląda sytuacja na wsi. Mówili o plonach zaoranych na polu, 90-dniowych terminach płatności, ziemniakach po 2 grosze i o tym, że coraz częściej nie mają komu sprzedać żywności. - Za paliwo płacę od razu. A jak sprzedam plony, to czekam miesiącami – mówił jeden z rolników. Rolnicy przed Pałacem Prezydenckim: chcemy, żeby prezydent usłyszał, co się dzieje na wsiGrupa rolników, przedstawicieli organizacji rolniczych i polityków spotkała się dziś przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Zwracali uwagę, że sytuacja w rolnictwie jest coraz trudniejsza: niskie ceny, problemy ze zbytem, długie terminy płatności i przepisy, z którymi małe gospodarstwa nie są w stanie sobie poradzić. Liczą, że prezydent Karol Nawrocki usłyszy głos wsi i zareaguje. „Cały rok pracy, a plon zostaje na polu”Jako pierwszy głos zabrał Rafał Foryś, szef Fundacji Rolnik Handluje. Tłumaczył, że w tym roku wielu rolników po prostu nie sprzedało części towaru. – Cały rok chodzisz przy plonach, a potem zostawiasz je na polu, bo nie ma komu sprzedać – mówił. – Skupy oferują grosze, a markety wolą towar z zagranicy. U nich najpierw liczy się cena, potem jakość, a dopiero na końcu pochodzenie - dodał. Foryś przekonywał, że rynek detaliczny jest praktycznie przejęty przez duże sieci handlowe. Lokalna żywność, choć zdrowsza i lepszej jakości, ma coraz mniej miejsca. „Zboże po 380 zł, ziemniaki po 2 grosze, jabłka po 50. I jeszcze 90 dni czekania”Cezary Sygocki, rolnik i sadownik zwrócił uwagę, że sytuacja jest już tak napięta, że część gospodarstw funkcjonuje jedynie „z przyzwyczajenia”, bo na ekonomiczne uzasadnienie trudno dziś liczyć. – Żyto po 380 zł, pszenica po 700. Ziemniak po 2 groszy, jabłko po 50 groszy – wyliczał. – I jeszcze termin płatności 60 albo 90 dni. A jak jadę na stację paliw, to nikt mi nie mówi: „zapłacisz za trzy miesiące”. Wlewam paliwo i płacę od razu. A jak sprzedam towar, to czekam miesiącami - dodał. Sygocki mówił, że wielu rolników nie tylko sprzedaje za bezcen, ale nawet nie dostaje pieniędzy. – Oddajesz towar, a zapłaty nie ma do dziś. Firma znika, przepisana na wuja albo stryja. Rolnik zostaje z długami. I kogo to obchodzi? – pytał. „Minister potrafił działkę sprzedać w dwa dni. A my od miesięcy czekamy na pieniądze”Sygocki odniósł się też do ostatnich wydarzeń. – Minister potrafił działkę sprzedać w dwa dni. A jak rolnik chce sprzedać plon, to szuka rynku miesiącami. I jeszcze słyszy, że rolnicy to bogacze z telewizji - denerwował się. Świeczki, kwiaty i jabłka z importuSygocki mówił też o tym, że rynek został zalany importem nawet tam, gdzie teoretycznie powinna dominować polska produkcja. – Idzie 1 listopada. Podejdźcie pod cmentarz. Nawet świeczki nie są polskie. Kwiaty z Holandii, jabłka z zagranicy. Wszystko importowane. A polskie gospodarstwa padają – zaznaczył. „Gospodarstwo przetrwało zabory i komunę. A nie wiadomo, czy przetrwa dzisiejszą Polskę”Głos zabrał również Marek Bąkowski, sadownik z Wielkopolski. Do Warszawy przyjechał ponad 300 kilometrów. – Przez miedzę mam gospodarstwo z XIX wieku. Przetrwało zabory, wojnę, komunę. A teraz, w wolnej Polsce, może nie przetrwać – mówił. Pokazał pudełka jajek przywiezionych z własnego podwórka. – Czworo moich dzieci pracuje w Warszawie. Przywiozłem im 100 jaj, żeby się nie truli jajkami z marketu. Kury chodzą na wolnym wybiegu, jedzą to, co wyrośnie na naszym polu. I takie jajko kosztuje mniej niż marketowe, które płynęło przez pół Europy – opowiadał. „Pozwólcie rolnikowi hodować i ubić świnię bez sterty papierów”Rolnicy mówili też, że część problemu leży w przepisach. Foryś przedstawił dwa projekty, które – jego zdaniem – mogłyby pomóc małym gospodarstwom. – Nie wymyślamy prochu. Chodzi o dwie sprawy. Pierwsza: hodowla przyzagrodowa bez wymogów jak dla ferm. Jeżeli ktoś chce chować trzy, pięć świń rocznie, to powinien mieć taką możliwość bez papierologii, rejestrów, zgód – tłumaczył. Druga sprawa to ubój na własny użytek. – Jeśli rolnik hoduje świnię rok i chce ją ubić na swoim podwórku, na własny stół, to powinien to móc zrobić bez kierowania się do instytucji i wypełniania sterty dokumentów. To mit, że rolnik otruje własną rodzinę, a dużo więcej problemów jest w wielkich ubojniach – podkreślił. „Chcemy, żeby prezydent to usłyszał”Na konferencji wystąpili parlamentarzyści z Konfederacji Korony Polskiej. Zapowiedzieli, że przekażą prezydentowi postulaty organizacji rolniczych i poproszą go o zawetowanie ustawy o ochronie zwierząt, która – ich zdaniem – uderza w małe gospodarstwa. Rolnicy podkreślali, że nie przyjechali „robić polityki”, tylko przekazać, co dzieje się na wsi. – Jesteśmy tu, żeby prezydent usłyszał głos rolników. Jeśli małe gospodarstwa padną, to tej żywności nie będzie – mówili. Kamila Szałaj
https://www.tygodnik-rolniczy.pl/wiadomosci-rolnicze/komenatrze-rolnikow/rolnicy-pod-palacem-prezydenckim-quot-za-paliwo-musze-placic-od-razu-a-jak-sprzedam-plony-to-czekam-miesiacami-quot-2552575 |






